środa, 4 grudnia 2013

Rozdział XVII

„Tak bardzo brakuje mi ciebie”
Loka – Prawdziwe Powietrze

Jesteśmy już po sezonie zasadniczym. Skra jest liderem, Zaksa vice, Resovia o dziwo piąta, przed nią jeszcze Politechnika i beniaminek z Radomia. O miejsce w półfinale gramy z dużo niżej notowanym Transferem. Niby przeciwnik wydaje się łatwy, wygraliśmy z nim dwa razy w sezonie 3:0, ale cicha woda brzegi rwie i nigdy nie można mówić, że to słaby przeciwnik i nie można go lekceważyć. Na nasze szczęście żaden z siatkarzy nie ma kontuzji, każdy jest zdolny do gry, na nic nie narzeka i chce pomóc drużynie nie z kwadratu tylko na boisku. Widać pomiędzy nimi rywalizację, ale tą zdrową. Widać dużo radości z gry co w poprzednim sezonie jakoś nie było widać. Widać, że to jest inna drużyna niż rok temu. Nie jest tą drużyną, która przepraszała kibiców za porażki, rozpamiętywała je, dla której piąte miejsce było szczytem marzeń. Mecze w Pucharze CEV wygrywamy jeden za drugim. Z Maćkiem widujemy się rzadziej niż wcześniej, ale wiedziałam, że życie siatkarza to nie tylko sława, duża ilość fanek lecz także częste wyjazdy, mecze na końcach Polski, wylanych hektolitrów potu na sali i dużo treningów. Boję się, że nasz związek tego nie przetrzyma. Niby mój ukochany mówi mi, że wszystkie nasze rozłąki odbijemy sobie po sezonie, pojedziemy na tydzień lub dwa nad morze, w góry albo za granicę. Gdzie tylko będę chciała, jednak ja od razu wybijam mu to z głowy, a decyzję o wakacjach podejmiemy wspólnie. Będziemy tylko we dwoje i nic ani nikt nam nie będzie przeszkadzał. Jednak ja nie jestem pewna czy dotrwamy do końca sezonu, będę próbowała z wszystkich walczyć o ten związek, bo kocham Maćka, ale to nie wszystko zależy ode mnie. To zależy od nas. Jeśli nawet po sezonie będziemy chcieli spędzić krótkie wakacje to jak powołają go do kadry to prosto pojedzie do Spały szlifować formę przed Mistrzostwami Świata w Polsce. Jesteśmy pomiędzy młotem, a kowadłem. Niby z jednej strony będę się cieszyć, że dostał powołanie i szansę żeby się pokazać, ale z drugiej będę za nim cholernie tęsknić bo jak zamkną go w tym Spalskim lesie to nie wypuszczą dopiero po mistrzostwach. Jestem bezradna. Dlaczego życie jest takie skomplikowane.
Ciągłe mecze nie pozwalają mi na regularne spotykanie się z Justyną. Wiem, że ją zaniedbuję. Czasami chciałbym żeby była blisko mnie. Nawet pomilczała, posiedziała przy mnie nie pytając o nic. Przez dalszą część rozgrywek więcej jestem na hali niż w domu. Niby przychodzę specjalnie wcześniej, wpada do marketingu, co już stało się tradycją, trochę gadamy przeważnie o błahych sprawach, o tym jak się czuję, czy wszystko jest w porządku, ale to nie to samo co w domu czy nawet na spacerze, razem bez osób trzecich. Niech już ten sezon się skończy. Czasami już brakuje mi siły, ale żeby wygrać mistrzostwo po dwóch latach przerwy trzeba zaciskać zęby i pracować za trzech. Może się powtarzam, ale wiem, że przez te wszystkie mecze, wyjazdy zaniedbuję Justynę. Pamiętam jak obiecałem jej jeszcze w szpitalu, że nie pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził jednak teraz w tym momencie jak ja mogę ją ochronić jeśli nawet nie ma mnie w Bełchatowie tylko jestem w rozjazdach. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio na spokojnie rozmawiałem z rodzicami i babcią. Boję się, że nasz związek tego nie udźwignie. Boję się, że ją stracę. Wiem, że nawet jeśli przyniosę jej kwiaty, jakąś bombonierkę to nie pomoże w poprawie relacji pomiędzy nami. Widzę, że Tyśka rozumie, że to nie zależy ode mnie, że ja najchętniej rzucił bym w cholerę siatkówkę i dla niej przekreśliłbym moją karierę siatkarską. Wiem, że nie pozwoliłaby na to. Jakby tylko mogła zaciągała by mnie siłą na halę ćwiczyć jeszcze bardziej niż chłopacy. Była by moim prywatnym trenerem nieopuszczającym mnie nawet na krok. Wie co to jest rezygnacja z marzeń. Wie bo sama rzuciła siatkówkę, coś co kochała, co dawało jej spokój. Coś co się tylko w tym momencie dla niej liczyło. Coś co dawało jej siłę przezwyciężać wszystko co działo się w domu. Siatkówka była dla niej czymś innym niż dla każdego sportowca, była czymś czego nawet nie da się opisać słowami.
Dni mijają, a ja już nie wiem co mam robić. Znajduję sobie byle jakie zajęcie tylko żeby czas mi szybciej minął, a karty w kalendarzu cały czas pokazują tą samą datę, a czas jakby się stał w miejscu, a nie płynął do przodu. To wpadnę do przedszkola po Kubusia, który jest szczęśliwy, że go odbieram z przedszkola i mogę spędzić z nim trochę czasu, a to do dziewczyn, wnerwiając przy tym Marlenę, która tak się denerwuje ślubem i weselem, że ciekawe jak będzie się zachowywała w dzień ślubu albo przed ołtarzem mówiąc słowa przysięgi małżeńskiej, a to na jakąś pizzę z Olą, Paulą i Arkiem, którzy próbują jakoś dotrzymać mi towarzystwa. Wiem, że to wszystko zasługa Maćka, ale on nawet nie ma zamiaru się do tego przyznawać. Chociaż ja i tak wiem swoje. Coraz bardziej tęsknię za tym moim wielkoludem. Niby dużo rozmawiamy przez telefon, na skype, piszemy smsy, ale to nie to samo. Rozmowy z panią Haliną i babcią Teresą jeszcze bardziej mnie dołują. Próbują mnie pocieszyć chociaż tak naprawdę to ja ich powinnam. Oni widzą swojego syna i wnuka tylko kilka razy do roku chyba, że przyjeżdżają do niego w odwiedziny, a ja go praktycznie widzę więcej w ciągu tygodnia niż one przez rok. Dziękuję, że go mam przy sobie, a nie jak inne dziewczyny kilka razy w roku, a połowa z tego to przyjazdy na święta. Nie wiem jakbym bez niego wytrzymała. Czasami mnie denerwuje wygłupiając się i łaskocząc mnie czego wie, że nie lubię, ale za chwilę mi przechodzi. Nie potrafię się na niego gniewać. Wystarczy tylko jego hollywoodzki uśmiech, a ja od razu wymiękam. Takie wielkie, stare dziecko. Chcę tylko, że już się ta plus liga skończyła. Chcę go mieć tylko dla siebie.
Jesteśmy już po meczach z Transferem, szybkie gładkie dwa mecze po 3:0. Wracamy do Bełchatowa w wyśmienitych nastrojach. W autokarze nikt nie jest cicho, każdy coś śpiewa. Nawet Nikiego, Faku, Samiego i Aleksa uczymy śpiewać „Hello”, średnio im to wychodzi, ale nie jest aż tak źle jak można by było się spodziewać. Oczywiście wszystko zostało nagrane i przez Mariusza albo Andrzeja zostanie dodane na fejsika co już jest tradycją i dziwne by było jeśli by się tak nie stało. Niestety nie miałem okazji za dużo pograć. Trener wpuszczał mnie za Niko na podwyższenie bloku albo na zagrywkę bo dzisiaj nam szwankowała. Mariusz jest w formie i to jemu bardziej ufa trener niż mi. Doświadczenie, umiejętności, wszystko wskazuje na to. Wiem, że jestem młody i wszystko przede mną, ale nikt z całej dwunastki nie chciałby oglądać mecz z kwadratu dla rezerwowych. Niby cieszę się, że wygraliśmy, ale dużej zasługi z mojej strony nie było. Rewanż u nas za tydzień. Dobrze, że nie kolejny wyjazd i kilkaset kilometrów poza domem. Już wszyscy mają dość sezonu oprócz Karola, który przeżywa, że jeśli Stefan go nie powoła do kadry to nie będzie miał co wstawiać na fan page na fejsa, a jego samojebki nie są już w modzie i nikt mu ich nie lajkuje. Czasami się dziwię jak ja z takimi osobami jak Karollo można przebywać, przecież niedługo to on by nam zrył psyche swoim nietuzinkowym poczuciem humoru. Jednak będę może nie tęsknił za nim, ale będzie mi go brakować. Za bardzo się do niego przywiązałem, a może nie zanim tylko za jego wygłupami znanymi na cały świat.
Chłopaki wygrali, cieszę się razem z nimi. Wiem, że coraz bardziej jest im wygrywać mecze bo sezon był dłuższy niż zwykle po powiększeniu ligi zagrali tylko 4 mecze więcej, a jak doszły mecze w Pucharze CEV to trochę się ich nazbierało, a kalendarz był prawie zapchany po brzegi przez to, że nie chcieliśmy przekładać meczy na inne terminy. Widać to po nich, a Falasca coraz bardziej musi przeprowadzać zmiany. Dobrze, że mamy równą dwunastkę i można z czego wybierać bo każdy gra na takim samym poziomie. Cieszę się, że w końcu spotkam się z Maćkiem. Niby to tylko kilka dni rozłąki, ale jakoś bez niego przy boku dziwnie się czuję. Tak wiem, że jestem egoistyczna, że zamiast dać chłopakowi odpocząć po podróży i meczach to ja go gdzieś ciągnę, ale naprawdę się za nim stęskniłam, a to jest silniejsze ode mnie. Niestety już taką mam naturę. Już kilka minut temu powinien być autokar przed halą, a tu ani go nie widać ani go nie słychać. Trochę się o nich martwię, żeby czasem się nic nie stało. Może mieli problem z wjazdem do miasta. Ja się nawet nie znam kiedy są korki, problemy z wjazdem i wyjazdem z miasta itp. Jestem zdenerwowana bo nikt nic nie wie. Dziwnie się czuję bo z min dziewczyn chyba tylko ja histeryzuję. Odetchnęłam z ulgą widząc w oddali zbliżający się w stronę hali autokar w żółto – czarne barwy z siatkarzami. Nie wiem co by było ze mną jeśli by w ciągu 5 minut nie przyjechali. Już nie tylko bałam się o Maćka, ale o resztę skrzatów też.
Gdy wysiadłem z autokaru zobaczyłem szczęśliwą Justynę. Cieszyła się jakby ducha zobaczyła, trochę się jej przyglądałem, ale może jestem przewrażliwiony. Nawet przez chwilę wydawało mi się, że płacze. To wszystko przez te podróże i notoryczny brak czasu dla siebie. Tą końcówkę dnia spędziliśmy razem tylko we dwoje. Porozmawialiśmy o meczach, o mojej grze, o podróży. Oglądaliśmy filmy, które wcześniej nawet by nie obejrzała. Nawet by nie spojrzała na opakowanie płyty. Wiem, że robiła to wszystko dla mnie. Wiem, że mnie spiera we wszystkim co robię. Jednak mi tylko wystarczał jej uśmiech. To, że była razem ze mną kiedy jej najbardziej potrzebowałem. Kiedy potrzebowałem żeby mnie przytuliła. Widać, że się za mną stęskniła, tak jak ja za nią. Tylko nie wiadomo, które bardziej. To nie było ważne w tej chwili.
 
***
 

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział XVI

„Będzie! Będzie zabawa!
Będzie się działo!
I znowu noc będzie mało.
Będzie głośno, będzie radośnie
Znów przetańczymy razem całą noc.”
Piersi – Bałkanica

Święta jak i nowy rok minęły nam bardzo szybko. Święta spędziłam z Maćkiem, mimo, że miałam obawy przed spotkaniem z jego rodzicami i rodziną, wszyscy przyjęli mnie bardzo miło. To była spontaniczna decyzja. Nie wiem nawet ile się zastanawiałam. To był moment. Wiedziałam, że dla niego jest to bardzo ważne, że chciał je spędzić razem ze mną. Tyle dla mnie zrobił więc mimo tego, że to jest wbrew moim zasadom postanowiłam, że pojadę z nim do Wrocławia, poznam jego rodzinę, o której dużo mi opowiadał. Pani Halina okazała się wspaniałą kobietą. Mogłabym z nią rozmawiać całymi godzinami. Chociaż tak naprawdę najbardziej się jej bałam. Bałam się, że pomyśli sobie, że zależy mi na sławie Maćka, jego pieniądzach, chociaż nie była taka prawda. Kochałam go taki jaki jest, a nie jaki gruby ma portfel i w ilu czasopismach będę na okładce. Bałam się jej reakcji, że nie jest już jedyną kobietą, którą kocha jej syn i wszystko będzie chciała zrobić żebyśmy jak najszybciej się rozstali, a Maciek znalazł sobie inną dziewczynę w swoim wieku, bez przeszłości jaką ja miałam. Niby nie nalegała abym jej coś opowiedziała o sobie, praktycznie wszystko co wcześniej się działo w moim życiu jej powiedziałam. Nawet wydawało mi się, że jest lepszym psychologiem niż ten lekarz co do niego chodzę na sesje terapeutyczne płacąc co miesiąc niemałe kwoty. Czułam się jakbym znała ją kilka lat. Mogłam jej zaufać. Jakby była moją matką. Czasami nawet wydawało mi się, że bardziej się o mnie troszczy niż o swoich najbliższych. Nawet Maciek nie był dla niej ważny. Żałuję, że mieszkamy od siebie tak daleko. Jednak bardzo chcę żeby jak najczęściej tylko się da ją odwiedzać, nawet na jeden dzień, a ona nas w Bełchatowie.
W wigilię myślałam, że spędzę przy garach pomagając mamie i babci Maćka jednak nie dopuszczono mnie do nich twierdząc, że jestem gościem, a goście nie powinni pracować i się przemęczać. Nigdy nie lubiłam spędzać przy nich, ale tak bezczynnie siedzieć i patrzeć jak inni pracują nie było dla mnie. Jednak chciałam się do czegoś przydać zamiast czekać na wszystko gotowe. Jaki ja gość jeśli traktują mnie jak własną córkę. Nawet gdy chciałam wynieść śmieci dostałam niezły ochrzan, a Maciek wszystko za mnie robił. Chyba nie chciał abym się denerwowała, albo jego mama i babcia. Myślałam, że do końca świąt z nimi zwariuje. Jeszcze mój ukochany, dla którego w ostatniej chwili zmieniłam plany był przeciwko mnie. Dziękuje mu za wsparcie. Czułam się jak kobieta na ostatnich nogach w ciąży, której nic niewolno pod żadnym wypadkiem robić. Może jeszcze oddychać nie będę. Trochę głupio się czułam, ale nie chciałam się narażać przyszłej teściowej, bo babcię bym przekonała na swoją stronę. Nie wiem może ten mój niezapowiadany przyjazd zasugerował im, że zostaną dziadkami, że nie powinnam się przemęczać. Jestem zbyt młoda żeby zostać mamą. Jestem zbyt nie dojrzała. Jednak jakbym była to wszystko bym musiała zmienić. Świat by się obrócił o 360 stopni. Wszystko co zaplanowałam musiałabym zmienić, ale nie żałowałabym tej decyzji. Zapachy wydobywające się z kuchni tak bardzo przypominały mi święta w moim rodzinnym domu. Czasami zamiast skręcić w prawo to ja skręcałam w lewo. Te zapachy jednak nie dawały za wygraną. Jedyną atrakcją w tym dniu było lepienie bałwana z dzieciakami i podjadanie potraw, które były przygotowane przez mistrzynie kuchni. Zapomniałam o Maćku, przecież to też dziecko, trochę wyrośnięte, ale zawsze dziecko i to jeszcze najgorsze ze wszystkich. Dosyć, że wywyższał się swoim wzrostem to jeszcze buntował tych młodszych na mnie, przez co nie zostało na mnie nawet ani jednej suchej nitki. Zostałam obrzucona śnieżkami ze wszystkich stron. Nawet nie miałam siły się ratować sprzed kolejną porcją kulek. Maciek się ze mnie nabijał, ale nie było już mu do śmiechu jak sam dostał ode mnie jedną z kulek, które starałam się w niego rzucić od dłuższego czasu chociaż to niebyło łatwe jakby się to wszystkim mogło wydawać. Oczywiście nie obyło się o pytań babci Maćka kiedy planujemy ślub, a strasznie chciałaby dożyć tych chwil i straszyła swojego ulubionego wnuka, że musi się pospieszyć bo mu spod ołtarza dziewczynę ktoś zabierze. O wnukach nie wspominam. Jakie one by były piękne. Ciekawe tylko czy po mamusi czy po tatusiu. Byle żeby charakter odziedziczyły po Maćku, bo mój nikomu nie życzę żeby go miał. Po prostu lepiej tak by było dla wszystkich. Niekiedy Maciek sam się przekonuje. Najgorsze było śpiewnie kolęd i pastorałek. Najchętniej bym uciekła od Maćka jak najdalej się da jednak jego ręka nie pozwoliła mi na to jakby wiedział co mam w planach. Zresztą kto przy nim by wytrzymał. „Cicha Noc” to zdecydowanie nie jego kolęda. Inne jakoś dało się słuchać, ale tą już naprawdę nie dawałam radę. Powstrzymywałam się od śmiechu jednak po kilku pieśniach nie wytrzymałam. Przepraszałam za swoje zachowanie jednak nikt się nie dziwił. Nawet żartowali, że i tak długo wytrzymałam znając zdolności muzyczne Macieja i takim oto sposobem uwolniłam się od niego. Momentami zastanawiałam się czy czasem nie ogłuchnę i po kim odziedziczył takie fałszowanie bo rodzice i babcia może nie śpiewają rewelacyjnie, ale miło się ich słucha. Poszliśmy na pasterkę, a w drodze powrotnej o mały włos nie zostawili by mnie w samochodzie bo usnęłam w drodze powrotnej. Ogólnie 24 grudnia spędziłam w miłym towarzystwie i ciepłej przyjemnej atmosferze. Od kilku lat nie spędzałam takich świąt. Resztę świąt przebiegła tak samo na rozmowach do późnych godzin wieczornych. Bardzo dziwnie się czułam opuszczając rodzinny dom ukochanego. Wiedziałam, że będę tęsknic, chociaż starałam się to ukrywać jednak po żegnaniu się z przyszłymi teściami i babcią emocje dały o sobie znać. Najbardziej będę tęsknić za babcią Tereską. Pokrzyczy, powyzywa, a ja i tak ją kocham. Chyba nawet jak Maćka. Mimo, że ma tyle lat, chociaż kobietę nie powinno się pytać o wiek jest bardzo rozrywkowa i na czasie. Dziwiła się, że z tym wariatem wytrzymuje. Bo niejedna już po kilku dniach odpuściła znajomość z nim. Widać chodziło im tylko o sławę i popularność. Bardzo się zżyłam z domownikami. Otwarci, wspaniali ludzie. Jednak gdy nas odwozili na pociąg najchętniej by powrócili by z nimi z powrotem do domu.
Dni pomiędzy świętami a nowym rokiem spędziłam praktycznie w domu na halę do pracy przychodziłam tylko kiedy było potrzeba, a resztę czasu spędzałam u Kuby, taty i Anity. Młody nawet ucieszył się z prezentu lecz nie podobało mu się to, że zamiast spędzić święta z nim wolałam towarzystwo Maćka i jego rodziny. Udawał focha, ale jako ta dobra siostra, która rozpieszcza swojego jedynego brata dała mu paczkę żelków i wszystko wróciło do normy. Niby wraz z Anitą tłumaczyliśmy mu, że Maciek jest moim chłopakiem i chciałam poznać jego rodziców, rodzinę, ale jakoś go nie przekonało, a do Maćka powiedział, że nie będzie się odzywał bo mu jego ukochaną Justynkę zabiera i teraz przez niego nie ma nawet czasu dla niego. Nawet Maciek próbował go przekonać zapraszając do kina i na lody czy na treningi, a młody niby nie chcąc mu robić przykrości zgodził się na tą propozycję, ale jakoś czasami starał się mu docinać za co od razu został ode mnie pogadankę, że tak nie wolno mówić. Nie przejmował się tym tylko dalej robił tak jak wcześniej, a mi nie było głupio i wstydziłam się za niego tylko było mi cholernie smutno, że dwie osoby, które kocham nie mogą się porozumieć pomiędzy sobą. Dzień przed sylwestrem chyba podziałał na małego i kazał mi przyjść z Maćkiem bo chciał go przeprosić za swoje zachowanie, a mi od razu spadł wielki kamień z serca. Przydało by się jeszcze mnie przeprosić, ale ważne, że oni się pogodzili i nawet Kuba pokazał mu samochód jaki mu kupiłam. Nawet dał mu poprowadzić. Byłam w szoku bo mi powiedział, że jeszcze mu zepsuje jak wezmę w swoje ręce. Dużo przez telefon rozmawiałam z przyszłą teściową i babcią Tereską. Z tatą Maćka nie miałam takiego dobrego kontaktu. Fajnie się rozmawiało, ale nic poza tym. Oczywiście nie obyło się bez namawiania nas do przyjazdu. Niestety dopiero jak dobrze pójdzie przed świętami wielkiej nocy będziemy mieli trochę wolnego. Te święta jednak wolała bym spędzić z moją rodziną. Tu w Bełchatowie. Może nam się uda i razem spędzimy te święta.
Sylwester spędzony w gronie siatkarzy. Niesamowite przeżycie. Chłopaki trochę poszaleli, ale w końcu to jedyny dzień w roku, na który możemy sobie na więcej pozwolić. No oprócz zakończenia sezonu, ale to jest wiadome. Wódka lała się strumieniami. Nikt sobie nie żałował. Jednak ja sobie odpuściłam. Chciałam to wszystko sobie udokumentować i pokazać całemu światu dzięki portalom społecznościowych jak siatkarze Skry Bełchatów przywitali Nowy Rok. Lepsza bym była nawet od naszej małej blondyneczki. Chociaż blondi tak po północy nie wiedział co się dzieje bo troszeczkę tylko przesadził z alkoholem. Nawet Olka już nie miała z nim siły. Dobrze, że chociaż na początku imprezy sobie z nim potańczyła. Ja to jeszcze jako tako z Maćkiem dawałam sobie radę, chociaż jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Jeśli można to jednym słowem ująć „było grubo”. Zdecydowanie za grubo. No dobra lekko mówiąc pod stołem bardzo dobrze się śpi, Andrzej Wrona jest najlepszym środkowym na świecie, a Zati wale nie jest taki grzeczny jak innym się wydaje. Zwierzenia Kłosa były najlepszym punktem imprezy, a dodatkowo były hitem wszystkich imprez, na których był środkowy Bełchatowskiej drużyny. Zdecydowanie. Dzięki mojej komórce z funkcją nagrywania wszystko zostało opublikowane, a Karol przez trzy dni marudził mi, że wykorzystałam jego chwilę słabości przeciwko niemu. Inni siatkarze mieli radość i wszyscy byli szczęśliwi. Chociaż raz udało mi się ponabijać się z Karola. Uczucie bezcenne. Czekałam na tą chwilę chyba od kiedy zaczęłam pracować w Skrze. Jaka ja niegrzeczna. Zresztą ja nie ciągnęłam go za język, bo on sam to wszystko powiedział. Zbyt dobry mam na niego wpływ, a kibice chociaż się ucieszyli. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Najlepiej nie było mnie wpuszczać na tą imprezę i nie było by problemu. Gorzej było następnego dnia. Kac morderca nie miał serca. Nawet ci co mało wypili łapali się za głowę i jęczeli gorzej niż kobiety na porodówce. Z nimi gorzej niż z dziećmi. Pamiętam minę Maćka jak przyszedł lecz bardziej doczłapał się do kuchni. Wody daj kobieto. Trochę się z niego pośmiałam, ale już nie byłam taka wredna i nawet wlałam mu ją do szklanki, która po kilku sekundach została już opróżniona. Po 3 lub 4 godzinach udało mu się zacząć funkcjonować bo następnego dnia z rana miał być trening. Tak właśnie spędziłam przerwę świąteczno-noworoczną. Każdy dzień był inny. Każda chwila jaką spędziłam we Wrocławiu nie żałuję i będę ją pamiętała do końca życia. Nie żałuje żadnej decyzji jaką podjęłam.

***
Z opóźnieniem, ale jakoś się udało. Pozdrawiam z pochmurnego, zimnego Inowrocławia :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział XV


„Dobrze wiesz i ja to wiem,
Że kochasz, kochasz, ale boisz się
Dobrze wiesz i ja to wiem,
Że kochasz, kochasz, ale boisz się”

Human – Polski

Dni praktycznie spędzam tak samo. Monotonia. Pobudka, praca, spotkania z Maćkiem, z dziewczynami, powrót do domu, łazienka, spanie. Czasami zastanawiam się jak takim trybem życia pozwolę sobie na niewylądowanie w szpitalu. Jestem jednak osobą zawziętą i nawet gdy już naprawdę nie mam na nic siły staram się wykrzesać z siebie resztki pokładów energii by być w pełni zadowolona ze swoich efektów pracy. Z każdym dniem uświadamiam sobie co by było jakby nie było Maćka. Może nikt nie jest ideałem, ale kocham go z każdym dniem coraz bardziej. Zastanawiam się dlaczego on wybrał właśnie mnie, chociaż mógłby mieć ładniejszą, zgrabniejszą. Dzięki niemu poznałam tą inną miłość, tą odwzajemnioną, którą wydaje mi się nigdy nie otrzymałam od drugiej połówki. Lubię patrzeć w jego oczy, lubię się do niego uśmiechać, lubię jak mnie tuli i swoimi szorstkimi rękoma dotyka mojej twarzy. Jestem szczęśliwa, że mogę być blisko niego. Chcę żeby mnie tulił kiedy tego najbardziej potrzebuję. Gdy przypomnę sobie o moich wahaniach czy mam z nim być i czy chcę z nim spędzić resztę życia zaraz mam uśmiech na twarzy ze swojej głupoty. Nigdy nie czułam się tak cudownie. Pomiędzy nami są lepsze i gorsze dni, ale zawsze staramy się dojść do kompromisów. Kłótnie się zdarzają jak w każdym związku bo przecież nie jest idealnie, ale staramy sobie nie dawać powodów do zazdrości czy też złości. Czasami dziwię się, że jest w stanie wytrzymać ze mną kilka godzin. Nawet gdy oglądam z nim mecze piłki nożnej nie przeszkadza mi to, że nie wiem co to jest spalony, czy dlaczego sędzia pokazał żółtą lub czerwoną kartkę. Chcę z nim spędzać jak najwięcej czasu. Sezon ligowy wre. Coraz bardziej trudniejsze mecze. Najpierw była Resowia, później Zaksa. Damy radę. My się nigdy nie poddajemy. Ze Skrą podpisałam umowę do końca sezonu. Jestem z tego zadowolona. Moja pierwsza upragniona praca, w której czuję się jak ryba w wodzie. W Ulu czuję się jakbym miała drugą rodzinę. Siatkarską rodzinę. Z rodzicami jak na moje wcześniejsze stosunki w miarę się dogadujemy. Z ojcem mam trochę opory, ale staram się zapomnieć o tych krzywdach co mi zrobił. Najbardziej pokrzywdzony jest Kuba. Niestety nie spędzam z nim tyle czasu ile bym chciała, ale on jednak rozumie, że musze zarabiać pieniążki aby kupić mu jakiś nowy super wypasiony zdalnie sterowany samochód. Wie, że jak będzie grzeczny to zabiorę go na mecz i spotka się z chłopakami, porzuca w nich piłkami, a później schowa się bystrzach za mnie i lepiej co się będzie działo nie mówmy. Cała bez szwanków z tego na pewno nie wyjdę. Jednak kocham tego dzieciaka i nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę się na niego gniewać. W końcu ja w jego wieku sama nie byłam lepsza, a o moich pomysłach wiedziała cała okolica. Kiedy pierwszy raz go spotkałam myślałam, że nigdy nie dam rady z nim pogadać, pobawić się czy nawet wyjść na mecz. Myślałam, że nigdy nie powiem do niego, że mam najcudowniejszego brata pod słońcem, że w ogóle mam brata z którym chcę przebywać. Wszystko się zmieniło. Najważniejsze, że na dobre. Z dziewczynami bardziej widzimy się na ekranie komputera, ale wtedy to potrafimy przegadać kilka godzin z przerwami na przyniesienie herbaty czy jakiś kanapek lub przekąsek. Często brakuje mi tych naszych rozmów w pokoju z kilkoma tabliczkami czekolady, hektolitrami herbaty praktycznie rozumieliśmy się bez słów. Przysięgliśmy sobie, że nic nas nie rozłączy i nasze obietnice chcemy dotrzymać chyba, że będą nas dzieliło kilkaset kilometrów. Już nie mamy takiego kontaktu jak wcześniej, ale to nie zmienia faktu, że nie łączy nas przyjaźń. Każdy ma swoje życie, zakładamy swoje rodziny, nie mamy praktycznie czasu na nic. Z Marleną widuję się częściej ze względu na studia. To znaczy przychodzi do mnie po notatki bo albo zaspała, albo musiała załatwiać wszystkie sprawy związane ze ślubem. Niby to jeszcze kilka miesięcy, ale salę, suknia ślubna, garnitur dla pana młodego trzeba już załatwiać dużo, dużo wcześniej.
Z Zaksą niestety przegraliśmy. Jestem zły na siebie, że nie mogłem pomóc drużynie. Niby już z kostką wszystko w porządku, ale jeszcze nie trenuje na 100 % swoich możliwości. Nie ma tej dynamiki, skoczności, ale to przyjdzie z czasem. Justyna zawsze pociesza mnie po każdej przegranej, wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Moi rodzice chcieli by się z nią spotkać kilka razy namawiali mnie żebyśmy do nich przyjechali jednak ze względu na sezon nawet nie ma co marzyc o chociaż jednym dniu wolnego. Nawet kiedy miałem mini kontuzję to chciałem być razem z chłopakami. Wspierać ich. Zobaczymy może na święta razem się wybierzemy. Chciałbym żeby poznała moich rodziców. Cała by drżała jakby było kilkadziesiąt stopni na minusie. Wiem, że bardzo by się denerwowała przed spotkaniem. Zbyt dobrze ją znam. Jednak gdy jest ze mną nie musi się o nic martwic. Wszystko bym oddał byle by była ze mną szczęśliwa. Ja ją traktuję bardziej niż zwykłą dziewczynę z którą wcześniej byłem. Ona jest wyjątkowa. Nigdy nikogo na swojej drodze nie spotkałem. Zawsze dziwiłem się chłopakom, że znajdują dziewczyny z którym będą do końca życia. Teraz się im nie dziwię bo ja właśnie ją znalazłem.
Kilka spotkań za nami, święta coraz bliżej nie wiem jak to teraz będzie. Maciek we Wrocławiu, ja w Bełchatowie. Chciałabym z nim spędzić te święta, ale boję się, że jego rodzice, znajomi mnie nie zaakceptują, że będę tam nie pasowała i czuła się jak piąte koło u wozu. Wiem, że dawno ich nie widział więc na pewno pojedzie do Wrocławia. Nie będą go zatrzymywała na siłę bo wiem, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Będę tęskniła, ale  te 3 dni wytrzymamy, odpoczniemy od siebie. Zaraz po świętach mamy mecz więc długo nie nacieszy się czasem spędzonym z najbliższymi. Nawet nie mam dla niego prezentu. Gdy ostatnio byłam w Galerii nic nie rzuciło mi się w oczy. Chłopacy mają lepiej kupią jakiś wisiorek, kolczyki czy bransoletkę i problem z głowy, a my musimy się dużo namyśleć żeby trafić w ich gust. Jak się zdenerwuję to kupię mu płytę z jego ulubionym zespołem lub grę na PS3 i będzie po sprawie. Chciałabym, żeby to było coś innego, ale jeśli nie znajdę czegoś co moje oko zauważy posłużę się najlepszą metoda na zadowolenie osoby obdarowującej. Dla mnie najlepszym prezentem będzie sama jego obecność w moim życiu.
Za dwa dni wigilia. W domu pachnie już piernikami, które są pokryte lukrem i schowanymi przede mną żebym nie mogła ich znaleźć. Niektóre potrawy są już dawno przygotowane. Bigos w słoikach, ale to niestety dopiero w drugi dzień świąt. Karp kupiony, czeka na szybką tragiczną śmierć, zabijając go tłuczkiem do rozbijania mięsa. Ciasta dopiero będą jutro pieczone, niestety ja w tym czasie będę w pracy i obejdę się smakiem, za to Maciek na pewno pomyli drogę na halę i wstąpi do mojego domu na oblizywanie misek po kremach, ciastach i wszystkiego co słodkie. Ten to ma dobrze. Nawet jeśli pozwoli sobie na więcej to spali na treningu i nawet nie będzie widać tych zbędnych kilogramów, a ja przez miesiąc muszę się katować dietami, które i tak nic nie pomagają. Ostatnie prezenty kupiłam wczoraj. Najgorszym problemem był prezent dla Maćka. Znalezienie czegoś co by mu podpasowało graniczy z cudem. Ostatni sklep do którego miałam wejść i wyszłam uradowana. Dobrze, że słuchałam to co mówi mi rozum i ostatkami sił po maratonie sklepowym weszłam do niego. Mam nadzieję tylko, że mu się spodoba. Czerwona koszula w kratę, powinna być dobra, na wszelki wypadek będzie można ją zwrócić lub wymienić na inny fason czy też rozmiar. Młody dostanie srebrny kabriolet z pilotem oczywiście jak chociaż wytrzyma do sylwestra będzie cudem. Akurat to ma po mnie. Nic nie przetrwało dłużej niż tydzień, a jeśli tak się stało to albo miałam szlaban na zabawy albo byłam chora. Marzył o takim. Mama jakieś romansidło do czytania bo wiem uwielbia czytać takie książki, tacie jakąś wodę toaletowa, a Anicie książkę kucharską. Ostatnio coś na ten temat mówiła, tylko nie sprecyzowała się na jaki rodzaj kuchni. Wybrałam włoską mą nadzieję, że trafiłam, a jak nie to trudno. Bywa. Dziewczyną jak co roku kupiłam kolejną liczbę jako zawieszką. Tyle lat już się przyjaźnimy. Nawet nie pamiętam kiedy ten czas szybko minął.
Ostatni trening, ostatnie rozmowy z trenerem, ostatnie rozmowy w szatni, wygłupy. Muszę jeszcze pojechać do mieszkania, spakować się, pójść dać prezent Justynie i kierunek Wrocław. Te 3 dni będą się mi dłużyły. Już za nią tęsknię chociaż tak praktycznie widzieliśmy się wczoraj. Bardzo bym chciał żeby Justyna pojechała ze mną. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Tylko czy się zgodzi. Mógłbym ją nawet nosić na rękach, chociaż wiem, że by się na to nie zgodziła. Bała się, że coś mi jeszcze strzeli w kręgosłupie i następna przerwa w sezonie. Tego bym nawet i ja nie chciał. To będą nasze pierwsze święta, które jesteśmy razem. Dziwię się, że ze mną wytrzymuje, chociaż wiem, że od kiedy jesteśmy razem bardzo się zmieniłem. Jestem inny. Już nie zachowuje się tak jak wcześniej. Bardzo mi na niej zależy i nie chcę jej stracić z mojej głupoty. Jest już dość późno, ale mam nadzieję, że się zgodzi. Chciałbym żeby poznała moją najbliższą rodzinę. Wiem, że to dla niej nie jest łatwe. Rodzice byli by szczęśliwi, że mogą ją poznać bo tylko wiedzą o niej to co sam im wcześniej powiedziałem, a dużo im nie mówiłem. Lepiej niech spotkają się z Justyną i sama im o sobie opowie.

***
Dzisiaj wyjątkowo. Nie wiem czy nawet czas by mi pozwolił na dodanie w czwartek, a ostatnio jak kilka dni wcześniej dodałam publikację automatyczną to zrobił mi psikusa i sobie nie dodał kiedy miał. Ten tydzień wydaje się luźniejszy, ale jaki będzie do końca to sama nie wiem. W ten weekend przekonałam się co muszą czuć osoby wstające od poniedziału do piątku rychło rano. Łączę się z nimi w bólu. Moje oczy po kilku godzinach patrzenia na formularze ZUS musiały zrobić sobie krótką drzemkę więc obudziły się jak było coś o teleturniejach mówione :D Jak zasypiałam to mówiliśmy o Pingwinach z Madagaskaru więc tak 20 minut mi się kimło :) Najlepsze, że nikt niezauważył mojej nieobecności.
Do zobaczenia za tydzień :)

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział XIV


Miasto Lidera! Bełchatów Miasto Lidera!

Ten tydzień szybko nam minął. Nawet nie spostrzegłam się kiedy była sobota, a my graliśmy z Resowią. Niestety Maciek nie może grać więc razem z nami będzie siedział na trybunach i zagrzewał do walki z niewygodnym przeciwnikiem swoich kolegów. Bardzo by chciał być z nimi chociaż w kwadracie dla rezerwowych, ale będzie blokował tylko miejsce wiedząc, że na boisku dopiero pojawi się po ostatnim gwizdku sędziego. Kontuzja nie wybiera. Dobrze, że to tylko staw skokowy, a nie głowa czy coś podobniejszego co wykluczyło go by z gry na kilka tygodni. Wiem, że nie powinnam nabijać się ze swojego chłopaka, ale jak można na prostej drodze się przewrócić, a przy okazji zrobić coś w kostce. Myślałam, że tylko ja jestem taka niezdara i mi się przytrafiają takie rzeczy. Myliłam się. Jak się o tym dowiedziałam to aż ze śmiechu nie mogłam. Dobrze, że nie muszę się w tym czasie przeprowadzić do niego bo bym zwariowała. Z mamą umówiliśmy się, że będzie przynosiła mu obiady. Myślałam, że jak przyjdę z pracy chociaż na trochę zupy lub schabowego się załapię, ale dla mnie zawsze nie starcza bo ten głodomór czym więcej mama przyniesie tym więcej zje, a do mnie nic nie zostanie. O przepraszam pomyliłam się brudne talerze do umycia mi zostają. Wystarczy mi, że po każdym dniu pracy zaglądam do niego robiąc mu zakupy czy sprzątając mieszkanie. Szanowny Pan Muzaj przecież nawet talerza do zlewu nie może włożyć bo jest obłożnie chory. Nie wiem czy to robi specjalnie żebym do niego przychodziła czy tego sierotę naprawdę boli, że tylko wstaje z łóżka jak już naprawdę musi. Nie wiem, nie znam się, nigdy takiego czegoś niemiałam. Na szczęście dla niego sięgnięcie pilota nie jest problemem. Chociaż ma jakąś rozrywkę i nie dzwoni do mnie z byle pretekstem, a to, że się stęsknił, a to kiedy przyjdę, a to jaki dobry obiad mu moja mama zrobiła. Niekiedy mam ochotę wyrzucić telefon przez okno. Niedługo z nim zwariuje. Niech w końcu zacznie trenować, ja będę miała spokój i wszyscy będą szczęśliwi.
Na ulicach Bełchatowa już widać grupki osób ubrane w czarno-żółte barwy i pasiaki. Bilety poszły jak świeże bułeczki. O godzinie 14 nie było już 80% puli biletów do kupna w naszym sklepie. Nie ma ani jednego miejsca, że zgodnie stwierdziliśmy na ten mecz udostępnić do sprzedaży bilety na miejsca stojące. One też jeszcze porządnie nie doszły do sprzedaży, a w mgnieniu oka już ich niebyło. Cieszymy się, że po 5. Miejscu w poprzednim sezonie kibice się od nas odwrócą, a na hali będzie pełno miejsc wolnych. Przebudowany skład, nowy trener, wygrane. Kibice znów przychodzą na mecze, a chłopakom się wtedy lepiej gra. Dzisiaj cały Bełchatów żyje tylko meczem z Rzeszowem.
Z daleka już słychać odbijane piłki przez zawodników. Na ich twarzy nie było widać ani trochę uśmiechu, widać, że bardzo byli zmotywowani. Pierwsza piłka, pierwszy atak, pierwszy punkt zdobyty prze Skrę. Już widzę, że tego spotkania nie zapomnę nigdy. Nie chodzi tu o atmosferę na hali, widowisko czy też spotkanie. Komentujący Maciek po każdej akcji pozostanie zawsze w mej pamięci. Lepszy niż komentatorzy z telewizji Polsat. Po karierze sportowej to będzie dla niego praca. Jakby mógł to by wskoczył w strój i szybszy niż prędkość światła by był na boisku. Tak. Nie widzimy kto zaatakował, kogo zablokowali, a kto strzelił asa serwisowego. Jakby nie Maciek to po co byśmy byli na meczu. Wygraliśmy, byliśmy szczęśliwi i skakaliśmy tak samo jak zawodnicy. 3:2 dla nas chociaż wiem, że nawet byśmy dali wygrać 3:1, ale błędy w końcówce setów trochę pokrzyżowały nasze plany. Zawodnik MVP: Stefan. Szkoda, że nie Karol, ale może następnym razem mu się uda. Obiecał mi to. Dobrze, że w bitwach jest remis bo wygrywający we wszystkim Karol to szczęśliwy Karol. Sodówa mu odbije i jeszcze szkoda chłopaka. Współczuje Włodiemu, który musi to wszystko nagrywać ja bym z nimi niewytrzymała ze śmiechu. Mają takie pomysły, że głowa mała. No to zaczęło się. Autografy, wywiady, zdjęcia. Z dziewczynami szybko zwinęliśmy się z hali i udaliśmy się do pokoju marketingowców. Nie wiem jak ten mały pokoik pomieścił nas wszystkie, ale daliśmy radę. Jedna na drugiej siedziała. Była fajna atmosfera. Dopóki nie wkroczyli siatkarze. To co było miłe szybko się skończyło. Z Karolem i Olką zapakowaliśmy się do auta bo Maciek wątpię czy by dał radę dojść z tą nogą do swojego mieszkania. Niby tylko ma uważać na tą kostkę, ale lepiej dla jego dobra jakby nie szedł prostą drogą bo jeszcze mi się coś stanie, a dwóch kalekich to zdecydowanie za dużo.
Chciałam być jak najszybciej w domu. Cały dzień na nogach to zdecydowanie za dużo jak na mnie. Tylko miałam w planach zrobienie na szybko Maćkowi jakiejś kolacji i szybko wrócenie do domu do wanny z dużą ilością wody. Niestety tak łatwo w życiu nie ma. Maciek skutecznie mi to uniemożliwił. Wie, że jego oczy sprawią, że wymięknę i zgodzę się prawie na wszystko. Nie mylił się. To jest jedyny mój najsłabszy punkt. Całą resztę wieczoru spędziliśmy na oglądanie horrorów. Nie żebym się bała, ale nie lubię ich oglądać. Sceny są dla mnie zbyt drastyczne. Od czasu do czasu warto obejrzeć coś czego nigdy by się nie obejrzało. Jednak z miłości warto niekiedy się poświęcić. Po jednej z akcji grozy wtuliłam się w Maćka tak, że chyba wbiłam paznokcie w jego ciało. Następny uszczerbek na zdrowiu. Tym razem tego nie planowałam. Maciek tylko się uśmiechnął i nic nie powiedział. Dziękowałam Bogu, że mogłam spotkać go na swojej drodze. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. Wiem, że z każdą nawet najmniejszą głupotą mogę do niego przyjść. Przy nim czuję się bezpieczna, a on z wrednej, złośliwej dziewczyny przemienił mnie w dość miłą, normalną dziewczynę. Gdy już skończył się seans chciałam udać się do domu było już w miarę ciemno wiedziałam, że Maciek tym razem mnie nie odprowadzi jak zawsze miał to w zwyczaju. Zawsze bałam się, że w powrotnej drodze coś mu się stanie. Złapałam za telefon, który leżał na stole wybierając w kontaktach numer korporacji taksówkarskiej. Niestety i tym razem moje starania przeszkodził Pan Siatkarz zabierając mój telefon i całując tak moje usta, że nie mogłam się powstrzymać i oderwać od siebie. Tak bardzo potrzebowałam jego bliskości. Zdążyłam tylko wysłać mamie smsa, że nie wracam na noc i żeby nie martwiła się o mnie.
 
***
Przepraszam za to na górze. Krótkie niemające ni składu ni ładu. Pomysły były, chęci też, czasu brak. Za bardzo jestem ambitna i jak sobie ubzduram w mojej głowie to nie ma zmiłuj. Napisać pracę kontrolną chociaż ma się na to jeszcze 16 dni. Tylko ja mogłam to zrobić. Na pewno później coś jeszcze dopisze :)
Następny post za tydzień : 21 listopad 2013 r.
Pozdrawiam :)

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział XIII

„Kiedy będziesz już gotowa – daj mi znać
Wiesz, że mogę czekać – dam Ci jeszcze czas
Razem być – znaczenie często inne ma
Chociaż o tym wiem, to widzę jednak nas!”
Rafał Brzozowski - Tak blisko

Po tym, że miałam wypadek i przebywała kilka tygodni w szpitalu nie ma już śladu. Jestem w coraz lepszej formie. Dni mijały, a ja coraz bardziej czułam się bezpieczniej. Coraz częściej wychodziłam na dwór. Z Maćkiem jesteśmy tak jakby parą, ale oficjalnie z mojej strony nie padło żadne „Kocham cię”, żadne wyznanie miłości. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię. Gdy chcę to powiedzieć nabieram wodę w usta i tyle z tego wychodzi. Boję się, chociaż wiem, że nie ma czego. Jakby mu nie zależało to by się tak o mnie nie martwił, nie przesiadywał by całe dnie w szpitalu gdy ja byłam w śpiączce, odwrócił się ode mnie plecami i nawet w pracy udawał by, że mnie nie zna. Wiem, że zawsze mogę na nim polegać, jak i na każdą osobę w Skrze. Mogę zadzwonić do nich w środku nocy z byle głupim pretekstem, a oni przyjadą nawet jeśli nie pozwolę im na to. Zaczęłam wreszcie praktyki. Czuje się tam jakbyśmy się znali kilka lat. Pan Prezes nie jest taki jaki przypuszczałam. Zawsze można do niego przyjść, pogadać. Bardzo byłam mu wdzięczna, że miejsce czekało na mnie, aż mój stan zdrowia pozwoli mi na rozpoczęcie stażu. Czasami moje pomysły są brane pod uwagę. Bardzo się z tego cieszę chociaż wiem, że nie są one wykorzystywane. Może kiedyś. Z Pauliną i Tomkiem praktycznie dogadujemy się bez słów i wcale nie chodzi o to, że trzeba coś gdzieś zanieść czy umyć szklanki. Skra jest moją drugą rodziną. Wygraliśmy wszystkie mecze kontrolne przed sezonem, chłopaki są w formie, kontuzje jakoś ominęły zespól szerokim łukiem więc czego chcieć więcej. Z dziewczynami widuję się rzadziej. Jednak nie ma dnia przegadanego chociaż godzinę na skype. Marlena wraz z Tomkiem planują ślub latem następnego roku i nawet nie mają kiedy wpaść na kawę. Przez te kilka miesięcy dużo się wydarzyło. Tomek poprosił Marlenę o rękę, a ta bez chwili namysłu zgodziła się. Pamiętam jak ostatnio przed tym wydarzeniem rozmawialiśmy, że się oświadczy jeszcze do końca tego roku i tak się stało. Monika wreszcie znalazła miłość swojego życia. Sebastiana bo tak ma na imię jej nowy chłopak znam od małego. Fajny, sympatyczny czasami nieogarnięty. Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu bawiliśmy się w piaskownicy zabierając sobie łopatki. Mam nadzieję, że bycie razem będzie im pisane. Z ojcem nasze stosunki się polepszyły, może nie są jakieś mega fajne, ale od kilku lat potrafię powiedzieć do niego tato. Z Kubą spędzam trochę mniej czasu, ale jakoś mi jest to wstanie wybaczyć. W końcu dzięki mnie poznał wszystkich chłopaków ze Skry. Ma z nimi pamiątkowe zdjęcia, a o autografach nie wspomnę. Pamiętam jak podeszłam z młodym do nich i ujrzałam zdziwionego Facu. Chyba myślał, że to moje dziecko, ale Maciek z Karolem od razu mu wytłumaczyli, że Kubuś to mój przyrodni brat, którego zgubiłam na meczu w tamtym sezonie. Oczywiście nie obyło się bez nabijki ze mnie jaka ja jestem niezdara, że dziecko zgubiłam, ale jakoś to wytrzymałam burząc Karolowi jego fryzurę a’la Biber. Wiem, że nie powinnam mu tego robić, ale jakoś nie potrafiłam się powstrzymać. By mu się przydało wyjście do fryzjera, ale lepiej dla jego dobra jak nie skorzysta z usług Bełchatowskich fryzjerów bo będzie następnym kogo skrzywdzili. Sama wiem bo doznałam tego na własnej skórze. Pogodzenie się z ojcem było zasługą Maćka, ale on jest zbyt skromny żeby się do tego przyznać. Bardzo chciał żeby pomiędzy nami było wszystko w porządku. Widziałam jak dobrze dogaduje się z moją mamą. Nawet jej pozwala zburzyć swoją nienaganną fryzurę, którą układa przez kilka minut przed lustrem, nakładając tonę żelu czy nie wiadomo czego, a ja od razu dostała bym niezły okrzan. Jak ja mogłam mu to zrobić. Czy chce się jej przylizać? Czy chce polepszyć z nią stosunki. Wątpię. Po prostu mama wie czym mu to wynagrodzi. Szczególnie kilkoma kawałkami sernika zjedzonymi u mnie w domu, obiadkami na wynos i opróżnioną już do połowy spiżarki, a co nie będzie mu żałować. Niedługo jego koszulki, spodenki czy nawet inna garderoba będzie wisiała u nas na linkach w ogrodzie albo na strychu. Wcale bym się nie zdziwiła. Cieszę się, że mają dobry kontakt. Lubię patrzeć na ich uśmiechnięte twarze. Lubię patrzeć jak mistrz ataku próbuje z mizernym skutkiem zostać mistrzem gotowania. Dla jego dobra lepiej będzie jak zostanie tak jak wcześniej. Nikt na tym nie ucierpi. Ani on ani kuchnia. Lubię spędzać z nim czas.
Z Justyną widujemy się codziennie. Nie tylko w pracy, ale też i poza. Zmusiłem ją do rozmowy z ojcem. Wiem, że nie było to dla niej łatwe. Każdego dnia widzę uśmiechniętą, zwariowaną  dziewczynę, bez której nie potrafię żyć. Jest dla mnie jak tlen. Czasami denerwuje się na nią, ale jej słodka minka wynagradza mi to wszystko. Często wychodzimy na spacery, do kina czy nawet razem siedzimy i oglądamy filmy, które przeważnie któryś z nas nigdy by nie obejrzał bo nie są w jego guście. Czasami zastanawiam się dlaczego na mojej drodze spotkałem właśnie ją. Dziewczynę z przeszłością. Jej historię życia można by było opisać w książkę i nawet mógłby stać się bestsellerem.  Pamiętam gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Gdy pierwszy raz przytuliłem. To jest najlepszy okres w moim życiu. Nawet siatkówka, którą kocham nie jest tak samo ważna jak ona. Wiem, że Justyna czuje coś do mnie, ale wiem, że po tym wszystkim co ją spotkało boi się powiedzieć. Specjalnie dla niej biorę lekcje gotowania u jej mamy. Trochę z mizernym skutkiem, ale się staram. Na pewno nie ugotuję jej jak mama, ale od czegoś trzeba zacząć. Chcę jej zrobić niespodziankę. Zaprosić ją na kolację przy świecach. Chcę by było romantycznie. Chcę żeby wiedziała, że zależy mi na jej. Może to trochę banalne z mojej strony, ale romantykiem nie jestem i nie znam się na kobietach. Co one lubią, a czego nie. Pierwszy raz jestem tak potwornie zakochany. Dla żadnej innej dziewczyny nie posunął bym się do takiego czegoś.
Zdziwiłam się gdy Maciek poprosił mnie o przyjście do niego do mieszkania. Nie wiedziałam jak mam to odebrać. Nigdy tam nie byłam i nawet nie wiedziałam czego się tam spodziewać. Niby chciałam tam iść, a z drugiej strony bałam się co on znowu wymyśli. Jego pomysły czasami zwalają mnie z nóg. Myślałam, że Karol z Andrzejem są do tego zdolny jednak chyba każdy w Skrze ma trochę niepoukładane w głowie. Większym lub mniejszym stopniu. Teraz wymyślili sobie bitwy. Są konkurencje i któryś z nich wygrywa. Później cieszą się z wygranej jak małe dzieci. Najgorsze jest to, że nawet nie powiedział mi dlaczego i po co mam do niego przyjść. Wiem tylko tyle, że to ma być niespodzianka. Już się boję się jego niespodzianki. Przecież nie wiadomo co mu do łba przyjdzie. Mam tylko nadzieję, że nikomu nic się niestanie.
Wszystko było przygotowane na jej przyjście. Sztućce, talerze, świece. Dzisiaj postanowiłem, że zrobię dla niej kurczaka w ziołach, a na deser sernik na zimno. Bałem się, że zwykły taki jak robi mama Justyny mi nie wyjdzie i nie będę miał czasu na zrobienie czegoś innego bądź kupienia w osiedlowej cukierni. Strasznie bałem się jej reakcji na to co się będzie działo. Czekałem tylko, aż w progu mojego mieszkania zjawi się ona. Piękna, z uśmiechem na twarzy dziewczyna, dla której zrobił bym wszystko. Mimo, że widzieliśmy się ostatni raz 4 godziny i 33 minuty, a bardzo za nią tęsknie. Ktoś z boku powiedział, że jestem głupi bo jeszcze młody, ale ja wiem, jestem wręcz przekonany, że to jest ta jedyna, z którą chcę spędzić resztę życia. Wszystko bym zrobił żeby jej nie stracić. To zbyt dużo mnie kosztowało.
Ubrałam się w czarną sukienkę, którą ubieram tylko na wyjątkowe okazję. Nie wiem czy ta okazja jest wyjątkowa, ale jeśli zaprosił mnie do siebie to nie będzie zwykłe oglądanie meczów czy bądź filmów jak to mamy w zwyczaju. Założyłam kilka dodatków i już mogę wybrać się piechotą w stronę mieszkania Maćka. Niby po trochę ponad pół godziny drogi wiedziałam, że spacer w tej chwili dobrze mi zrobi. Strasznie się bałam co tam spotkam lecz wiedziałam, że nic mi nie zepsuje tego wieczoru.
Poprawiałem obrus gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Patrząc przez wizjer ujrzałem ją stała w czarnej sukience podkreślającej jej figurę. Wyglądała zjawiskowo. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zaprosiłem ją do środka. Pomogłem ściągnąć jej płaszcz uprzednio po wieszając go na wieszaku w przedpokoju. Ciągnąc ją za rękę doszliśmy do pokoju, w którym miała odbyć się kolacja. Nigdy nie widziałem ją w takim stanie. Po prostu rzuciła się na mnie, przytulając tak, że ledwie co mogłem oddychać. „Dziękuje” wypowiedziane przez nią oznaczało więcej niż zawsze. Chociaż to tylko jedno słowo, jednak dla niej pokazywanie uczuć było trudne. Jej oczy tak błyszczały i wyglądały jak pięciozłotówki. Byłem szczęśliwy, że niespodzianka, którą dla niej przygotowałem spodobała się, a jedzenie, które przygotowałem nadawało się do zjedzenia. Gdy sprzątałem naczynia ze stołu objęła mnie w pasie, tak mocno, że nawet jakbym chciał jej uciec wątpię czy bym dał radę.
-Już nigdy nie będę taka dla ciebie. Nie chcę cię już więcej stracić. Tak bardzo cię potrzebuje. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
Czekałem na te słowa. Tak długo na nie czekałem, aż w końcu je usłyszałem. W tym momencie nic do mnie nie docierało. Byłem szczęśliwy i nikt nie zakłóci mi szczęścia z nią. Osobą, którą kocham i jestem w stanie skoczyć za nią w ogień. Wiedziałem, że to jest pierwszy krok. Najważniejszy. Czekałem tak długo to poczekam ile tylko się da. Resztę wieczoru spędziliśmy bardzo romantycznie. Trochę potańczyliśmy w rytm znanych nam dobrze piosenek. Trochę szybszych trochę wolniejszych. Po powrocie Tyśki ze szpitala poprosiłem Olkę, aby nauczyła mnie tańczyć. Zgodziła się bez wahania. Zresztą to samo ma z Karolem. Jak nie ma szybszych piosenek to jest cała podeptana więc wie co to jest tańczyć z beztalenciem. Witamy w klubie panie Kłos. Nie tańczyłem może jak mistrz świat, ale było o wiele lepiej niż na zakończeniu sezonu z Klubem Kibica i ze sponsorami. Następna niespodzianka. Limit niespodzianek chyba do końca roku wykorzystałem, ale czego nierobi się dla niej. Niemiejąc już prawie na nic siły usiedliśmy na kanapie. Rozmawialiśmy. Bardziej ja prowadziłem swój długi wyczerpujący monolog. Odwróciłem głowę i to co ujrzałem zaskoczyło mnie. Przytuleni do siebie nawet nie wiedziałem kiedy Justyna zasnęła przytrzymując swoją głowę na moim ramieniu. Lekko położyłem ją na kanapie. Spała jak zabita. Nawet jeśli bomba by przeleciała nie było by to w stanie ją obudzić. Na jej ustach widać było uśmiech. Ściągnąłem jej buty i poszedłem do pokoju, w którym śpię po koc. Przykryłem ją oraz ucałowałem ją w czoło na dobranoc.

***
Blogger ostatnio zrobił  mi psikusa i nie miał zamiaru dodać posta ani nawet nie zapisał komentarza odautorskiego. Dopiero dzisiaj to zauważyłam. Mistrz ja :/ Mam nadzieję, że tym razem takiej świni mi nie zrobi :) Skra przegrała z Radomiem. Arkas z Trentino, a Lokomotiw z Lube. 2 ostatnie oglądałam i powiem, że już w samej końcówce myślałam, że Lube nie wygra. Chcę, żądam żeby Skra wygrała z Rzeszowem :) Oczywiście na PSN nie pokazują takich meczy bo szkoda, zresztą i tak bym nie obejżała bo w tym czasie będę w szkole. Chciałam się dalej uczyć to teraz mam. Coś na poprawę humoru: Bitwa #2 Pianki :D Wrona wygrał, a ja jestem w rozsterce bo nie wiem komu kibicować :) Niech wygra lepszy :) Pozdrawiam prawie z podłogi bo po obejżeniu wojny nawet nie mam siły wstać :)
P.S. Ponad 700 wyświetleń :) Jestem w mega wielkim szoku *_*  Nigdy bym się tego nie spodziewała nawet w snach :) Za wszystkie komentarze :) One strasznie motywują, a ja wiem, że ktoś to czyta :) Dziękuje :)

czwartek, 31 października 2013

Rozdział XII

Spróbuj powiedzieć to,
Nim uwierzysz, że
Nie warto mówić kocham.
Spróbuj uczynić gest,
Nim uwierzysz, że
Nic nie warto robić.
Hey - Moja i Twoja nadzieja

 Budzę się jakbym przez kilka dni nie potrafiła się obudzić. Każdy kawałek ciała mnie boli. Nie mogę się poruszyć. Tak bardzo bym chciała coś powiedzieć. Nie mogę, nie potrafię. Wszystko wokół mnie jest bardzo dziwne. Nie pamiętam, nie znam tych osób, które stoją nade mną. Białe ściany, wszystko sterylne, jakieś pikanie. Gdzie ja jestem? Co ja tu robię? Słyszę jakieś szepty. Dość niewyraźnie. Czy coś mi się stało. Nie pamiętam. Ostatnie co pamiętam to szaleńczy bieg, pisk opon i uderzenie. Może mi się nic nie stało tylko komuś innemu. Nie wiem. Zadręczam się myślami, które kotłują się w mojej głowie. Kto to mógł być. Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli. Błagam, proszę tylko nie Maciek.
Leży tam, a ja nie mogę ją dotknąć, uściskać jej dłoń, przytulić. Nie mogę nawet wejść do sali, w której leży. Lekarz krążą wokół niej. Odpinają od różnych urządzeń. Rozmawiają z nią. Cały świat nabrał wreszcie barw. Dzięki niej. Byłem zły na siebie, że ją nie uchroniłem, że wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebowała nie byłem przy niej. Ona teraz leżała tam taka bezbronna. Na samą myśl, że mogłoby się jej coś stać, nogi mi się uginają. W oczach powstają łzy. Obiecałem sobie, że już nigdy jej nikt nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Jest dla mnie zbyt ważna, a ja nie chcę, nie mogę jej stracić. Kocham ją. W życiu nigdy się tak nie zakochałem. Wcześniejsze dziewczyny w porównaniu do Justyny nie dorastają jej do pięt. Może kiedyś myślałem, że każda z nich jest tą, którą kocham. Myliłem się. Teraz przy Justynie wiem dopiero co to jest miłość. Chciałbym żeby została tą Justyną, którą spotkałem i którą pokochałem.
Lekarze odłączali ją od prawie wszystkich urządzeń. Wszyscy zamartwiali się o nią. Najbardziej on. Mimo, że jest twardzielem nie potrafił powstrzymywać odczuć, które kłębiły się w jego ciele. Zdarzało mu się płakać bo był bezbronny. W jego oczach można było ujrzeć strach. Tak bardzo się o nią bał. Dziękował bogu, że żyję jednak tak strasznie boi się reakcji na jego widok. Nie wie czy będzie go pamiętać. Czy rozpozna kogoś z rodziny, znajomych czy przyjaciół. Często słuchał opowieści mamy Justyny o tym jaka była w dzieciństwie, a ona bała się o niego jak o własnego syna. Czasami nawet nie udawało się go odciągnąć od łóżka Justyny. Przynosiła mu obiady, bo nawet nie miał czasu wyjść do bufetu zjeść jakiś ciepły posiłek. Nawet wypytywała go o siatkówkę chociaż tak naprawdę nie wiedziała o czym on do niej mówi. Chciała go bliżej poznać. Wiedziała, że prędzej czy później wyląduje w szpitalu bo każdą wolną chwilę przebywa w szpitalu siedząc przy łóżku jej jedynej córki. Przez te kilka dni zmieniła sobie zdanie o nim. Myślała, że będzie z tych co porzucą i zostawią. Myliła się. Widać było, że ją kocha, bo jakby mu na niej nie zależało to by nie przesiadywał całe dnie w szpitalu. Była dla niego wszystkim. Siedział przy niej jak najdłużej się dało. Gdyby nie treningi przesiadywał przy szpitalnym łóżku 24 godziny na dobę. Wszystko by dla niej zrobił. Nawet jakby mógł to by cofnął czas. To była prawdziwa miłość. Taka jedna, która bywa w życiu.
Gdy lekarz wyszedł z sali powiedział, że wszystko jest w porządku, a Justyna za kilka dni wróci do domu. Tak bardzo się cieszyłem z tego powodu. Łzy. To były pierwsze łzy szczęścia od kilku dni. Przez te kilka dni jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, że bez niej moje życie nie ma sensu. Chciałem z nią być, ale pierwsi do Sali weszli rodzice. To jest ich jedyna córka. Ja będę musiał poczekać, ale jeśli tyle czekałem aż się obudzi to poczekam jeszcze te kilka minut. Widziałem jak im ulżyło. Bardzo się o nią martwili. Miałem tylko nadzieję, że mnie nie wyprosi z sali. Chciałem tylko być przy niej. Nie dzwoniłem jeszcze do nikogo ze Skrzatów. Wiem, że są w stanie nawet biegiem przyjść tu do niej. Wiem jak się polubili, a ci nowi zawodnicy chętnie chcą ją poznać. Najpierw musi przyjść do siebie, a później dopiero ktoś będzie mógł ją odwiedzić. Zresztą nie wiem czy w tym stanie będzie chciała kogokolwiek widzieć. Wcale bym się nie zdziwił jakby nawet ze mną nie chciała porozmawiać. Wiem, że teraz potrzebuje spokoju żeby organizm mógł się zregenerować. To co lekarz mówi jest święte. Widzę przez szybę jak się uśmiecha jak mówi coś do rodziców. To jest ta Justyna, którą spotkałem na hali i w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej rodzice wyszli z sali i poprosili mnie żebym do niej wszedł bo chciała ze mną porozmawiać. Bałem się wszystkiego. Bałem się, że mnie okrzyczy, wywali za drzwi, a jej niewolno się denerwować. Tak cholernie bałem się jej reakcji. Bałem się co powie. Bałem się, że mam zniknąć z jej życia, ale ja tak nie potrafię. Za bardzo mi na niej zależy.
Gdy wszedłem do Sali nogi się pode mną ugięły. Nie potrafiłem wykrztusić ani jednego słowa. Czekałem jak głupi kiedy to ona się do mnie odezwie. Wiem, że nieracjonalnie myślałem, ale emocje dały nad sobą górę. Siedzieliśmy w ciszy, trzymałem jej dłoń, a ona uśmiechała się do mnie. Uśmiechała się do mnie jak najbardziej mogła. Od razu poczułem się lepiej. Serce biło mi jak oszalałe. Chciałem ją przytulic, ale bałem się, że mogę ją skrzywdzić, że mogę jej połamać żebra. Gdy chciałem wreszcie coś powiedzieć, ona nie pozwoliła mi na to. Porozumiewaliśmy się bez słów, chociaż tak krótko się znaliśmy to wiedzieliśmy o sobie prawie wszystko. Wiedziałem kiedy jest smutna i chciałaby coś powiedzieć, kiedy szczęśliwa i radosna. Jej oczy tak błyszczały. Tak się cieszyły. Teraz już jestem pewien, że ten czas, który spędziliśmy osobno nie jest czasem straconym. Oboje przemyśleliśmy to co się stało wtedy na zakończeniu sezonu. Ja byłem jeszcze bardziej pewien swoich uczuć. Wiedziałem, że to nie jest zwykłe zauroczenie. Przypuszczałem, że ona też mnie kocha lecz czekałem aż w końcu to mi powie. Byłem szczęśliwy, że mogę być przy niej, że mogę ją dotknąć, nawet posiedzieć w ciszy. Niestety lekarz wyprosił mnie z sali, a ja tak bardzo chciałem przy niej zostać. Jednak nie chciałem mieć przerąbane u lekarza więc jak kulturalny człowiek opuściłem salę jak tylko najszybciej się dało. Musiałem się z nią pożegnać, ale obiecałem jej, że jutro zaraz po porannym treningu zjawię się u niej. Przytuliłem się do niej, lekko żeby nie zrobić jej krzywdy, pocałowałem ją w policzek i powiedziałem do niej zwykłe dwa słowa, które znaczą tak wiele. "Kocham cię”.
Codziennie odwiedzałem ją w szpitalu. Z dnia na dzień wyglądała coraz lepiej, ale nie wolno jej się przemęczać. Wyzywała mnie, że zamiast wyjść z kumplami na piwo czy na obiad to ja tu siedzę i jej marudzę. Puściłem jednym uchem jej uwagę, a drugim wypuściłem bo tak bardzo chciałem być blisko jej. Tak bardzo mi jej brakowało. Bardzo chciała rozpocząć wreszcie ten staż bo tak jak pan Prezes obiecał nie przyjął na miejsce Justyny żadnej osoby. Gdy tylko o tym się dowiedziała bardzo się ucieszyła. Chciała jak najszybciej opuścić szpital i pójść do pracy, która ją interesuje. Tak bardzo ucieszyła się gdy Skrzaty ją odwiedziły. Ciasto, które było wykonane przez nich nie dawało się do jedzenia, jednak Justyna próbowała je zjeść żeby nie zrobić im przykrości, a później gdy opuścili salę próbowała we mnie wcisnąć jednak jej się nieudało. Tym razem nieudało jej się mnie omamić. W końcu tak bardzo się starali, a że im nie wyszło to niestety nie nasza wina. Cukiernikami to na pewno nie zostaną. Mogą zostać kimkolwiek chcą, ale dla naszego dobra żeby ten zawód sobie odpuścili. Nie mogło obyć się bez żartów Kłosa. Nie byłby sobą jakby nie ponabijał się z Zatiego. Opowiadał co się dzieję w szatni, ale niektóre rzeczy mógłby sobie odpuścić dla jej dobra. Mówił, że hotki już za nim nie piszczą jak tylko sprowadzili się Niko i Facu. Nawet stawiennictwo Justyny żeby Zatiego już nie dręczył nie pomogło. Biedny Paweł. Cały Karol. Z nowymi zawodnikami szybko się dogadała. Najgorsza była bariera językowa, ale daliśmy radę. Widać, że się polubili bo cały czas pytali się co tam u niej. Jak się czuje. Czy czasem czegoś nie potrzebuje. Czy może trzeba podwieźć mnie do szpitala. Bardzo bym chciał żeby w końcu wyszła z tego szpitala. Kiedy ostatnio rozmawiałem z lekarzem kiedy ją wypiszą powiedział, że jak nic nie będzie się działo to pod koniec tygodnia. Byłem tak szczęśliwy, że wszystko jest w porządku. Już od dawna wszystko było urządzone na jej przyjazd, ale kto to zrobił lepiej nie mówmy dla jej dobra. Następne kilka dni spędziliśmy na rozmowach. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie chociaż wiem ile ją to kosztuje. Udawała silną, ale tak naprawdę rzuciłaby mi się w ramiona. Przytuliłem ją i kołysałem dopóki się nie uspokoiła. Byłem przy niej tak blisko, że najchętniej nie wypuścił bym ją z ramion.
Gdy nadszedł dzień wypuszczenia Justyny ze szpitala zerwałem się z treningu. Chciałem ją odebrać wraz z jej rodzicami. Pojechać z nią do domu. Pobyć z nią. Te ostatnie tygodnie bardzo nas do siebie zbliżyły. Wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć. Wiedziałem, że wszystko zaczyna się układać. Gdy z kwiatami wkroczyłem do sali, w której „mieszkała” Justyna zobaczyłem ją już spakowaną czekającą na wypis i na rodziców, którzy mieli już być kilka minut temu. Wyzwałem ją, a ona mnie, że urywam się z treningu, a ja, że pomógłbym jej się spakować jednak ona tak bardzo chciała opuścić szpital, że nie zwracała uwagi na moje słowa. Była szczęśliwa, że w końcu będzie w domu, w swoim łóżku, bo na tym jak później się przyznała nie mogła spać. Tak praktycznie nie zwracała na mnie uwagi. Nie dziwię się jej pewnie tak samo bym postępował wiedząc, że za kilka minut opuszczę ten szpital. Zadzwoniłem do rodziców Justyny dowiedzieć się dlaczego nie są jeszcze w szpitalu. Okazało się, że mieli jakąś stłuczkę i nie dadzą radę przyjechać. Przepraszali, że zapomnieli powiedzieć, ale to wszystko tak szybko się działo. Byliśmy zdani tylko na siebie. Pierwsza myśl zadzwonić do Karola jednak Justyna szybko wybiła mi ten pomysł z głowy. Wolała spędzić ten dzień tylko ze mną z rodzicami i z dziewczynami, a nie z połową Skrzatów, bo znając Karola największą plotkarę ci co by mogli przyjechać to by przyjechali i kłócili się przed szpitalem jak małe dzieci z kim pojedziemy samochodem. Zamówiliśmy taksówkę. W holu czekaliśmy na jej przyjazd. Poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę i z całej siły jaką ma ją obejmuje. Tak ciepło mi się zrobiło na sercu. Już teraz wiedziałem, że kocha mnie tak samo jak ja ją. Nie musiała nic mówić. Po prostu rozumieliśmy się bez słów. Byłem tak bardzo szczęśliwy, że nawet nie zauważyłem kiedy przyjechała nasza taksówka. Oboje opuściliśmy szpital z uśmiechami na ustach, zostawiając złe wspomnienia, wsiedliśmy do niej i tak bardzo potrzebowaliśmy siebie.

wtorek, 8 października 2013

Przepraszam :(

Wiem, że każdy następny rozdział miał być dodawany w poniedziałek, ale jednak przeceniłam swoje możliwości. Jestem ambitna, ale nie zawsze to co chcę zrobić mi się udaje. Ten miesiąc jest dla mnie zdecydowanie za krótki, a doba powinna mieć 48 h albo i więcej. Wcale bym się nie obraziła. Od jutra mam taki nawał, że nie da się tego wyrazić słowami. Kontrolne wizyty, wyjazd, przyjazd, a w weekendy chodzę do szkoły. Zachciało mi sie dalej uczyć. Jedyny wolny weekend mam teraz to zachciało mi się ślubu na drugim końcu Polski. Nawet nie pamiętam kiedy na spokojnie buszowałam w internecie. Nie mam na nic czasu, a momentami nawet nie wiem jak się nazywam. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale taka jest prawda.
Mam nadzięję, że jak spróbuję dodać rozdziały jak najszybciej się da to ktoś zostanie i będzie czytał. Wiem, że to co pisze nie nadaje się do czytania, ale staram się żeby to wychodziło jak najlepiej jak tylko się da.
Pozdrawiam i do zobaczenia wkrótce :)

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział XI

„W Tobie wszystko jest tym, czego najbardziej chcę.
Kocham Cię, nie boję się mówić, że Kocham Cię.”
Ewa Jach – Nie boję się

Aparatury piszczały jak oszalałe. Nie wiedziałem co się tam dzieję. Ona budzi się, a może umiera. Nie wiem. Zostałem wyproszony z sali, stoję obok rodziców Justyny i przyglądam się co tam się dzieje. Jestem bezradny. W głowie mam tysiące myśli. Lekarze chodzą wokół niej, aż w końcu zasłonili rolety pewnie dlatego żebyśmy nie widzieli co się tam dzieje. Boję się, że ją stracę. To nie może się stać. Próbuje uspokoić jej rodziców, chociaż sam jestem zdenerwowany. Mówię do nich, że wszystko jest w porządku, a Justyna zaraz się obudzi i będzie mogła z nami porozmawiać, wytłumaczyć co tej nocy się stało, ale bezskutecznie. Oboje przytuleni patrzą w szybę sali nie zwracając uwagi na to co im mówię. Rozumiem ich. Mimo, że jestem młody i nie mam swoich dzieci. Nie chcą jak ja stracić najważniejszej osoby. Jeśli ona umrze nie wiem jak się po tym pozbieram. Tak trudno mi było pogodzić się z tym, że nie odwzajemniła moich uczuć, a teraz gdy mogę ją stracić na zawsze nie mogę przyjąć to do wiadomości. Życie nie jest proste jak nam się wydaje. Kilkanaście nieodebranych połączeń od rodziców, kilkanaście smsów od znajomych gdzie jestem bo szukają mnie wszyscy we Wrocławiu. Z tego wszystkiego zapomniałem poinformować, że wyjeżdżam do Łodzi. Teraz nie miałem głowy do tłumaczenia się przed wszystkimi, a w szczególności przed rodzicami. Wiem, że teraz martwią się o mnie, że poparli by moją decyzję o przyjeździe do Łodzi, a nawet sami by mnie zawieźli, ale nie mam na to ochoty. To nie był ten czas, ani miejsce na takie rozmowy. Po chwili wychodzi do nas lekarz mówiąc, że pierwsza próba wybudzenia się nie udała, ale mamy być dobrej myśli. Jej organizm jest silny, co pokazała próba wybudzenia jednak to jeszcze nie ten czas. Poprosił nas żebyśmy jak najwięcej przychodzili do niej, rozmawiali, a może za kilka dni Justyna jeszcze raz spróbuje się wybudzić ze śpiączki. Musimy być dobrej myśli. Te słowa lekarza bardzo mnie wstrząsnęły. Będę u niej 24 godziny na dobę. Muszę być przy niej to może uda się. Będę spał w szpitalu na krześle, ale jej nie opuszczę. Nie mogę, nie potrafię, nie chcę. Jestem zdeterminowany. Wiem, że to jest nierozsądne, ale ona potrzebuje naszego wsparcia. Wiem, że kiedy się obudzi nie będzie zadowolona z mojej decyzji. Gorzej będzie jak wznowimy treningi ze Skrą. Trener jak się dowie, że spędzam tu całe dnie to nie pozwoli mi na takie rzeczy. Wiem, że siatkówka była u mnie na pierwszym miejscu, ale Justyna teraz jest najważniejsze. Tylko jest problem bo ja nie chcę rezygnować z siatkówki, która była i jest pierwszą miłością mojego życia, ale spróbuję to wszystko pogodzić tak żeby nie opuszczać treningów i przebywać jak najwięcej z Justyną. Będzie to trudne, ale od czego ma się przyjaciół. Trochę to jest skomplikowane, ale musimy dać radę. Bardzo chcę żeby wszystko było jak dawniej. Najważniejsze żeby się wybudziła, zaczęła normalnie żyć nie tak jak teraz przypięta do kilkunastu kabelków, różnych aparatur, które tak praktycznie żyją za nią. Chcę żeby była tą Justyną, którą poznałem. Tą uśmiechniętą, kibicką skry, nie udającą kogoś dziewczyną.
Z szpitala wychodziłem tylko aby się przebrać i odświeżyć. Rodzice Justyny kilka razy prosili mnie żebym odpoczął. Pojechał do domu przespał się kilka godzin, a oni będą tu przy niej, a jak coś będzie się działo to zadzwonią do mnie. Nie zgodziłem się na to. Obiecałem sobie, że już nigdy jej nie opuszczę i nie pozwolę by ktoś ją skrzywdził. To co oni mówili nie docierało do mnie. Jednak dla mnie najważniejsza jest Justyna. Chłopaki ze Skry często do niej zaglądali pytali się czy jest jakaś poprawa, ale jednak od poprzedniej próby wybudzenia  nic się nie zmieniło. Przynosili kwiaty, mówili, że cały sztab oraz biurowi czekają na nią i ma nie udawać, że śpi bo oni i tak musi się stawić za kilka dni do pracy bo inaczej przez tydzień nie będzie mogła usiąść na swoich zgrabnych czterech literach po treningu z nami. Całe dnie i noce praktycznie przebywałam w szpitalu. Trzymałem ją za rękę i opowiadałem wszystkim co się dzieje w Bełchatowie, o tym, że jej rodzice wyzywają mnie, że nic o siebie nie dbam. O treningach. O nowych zawodnikach, których musi poznać. O głupotach, które dzieją się w szatni i na treningach. O tym, że strasznie brakuje mi jej i jak najszybciej ma powrócić do zdrowia bo inaczej bez niej oszaleje. Nic się teraz nie liczy tylko to żeby wybudziła się i wyzdrowiała. Z każdym dniem chciałem z nią porozmawiać, przytulic ją, pocałować nawet jeśli ona by tego nie chciała. Od sierpnia powinna zacząć praktyki u nas w Skrze. Miejsce i biurko w dziale Marketingu na nią czeka. Zarząd nie wyznaczył na jej miejsce inną osobę. Wszyscy czekają na Justynę. Nowi zawodnicy nawet chcą przyjść do szpitala tylko muszą załatwić wszystkie sprawy dotyczące ich pobytu w Bełchatowie. Pamiętam, że zamiast święta spędzać we Wrocławiu z rodzicami to chodziłem od urzędu do urzędu, a najważniejsze jest to, że w tych urzędach siedzą babcie, które już dawno powinny być na emeryturze, którym potrzeba po pięć razy tłumaczyć co chcesz załatwić. Od rodziców dowiedziałem się kilka rzeczy o Justynie. Co ją interesuje, jakie kwiaty lubi, jaka była jak była mała. Trochę zdziwił mnie fakt, że była nie znośna. Biła się z chłopakami, a nawet kiedyś grała w siatkówkę. Miała szanse zostać dobrą siatkarką, ale dzięki swojemu charakterze i kłótni z nauczycielką w-fu zrezygnowała z SKSów, a później całkowicie zrezygnowała z grania w siatkówkę na lekcji. Ognista Justyna tego bym się nawet w snach nie spodziewał. Zawsze cicha, skromna, a tu takie odkrycie. Dużo rozmawiałem z Panią Basią. Fajna z niej kobieta, ale niestety tak samo dba o mnie jak moja mama. Opowiadała o dzieciństwie Justyny. Już teraz wiem dlaczego nic nie mówiła o sobie. Zawsze słuchała mnie nie dodając od siebie nic. Dziwię się, że Justyna i jej matka chcą mieć kontakt z tym tyranem. Wiem, że ludzie się zmieniają, ale nie potrafiłbym mu wybaczyć tych krzywd, które mi wyrządził przez te kilka lat. Kilka lat, które bym chciał wymazać z pamięci. Mogę się jej zawsze wyżalić czy nawet wypłakać się w rękaw. Widzi, że jest mi strasznie trudno, że to wszystko co się stało jest dla mnie trudne do zaakceptowania. Chciałbym cofnąć czas, ale nie potrafię. Chciałbym żeby to nigdy się nie stało. Wypadek Justynki bardzo mną wstrząsnął. Widzi, że bardzo mi na niej zależy. Przynosi mi nawet obiady do szpitala i cały czas wyzywa mnie, że nie powinienem spędzać tu każdą wolną chwilę, powinienem wypocząć w końcu mam treningi i pierwsze mecze kontrolne przed sezonem. Teraz gdy już wiem trochę więcej o Justynie to tym bardziej muszę być przy niej. Bałem się o nią. Leżąc tam na tym łóżku była taka bezsilna. Z sali wychodziłem tylko po kawę do maszyny. Trzymałem ją za rękę. Prosiłem ją żeby już się nie wygłupiała bo to wcale nie jest śmieszne i w końcu się obudziła. Kochałem ją. Chciałem zacząć wszystko od nowa. Chciałem żeby mi dała jeszcze jedną szanse. Ścisnęła moją dłoń czy tylko mi się tak wydaje. Poprosiłem pielęgniarkę. Powiedziałem jej o tym. Zawołała lekarza. Gdy wychodziłem z sali usłyszałem tylko doktorze ona się budzi.

***
No to następny. Coś się kończy, coś się zaczyna. Przeżyłam weekend w szkole. Sukces. Słuchać 14 godzin o prawie pracy i nie zasnąć nawet na 5 minut. Nie wiem jak to zrobiłam, ale jestem mistrzem. W październiku rozdziały będą dodawane raz w tygodniu w poniedziałek. Sama jestem z tego powodu niezadowolona, ale nic z tego nie poradzę. Od 9 do 21 października mam takie urwanie głowy, że masakra. Każdy dzień zaplanowany. Jak nie wizyty kontrolne, rezonans, następne wyzyty kontrolne, do tego dwa śluby po tygodniu jeszcze ten pierwszy na drugim końcu Polski, że ja się z nim zgodziłam iść zanim mi powiedział gdzie. Głupia ja :D Tyle przegrać :/ Wrocław nadchodzę :) Spróbuję nie odwalić tam nic, ale jak coś się stało to nie ja :D Jeszcze do tego 3 weekendy w szkole. Jedna wielka masakra ;/ Pod koniec października nie będę wiedziała jak się nazywam :) Ale o swoich urodzinach nigdy nie zapomnę :) Prezent już dawno sobie zażyczyłam więc nie powinnam być z nich niezadowolona.
Next 07.10.2013
Pozdrawiam :)
P. S. justberrry ładną masz profilówkę na fb :)

piątek, 27 września 2013

Rozdział X


„Ta miłość była, jest i będzie”

Nie mogę otworzyć oczu. Oślepia mnie coś. Lampy. Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego tu jestem? Słyszę jakieś szmery. Jakieś końcówki słów, których nie potrafię złożyć w sens. Znajome mi głosy. Jest ich kilka. Nawzajem się przekrzykują czy tylko mi się wydaje. Każdy udaje, że ma racje. Udają inteligentnych, a zachowują się jak dzieci. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że ktoś płacze i trzyma mnie za rękę. Tak bardzo ściska moją dłoń. Chciałabym to odwzajemnić, ale nie mogę tego zrobić. Tak bardzo bym chciała otworzyć oczy i powiedzieć kilka słów, ale nie mogę. Słyszę jakieś piski, krzyki i błagania. Może ja śnię, za chwilę się obudzę i wszystko to okaże się złym snem. Nic nie widzę. Ciemność, widzę ciemność.
Miała wypadek. Kierowca samochodu potrącił ją gdy w ostatniej chwili wbiegła na ulicę. Przeleciała przez maskę samochodu, który nie jechał z taką prędkością jak powinien tylko o wiele więcej, ale nawet jeśli by zdążył zahamować to i tak by w nią uderzył. Wylądowała kilka metrów dalej. Czy wbiegając pod samochód zrobiła to umyślnie? Nie wiadomo. Po złożeniu przez kierowcę zeznań wszystko zaczynało się układać w całość. Z jego opowiadań wynikało, że jakby przed kimś uciekała, ale czy to prawda. Przecież on mógł kłamać żeby uniknąć odpowiedzialności. Dlaczego miałaby to zrobić. Rzucić się pod samochód to nie było w jej stylu. Przecież jest jeszcze młoda i wszystko przed nią. Studia, praca, rodzina, znajomi na którą zawsze mogła liczyć. Nie dowiemy się prędzej niż jak się obudzi. Tak długo jest w śpiączce. Lekarze mówią, że to normalne po takim wypadku, po tylu operacjach. Organizm się teraz regeneruje. Musimy czekać. Wszyscy są dobrej myśli, lekarz mówił nam, że wyzdrowieje, niestety nie potrafią nam dokładnie powiedzieć kiedy ona się wybudzi. To wszystko zależy od niej. Mówią, że jest młoda. Jej organizm walczy. Tylko dlaczego to tak długo trwa.
Gdy tylko dowiedziałem się od Oli o wypadku spakowałem najpotrzebniejsze mi rzeczy i sprawdziłem, o której mam najbliższy pociąg do Łodzi. Ola nie za wiele przez telefon mi powiedziała bo tak naprawdę sama nic nie wiedziała. Wiem tylko, że ktoś ją potrącił jak szła nocą po Bełchatowie i, że jest w szpitalu. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Bałem się, że umrze, że nigdy jej nie spotkam, że nie będziemy razem pomilczeć. Modliłem się tylko żeby nic się jej niestało. Nie mogę ją stracić. Jest dla mnie zbyt ważna. Dopiero teraz to sobie uświadomiłem. Nikt inny jej nie zastąpi. Mimo, że we Wrocławiu spotkałem moją byłą dziewczynę ona nie dorównywała jej do pięt. Chciała abyśmy jeszcze raz spróbowali. Odmówiłem. Nie potrafię o niej zapomnieć. Byłą inna niż poprzednie. Nie zależało jej na pieniądzach, sławie, drogich prezentach. Byłą sobą. Nie zachowywała się jakby chciała komuś coś udowodnić. Chciałem ją jak najszybciej zobaczyć. Nie mam pojęcia w jakim jest stanie. Przez całą drogę do Łodzi płakałem. Nie zwracałem uwagi na to, że ludzie się na mnie patrzą. Nie obchodziło mnie to. Przecież każdy może mieć chwile słabości. Chciałem być jak najszybciej koło niej. Trzymać ją za rękę. Być blisko niej. Karol powiedział, że odbierze mnie z dworca i prosto zawiezie do szpitala, w którym jest Justyna. Niewiedziałem w jakim stanie ją zastanę. Byłem wściekły na siebie, że ją nie ochroniłem. Zostawiłem ją samą sobie. Może gdybym był tu to nic się tu niestało. Jeśli coś się jej stanie to nie daruję sobie. Otwierając drzwi od wagonu zobaczyłem Karola z Olą w ciszy doszliśmy do samochodu. Nikt z nas nie potrafił powiedzieć żadnego słowa. Dla mnie było to na rękę. Nie musieliśmy nic do siebie mówić. W samochodzie tylko Ola się odzywała. Wyzywała Karola, że na pierwszym lepszym zakręcie wpadniemy w poślizg albo nie wyhamujemy i trafimy w drzewo lub w inne samochody. Nie zwracałem na to większej uwagi. Patrzyłem się w szybę, mijaliśmy ulice, a szpitala nie było widać. Wiem, że Karol chciał dobrze, ale Ola miała rację. Zachowywał się jak pirat drogowy. Każdy z nas chciał się dowiedzieć co z Justyną, ale lepiej dojechać pięć minut później niż wcale. Dojechaliśmy szczęśliwie, chociaż w przypadku kierującego Kłosa można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces nie rozbijając się na pierwszym lepszym drzewie. Wsiedliśmy w trójkę do windy. Czekaliśmy aż dojedzie na drugie piętro. Jakoś chodzenie po schodach niebyło dla nas. W gardle miałem gulę, ledwie co mogłem przełknąć ślinę. Bałem się, że Justyna wszystko powiedziała rodzicom i naskoczą na mnie, że to wszystko była moja wina, że to przeze mnie szlajała się nocą po Bełchatowie. Wiedziałem, że Ola z Karolem wszystkiego się domyślają jednak nie powiedziałem im o wszystkim co się stało na zakończeniu sezonu ze sponsorami. Nie dopytywali się, a to dla mnie było najważniejsze. Nie miałem siły na rozmowy. Nawet nie chciałem z nimi rozmawiać bo nie był to czas ani miejsce na takie rozmowy. Najważniejsza dla mnie była Justyna. W tym momencie tylko ona się liczyła. Doszliśmy do rodziców stali z dwoma dziewczynami. Pamiętam jak Justyna mówiła mi, że ma dwie przyjaciółki. To pewnie one. Widać było po nich zmęczenie. Podpuchnięte oczy, na pewno płakali. Nie dziwię się im. Bo sam kilka godzin temu płakałem w pociągu. Mogli stracić najważniejszą osobę w swoim życiu. Bardzo chciałbym im pomóc, ale nie wiem jak. Zaproponować żeby odpoczęli. Banalne. Nie ruszą się stąd dopóki nie wrócą z nią do domu. W końcu to ich jedyna córka. Nic nie powiedziałem. Patrzyłem się w szybę OIOM-u. To nie była ta Justyna, którą ostatni raz widziałem. Była blada, wręcz przezroczysta. Jej włosy jak zwykle były nienagannie ułożone. Na jej ustach nie było tego uśmiechu, na który mógłbym patrzeć całymi godzinami. Wyglądała jakby ktoś ją przeżuł i wypluł. Poprzypinana była do przeróżnych kabelków. Słyszałem i widziałem jak maszyny za nią pracowały. Walczyła bo miała dla kogo. Dla rodziców, dla samej siebie. Myślałem, że śpi za chwilę się obudzi, że porozmawiamy tak jak wcześniej. Jednak gdy dotarło do mnie, że ona jest w śpiączce wszystko się zmieniło. Rodzice Justyny zaczęli opowiadać jak to się stało. Najchętniej jakbym dorwał tego skurwisyna to nie wiem co bym mu zrobił. Byłem wściekły. Nie potrafiłem powstrzymać łez, które coraz bardziej spływały mi po policzkach. Już nie udawałem, że jestem silny, że radzę sobie z emocjami. Mimo, że z Justyną nie byliśmy w jakiś rewelacyjnych stosunkach to tak bardzo się bałem, że ona nigdy się nie obudzi. Chciałem do niej wejść, ale lekarz nie pozwolił mi. Powiedział, że tylko rodzina może do niej wejść. Byłem wrakiem człowieka nie docierało do mnie, że to nie jest sen. Słyszałem jak rodzice Justyny rozmawiali z doktorem. Niemiałem pojęcia o czym. W tym czasie wszystko się zatrzymało. Wiedziałem, że siedzenie w szpitalu bez możliwości wejścia na salę nie miało sensu, ale musiałem przy niej być. Potrzebowałem tego jeszcze bardziej niż ona. Po wyjściu rodziców Justyny z sali lekarz poprosił mnie do siebie, nie wiedziałem o co mu chodzi. Kazał mi założyć zielony fartuch i powiedział, że mogę u niej nie zostać dłużej niż dziesięć minut. Byłem szczęśliwy. Podziękowałem rodzicom Justyny i jak najszybciej się dało byłem już w Sali. Dla mnie każda sekunda była cenna. Usiadłem koło niej i z nią rozmawiałem, wiedziałem o lekarza, że trzeba do niej dużo mówić bo nam może się wydawać, że ona nas nie słyszy jednak nie jest to prawdą. Powstrzymałem się od płaczu. Wiedziałem, że jej to nie pomoże. Przysięgłem jej, że dopóki nie wyjdzie ze szpitala nie opuszczę jej na krok. Będę za drzwiami, ale będę z nią. Opowiadałem o tym co się działo na zgrupowaniu. O żartach Karola, szczególnie jak chodził z aparatem próbując zrobić sobie samojebkę z Zatim, a biedaczek nie chciał i tak się gonili po całym cosie, wszyscy się z nich śmiali, nie dziwię się im bo sam ledwie co mogłem wytrzymać ze śmiechu, mimo, że w Skrze takie obrazki były na porządku dziennym, o tym, że chce sprzedać swoją Renkę. Już nie będzie chlapał nikogo. Jeśli ktoś ją kupi to po kilku dniach pożałuje tej decyzji. Po jazdach Karola można się podziewać, że długo ten samochód nie pociągnie. Zostaję na następne kilka sezonów w Skrze, a od Prezesa przypadkowo dowiedziałem się, że będziesz odbywała u nas praktyki. Nawet się nie pochwaliłaś. Zawsze byłaś skromna. Zawsze to ja mówiłem, a ty słuchałaś nie odzywając się ani słowem. Teraz już wiem dlaczego. Za to cię pokochałem. Jesteś tą osobą z którą chcę spędzić resztę życia. Najlepsza studentka na wydziale Marketingu i Zarządzania na jednym z Łódzkich uczelni. Zobaczysz nie dam ci spokoju będziesz musiała mi wszystko powiedzieć o sobie jak na spowiedzi. Nawet nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę. Twoje niedowierzanie. Chociaż będę miał cię na oku i nic ci się już niestanie. Żadna głupota ci nie przyjdzie na myśl żeby chodzić nocami po Bełchatowie. Nie pozwolę ci na to. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić bo i tak ci to nic nie da. Trzymałem ją za rękę. Nie miałem ochoty jej puścić. Jednak widziałem te błagalne spojrzenie lekarza. Nachyliłem się nad nią pocałowałem ją w policzek. Kocham cię. Następnym razem żeby ci żadna głupota do tego twojego ślicznego łba nie przyszła rozumiesz. Pamiętaj, że już cię nie opuszczę. Lekarz coraz bardziej mnie ponaglał. Puściłem jej dłoń. Gdy dochodziłem do drzwi usłyszałem pisk maszyn, do których była poprzypinana Justyna. Bałem się, że ją stracę. Jej mama płakała. Prosiła by ją ratowali. Ona nie może umrzeć. Jest zbyt młoda na śmierć.

***
Powróciłam. Kiedy następny? Nie mam zielonego pojęcia. No to powiedzmy, że ten rozdział średnio mi się podoba. Zresztą jak każdy. Niedługo z nich powstanie telenowela. Polska przegrała z Bułgarami :/ No dobra już nie piszę więcej na ten temat bo się rozkleje :(  Od dzisiaj nie nawidzę lekarzy, którzy wystawiają recepty na wykupienie pół aptek. Spoko kupisz 3 rzeczy zapłacisz ponad 100 złotych, a miałam sobie kupić następne buty na koturnie. Marzenia...
Pozdrawiam z deszczowych kujaw, a rano było tak pięknie :)

niedziela, 22 września 2013

...

No tak miał być kolejny rodział, ale nie będzie :( Przepraszam. Przez moją głupotę (czytaj zapomniała, że siatkówka nie jest pokazywana na otwartym Polsacie ani na Polsat Sport News) i roztrzepanie nie zdążyłam go napisać bo nawet nie miałam kiedy, a moje zapasy wogóle nie pasują do tego co jest we wcześniejszych rozdziałach. Trochę lubie sobie utrudnić życie :) Ba to już się stało tradycją :) Cała ja :D Postaram się w tym tygodniu coś nabazgrać, ale nie obiecuje :) Od piątku w domu jestem gościem. Dziękuje Monice, że mnie przygarnęła i pozwala mi u siebie oglądać mecze dzięki temu czemuś co się nazywa telewizorem z dekoderem Cyfrowego Polsatu. Muszę namówić mamę na kablówkę. Nie wiem jak długo ze mną wytrzymasz, ale do finałów gdzie będą grali Polacy nie opuszczę Cię. Wiem, że się z tego powodu cieszysz :D W ramach rekonpensaty zaiwanie z lodówki kawałek ciasta, nie wiem czy dobry, ale na pewno się nie otrujesz bo ja nie piekłam. Z twojego pokoju tak szybko mnie nie wypędzisz. Nawet jakbyś mnie wkurzała ile tylko by się dało :) Na tym kończę mój monolog.
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam :)

piątek, 20 września 2013

Rozdział IX


Czerwiec. Za dwa miesiące będę odbywała staż w Skrze. Kiedyś cieszyłam się z tego powodu, poznam chłopaków. Teraz już ich znam oprócz tych nowych. Wiem tylko tyle, że zmienił się trener, duża część zawodników rozwiązała kontrakty za porozumieniem stron lub ich nie przedłużono, po dziękując im za wcześniejszą współprace. Czas szybko minie, a ja nawet nie obejrzę się kiedy nadejdzie ten moment. Czym bliżej tym bardziej nie chcę mieć tego stażu. Może to dziwne, ale ta sytuacja mnie przeraża. Nikt nic nie wie na ten temat oprócz dziewczyn, Pauliny i Olki. Chciałabym zobaczyć ich miny kiedy pan prezes przedstawia swoich nowych stażystów. Zdziwienie. Na pewno. Nie wiem jak po tym wszystkim spojrzę Maćkowi w twarz. Raczej będziemy się unikać, to i tak nie miało przyszłości. Wiedziałam, że prędzej czy później się spotkamy i tym razem nie będę miała gdzie uciec. Od tego feralnego wieczoru nie kontaktowaliśmy się. Nie potrafiłam z nim rozmawiać. Jest mi z tym potwornie ciężko na sercu, źle się z tym czułam, ale nie potrafię jako pierwsza zrobić ten pierwszy krok. Zawsze byłam uparta i ambicja mi na to nie pozwalała. Chciałabym się z nim spotkać, pogadać o wszystkim i o niczym jak wcześniej, być blisko niego, bo w jego ramionach zawsze czułam się bezpiecznie. Czekałam jak głupia, że zadzwoni. Nie odbierałam od niego telefonów, nie wychodziłam gdy przychodził i stał przez kilka godzin przed domem, nie zwracając uwagi czy pada deszcz czy świeci słońce, a teraz chcę aby do mnie zadzwonił. Justyna czy ty czasem nie przesadzasz? Teraz, ale ty masz refleks dziewczyno. Po dwóch miesiącach chcesz żeby się odezwał. A może jeszcze rzuci ci się w ramiona i powie, że wszystko będzie dobrze. Myślisz, że na takie jak ty będzie tracił czas. A może się w nim zakochałaś? Tęskniłam za nim. Bardzo. Mimo, że spotykałam się z dziewczynami to nie było to co wcześniej. Dzięki niemu zaczęłam się uśmiechać, przestawałam się zamartwiać, mogłam mu zaufać, co w moim przypadku było trudne. Żyłam. Nie przejmowałam się niczym. Był takim moim prywatną definicją szczęścia. Zawsze mogłam na niego liczyć, a teraz wszystko się zmieniło. Trudno mi się przed sobą przyznać, ale tak bardzo go potrzebuję. Nie wiem co bym zrobiła gdy zobaczyłabym go. Przytuliła się bym do niego i wąchała jego perfum. Uwielbiałam je. Pokazywały jaki Maciek naprawdę jest. Czuły, romantyczny, inny niż wszyscy z którymi wcześniej byłam. Wiem tylko tyle, że po zdanej maturze wyjechał do Wrocławia. Karol jak na plotkarę przystało wszystko opowiadał co się działo w Spale. Lepiej jakby mówił bez szczegółów. Szczególnie co on tam robi Zatiemu, dziwię się mu, że z nim tym psychopatą wytrzymuje. Pewnie nie ma wyjścia bo nikt nie chce mieć za lokatora. Nie dziwię się im, sama też bym nie chciała nawet za sąsiada. Moja psychika nie zniosła tego. Pozostawiła traumę do końca życia. Po sezonie ligowym i reprezentacyjnym należy mu się odpoczynek. Mimo, że nie wywalczyli awansu do mistrzostw byłam z niego cholernie dumna, że wystąpił. Że te wszystkie spędzone chwile na Sali i te poty wylewane na treningach dały jakiś skutek. Patrzyłam na wszystkie mecze. To nie był Maciek, którego poznałam. To była kompletnie nie znana mi osoba. Wiem, że nie zagrał na miarę swoich możliwości, ale cieszyłam się, że spełnia swoje marzenia tylko fakt, że mu nie poszło trochę mnie dziwiło. Bałam się, że to moja wina, że to wszystko przeze mnie. Mogłam z nim porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Pogadać na spokojnie. Dziwnie się z tym czułam. Tyle rzeczy chciałam zrobić, ale serce i rozum podpowiadało mi inaczej. Burza była w moim ciele. Czasami zastanawiałam się jak jest to możliwe. Jednak taka jest rzeczywistość. Gdy rano wstaje pierwsza moja myśl zawsze związana jest z Maćkiem. Oszukuje samą siebie. Zaczęłam znowu być taka sama jak zanim poznałam Maćka. Zamykam się w sobie, mało przebywam ze znajomymi, nie chodzę na terapię. Czuję, że znowu jestem na dnie, ale tym razem się nie pozbieram. Boję się tego. Nic mi nie pomoże. Wiem, że mam przy sobie kochających rodziców, Anitę, Kubę i dziewczyny, ale to jest silniejsze ode mnie. Wiem, że wszystko by oddali byle tylko byłabym zdrowa. By to wszystko co się kiedyś wydarzyło nie powtórzyło się. Mama nie  coraz częściej mnie pilnuje albo wymyśla wypady do ojca. Myśli, że to pomoże. Jedyny plus z tego, że młody jest zadowolony gdy jego ukochana siostra przychodzi się pobawić. Niekiedy mam dość tych ich troski. Wiem, że od tego są rodzice, ale niech nie przesadzają. Sesja się kończy, muszę się uczyć, a oni może zamkną mnie ubezwłasnowolnią i na oddział zamknięty mnie wsadzą. Teraz najważniejsza jest uczelnia. Chcę wszystko zaliczyć w pierwszym terminie i mieć wszystko z głowy. Odpocząć przed pracą. Nie wiem co mnie tam będzie czekać. Wyjechać gdzieś gdzie mnie nie znają i nie ma zasięgu, mieć wszystko w czterech literach i przemyśleć kilka spraw, które powinnam już dawno zrobić. Staż może to i nie jest praca, ale trzeba będzie wstawać rychło rano jeszcze przed zapianiem koguta jak ja nie jestem przyzwyczajona do tego. Zawsze byłam śpiochem i mam to do dziś. Pierwsze dni będą najgorsze. Później człowiek się do wszystkiego przyzwyczai. Zawsze lubiłam wieczorem przechodzić się po uliczkach Bełchatowa przypominając sobie gdzie byłam z Maćkiem. Tak też zrobiłam to dzisiaj. Hala, w której po raz pierwszy się spotkaliśmy gdy młody zrobił sobie przechadzkę po płycie boiska grając z Oliwierem i Arkiem coś podobnego trochę z siatkówki i trochę z nożnej, a ja nie miałam pomysłu jak go stamtąd zabrać, a on wraz z Karolem mi pomogli. Oczywiście nie bezinteresownie. Za numer telefonu, a później mądry Kłos dzwonił do mnie o trzeciej w nocy robiąc żarty udając prowadzącego jakiś program typu „Dziewczyny z fortuną”. Lubiłam przechodzić koło kawiarenki niedaleko hali gdzie po raz pierwszy się umówiliśmy na kawę i ciacho. Pamiętam jak zjadł mój kawałek ciasta, nawet jakbym chciała to bym nie zaprotestowałam bo nie miałam ochoty go zjeść i bez pytania popijał moją wystygniętą kawą. Nie krępował się. Był naturalny. Takiego go zapamiętałam. Lubiłam wpatrywać się w jego brązowe oczy. Były hipnotyzujące. Działały na mnie jak narkotyk. Może to dziwne, ale tak naprawdę było. Czasami zachowywał się jak wariat. Nigdy mi to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie razem z nim wygłupiałam się mimo, że jestem od niego starsza o dwa lata. Przecież każdy ma coś w sobie z dziecka. Przy nim byłam inna. Zmieniłam się. Bałam się, że jak opowiem mu o chorobie, o wszystkim to się odwróci ode mnie. Nie chciałam tego. Ufałam mu, ale to nie było takie łatwe jak się wydaje. Szłam coraz dalej i dalej, aż w końcu chciałam wrócić do domu, ale ja nie wiem gdzie jestem. Pamiętam te osiedle. Te domy. Budynki. Jednak jak mam się dostać do domu nie mam pojęcia. Cofam się chce spojrzeć na budynki może znajdę tam nazwę ulicy i numer. Beczskutecznie. Wśród tych ciemności nic nie widzę. Boję się, że z krzaków wyleci jakiś wariat i coś mi zrobi. Udaję przed sobą twardzielkę, a nogi mam jak z waty. Słyszę kroki, czuję na ciele oddechy tego co jest za mną. Modlę się żeby nic mi nie zrobił. Przyspieszam. Rozglądam się na boki, ale nic nie widzę. Wiem, że jest już grubo po północy mimo, że nie mam zegarka na ręce. Nie wiem kim jest ta osobą, która idzie za mną. Łudzę się żeby nic mi się nie stało. Słyszę, że tak jak ja zaczyna przyspieszać. Coraz bardziej się boje. Wbiegam na ulicę nic już nie widzę coś jasnego oślepia mi oczy, tylko słyszę huk i pisk opon, a potem sygnał podobny do karetki i w tej chwili przed oczami mam całe moje życie.

***
 
Pewnie teraz już śpicie, a ja się męcze na komentarzem odautorskim. Wiem, że jak obiecałam to staram się dotzrymywać słowa. Jakoś tym razem mi się udało. Jutro od 20 mam nadzieję, że tak jak ja będziecie kibicować naszym :) Gorzej będzie w sobotę, ale damy radę. No niech wygrają już. Czekam, czekam na pierwszy gwizdek. No na tym kończę mój wywód :) Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam :)
Następny post niedziela 22.09.2013 r. p godzinie 16. chyba, że mi się dni pomyliły :)