piątek, 27 września 2013

Rozdział X


„Ta miłość była, jest i będzie”

Nie mogę otworzyć oczu. Oślepia mnie coś. Lampy. Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego tu jestem? Słyszę jakieś szmery. Jakieś końcówki słów, których nie potrafię złożyć w sens. Znajome mi głosy. Jest ich kilka. Nawzajem się przekrzykują czy tylko mi się wydaje. Każdy udaje, że ma racje. Udają inteligentnych, a zachowują się jak dzieci. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że ktoś płacze i trzyma mnie za rękę. Tak bardzo ściska moją dłoń. Chciałabym to odwzajemnić, ale nie mogę tego zrobić. Tak bardzo bym chciała otworzyć oczy i powiedzieć kilka słów, ale nie mogę. Słyszę jakieś piski, krzyki i błagania. Może ja śnię, za chwilę się obudzę i wszystko to okaże się złym snem. Nic nie widzę. Ciemność, widzę ciemność.
Miała wypadek. Kierowca samochodu potrącił ją gdy w ostatniej chwili wbiegła na ulicę. Przeleciała przez maskę samochodu, który nie jechał z taką prędkością jak powinien tylko o wiele więcej, ale nawet jeśli by zdążył zahamować to i tak by w nią uderzył. Wylądowała kilka metrów dalej. Czy wbiegając pod samochód zrobiła to umyślnie? Nie wiadomo. Po złożeniu przez kierowcę zeznań wszystko zaczynało się układać w całość. Z jego opowiadań wynikało, że jakby przed kimś uciekała, ale czy to prawda. Przecież on mógł kłamać żeby uniknąć odpowiedzialności. Dlaczego miałaby to zrobić. Rzucić się pod samochód to nie było w jej stylu. Przecież jest jeszcze młoda i wszystko przed nią. Studia, praca, rodzina, znajomi na którą zawsze mogła liczyć. Nie dowiemy się prędzej niż jak się obudzi. Tak długo jest w śpiączce. Lekarze mówią, że to normalne po takim wypadku, po tylu operacjach. Organizm się teraz regeneruje. Musimy czekać. Wszyscy są dobrej myśli, lekarz mówił nam, że wyzdrowieje, niestety nie potrafią nam dokładnie powiedzieć kiedy ona się wybudzi. To wszystko zależy od niej. Mówią, że jest młoda. Jej organizm walczy. Tylko dlaczego to tak długo trwa.
Gdy tylko dowiedziałem się od Oli o wypadku spakowałem najpotrzebniejsze mi rzeczy i sprawdziłem, o której mam najbliższy pociąg do Łodzi. Ola nie za wiele przez telefon mi powiedziała bo tak naprawdę sama nic nie wiedziała. Wiem tylko, że ktoś ją potrącił jak szła nocą po Bełchatowie i, że jest w szpitalu. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Bałem się, że umrze, że nigdy jej nie spotkam, że nie będziemy razem pomilczeć. Modliłem się tylko żeby nic się jej niestało. Nie mogę ją stracić. Jest dla mnie zbyt ważna. Dopiero teraz to sobie uświadomiłem. Nikt inny jej nie zastąpi. Mimo, że we Wrocławiu spotkałem moją byłą dziewczynę ona nie dorównywała jej do pięt. Chciała abyśmy jeszcze raz spróbowali. Odmówiłem. Nie potrafię o niej zapomnieć. Byłą inna niż poprzednie. Nie zależało jej na pieniądzach, sławie, drogich prezentach. Byłą sobą. Nie zachowywała się jakby chciała komuś coś udowodnić. Chciałem ją jak najszybciej zobaczyć. Nie mam pojęcia w jakim jest stanie. Przez całą drogę do Łodzi płakałem. Nie zwracałem uwagi na to, że ludzie się na mnie patrzą. Nie obchodziło mnie to. Przecież każdy może mieć chwile słabości. Chciałem być jak najszybciej koło niej. Trzymać ją za rękę. Być blisko niej. Karol powiedział, że odbierze mnie z dworca i prosto zawiezie do szpitala, w którym jest Justyna. Niewiedziałem w jakim stanie ją zastanę. Byłem wściekły na siebie, że ją nie ochroniłem. Zostawiłem ją samą sobie. Może gdybym był tu to nic się tu niestało. Jeśli coś się jej stanie to nie daruję sobie. Otwierając drzwi od wagonu zobaczyłem Karola z Olą w ciszy doszliśmy do samochodu. Nikt z nas nie potrafił powiedzieć żadnego słowa. Dla mnie było to na rękę. Nie musieliśmy nic do siebie mówić. W samochodzie tylko Ola się odzywała. Wyzywała Karola, że na pierwszym lepszym zakręcie wpadniemy w poślizg albo nie wyhamujemy i trafimy w drzewo lub w inne samochody. Nie zwracałem na to większej uwagi. Patrzyłem się w szybę, mijaliśmy ulice, a szpitala nie było widać. Wiem, że Karol chciał dobrze, ale Ola miała rację. Zachowywał się jak pirat drogowy. Każdy z nas chciał się dowiedzieć co z Justyną, ale lepiej dojechać pięć minut później niż wcale. Dojechaliśmy szczęśliwie, chociaż w przypadku kierującego Kłosa można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces nie rozbijając się na pierwszym lepszym drzewie. Wsiedliśmy w trójkę do windy. Czekaliśmy aż dojedzie na drugie piętro. Jakoś chodzenie po schodach niebyło dla nas. W gardle miałem gulę, ledwie co mogłem przełknąć ślinę. Bałem się, że Justyna wszystko powiedziała rodzicom i naskoczą na mnie, że to wszystko była moja wina, że to przeze mnie szlajała się nocą po Bełchatowie. Wiedziałem, że Ola z Karolem wszystkiego się domyślają jednak nie powiedziałem im o wszystkim co się stało na zakończeniu sezonu ze sponsorami. Nie dopytywali się, a to dla mnie było najważniejsze. Nie miałem siły na rozmowy. Nawet nie chciałem z nimi rozmawiać bo nie był to czas ani miejsce na takie rozmowy. Najważniejsza dla mnie była Justyna. W tym momencie tylko ona się liczyła. Doszliśmy do rodziców stali z dwoma dziewczynami. Pamiętam jak Justyna mówiła mi, że ma dwie przyjaciółki. To pewnie one. Widać było po nich zmęczenie. Podpuchnięte oczy, na pewno płakali. Nie dziwię się im. Bo sam kilka godzin temu płakałem w pociągu. Mogli stracić najważniejszą osobę w swoim życiu. Bardzo chciałbym im pomóc, ale nie wiem jak. Zaproponować żeby odpoczęli. Banalne. Nie ruszą się stąd dopóki nie wrócą z nią do domu. W końcu to ich jedyna córka. Nic nie powiedziałem. Patrzyłem się w szybę OIOM-u. To nie była ta Justyna, którą ostatni raz widziałem. Była blada, wręcz przezroczysta. Jej włosy jak zwykle były nienagannie ułożone. Na jej ustach nie było tego uśmiechu, na który mógłbym patrzeć całymi godzinami. Wyglądała jakby ktoś ją przeżuł i wypluł. Poprzypinana była do przeróżnych kabelków. Słyszałem i widziałem jak maszyny za nią pracowały. Walczyła bo miała dla kogo. Dla rodziców, dla samej siebie. Myślałem, że śpi za chwilę się obudzi, że porozmawiamy tak jak wcześniej. Jednak gdy dotarło do mnie, że ona jest w śpiączce wszystko się zmieniło. Rodzice Justyny zaczęli opowiadać jak to się stało. Najchętniej jakbym dorwał tego skurwisyna to nie wiem co bym mu zrobił. Byłem wściekły. Nie potrafiłem powstrzymać łez, które coraz bardziej spływały mi po policzkach. Już nie udawałem, że jestem silny, że radzę sobie z emocjami. Mimo, że z Justyną nie byliśmy w jakiś rewelacyjnych stosunkach to tak bardzo się bałem, że ona nigdy się nie obudzi. Chciałem do niej wejść, ale lekarz nie pozwolił mi. Powiedział, że tylko rodzina może do niej wejść. Byłem wrakiem człowieka nie docierało do mnie, że to nie jest sen. Słyszałem jak rodzice Justyny rozmawiali z doktorem. Niemiałem pojęcia o czym. W tym czasie wszystko się zatrzymało. Wiedziałem, że siedzenie w szpitalu bez możliwości wejścia na salę nie miało sensu, ale musiałem przy niej być. Potrzebowałem tego jeszcze bardziej niż ona. Po wyjściu rodziców Justyny z sali lekarz poprosił mnie do siebie, nie wiedziałem o co mu chodzi. Kazał mi założyć zielony fartuch i powiedział, że mogę u niej nie zostać dłużej niż dziesięć minut. Byłem szczęśliwy. Podziękowałem rodzicom Justyny i jak najszybciej się dało byłem już w Sali. Dla mnie każda sekunda była cenna. Usiadłem koło niej i z nią rozmawiałem, wiedziałem o lekarza, że trzeba do niej dużo mówić bo nam może się wydawać, że ona nas nie słyszy jednak nie jest to prawdą. Powstrzymałem się od płaczu. Wiedziałem, że jej to nie pomoże. Przysięgłem jej, że dopóki nie wyjdzie ze szpitala nie opuszczę jej na krok. Będę za drzwiami, ale będę z nią. Opowiadałem o tym co się działo na zgrupowaniu. O żartach Karola, szczególnie jak chodził z aparatem próbując zrobić sobie samojebkę z Zatim, a biedaczek nie chciał i tak się gonili po całym cosie, wszyscy się z nich śmiali, nie dziwię się im bo sam ledwie co mogłem wytrzymać ze śmiechu, mimo, że w Skrze takie obrazki były na porządku dziennym, o tym, że chce sprzedać swoją Renkę. Już nie będzie chlapał nikogo. Jeśli ktoś ją kupi to po kilku dniach pożałuje tej decyzji. Po jazdach Karola można się podziewać, że długo ten samochód nie pociągnie. Zostaję na następne kilka sezonów w Skrze, a od Prezesa przypadkowo dowiedziałem się, że będziesz odbywała u nas praktyki. Nawet się nie pochwaliłaś. Zawsze byłaś skromna. Zawsze to ja mówiłem, a ty słuchałaś nie odzywając się ani słowem. Teraz już wiem dlaczego. Za to cię pokochałem. Jesteś tą osobą z którą chcę spędzić resztę życia. Najlepsza studentka na wydziale Marketingu i Zarządzania na jednym z Łódzkich uczelni. Zobaczysz nie dam ci spokoju będziesz musiała mi wszystko powiedzieć o sobie jak na spowiedzi. Nawet nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę. Twoje niedowierzanie. Chociaż będę miał cię na oku i nic ci się już niestanie. Żadna głupota ci nie przyjdzie na myśl żeby chodzić nocami po Bełchatowie. Nie pozwolę ci na to. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić bo i tak ci to nic nie da. Trzymałem ją za rękę. Nie miałem ochoty jej puścić. Jednak widziałem te błagalne spojrzenie lekarza. Nachyliłem się nad nią pocałowałem ją w policzek. Kocham cię. Następnym razem żeby ci żadna głupota do tego twojego ślicznego łba nie przyszła rozumiesz. Pamiętaj, że już cię nie opuszczę. Lekarz coraz bardziej mnie ponaglał. Puściłem jej dłoń. Gdy dochodziłem do drzwi usłyszałem pisk maszyn, do których była poprzypinana Justyna. Bałem się, że ją stracę. Jej mama płakała. Prosiła by ją ratowali. Ona nie może umrzeć. Jest zbyt młoda na śmierć.

***
Powróciłam. Kiedy następny? Nie mam zielonego pojęcia. No to powiedzmy, że ten rozdział średnio mi się podoba. Zresztą jak każdy. Niedługo z nich powstanie telenowela. Polska przegrała z Bułgarami :/ No dobra już nie piszę więcej na ten temat bo się rozkleje :(  Od dzisiaj nie nawidzę lekarzy, którzy wystawiają recepty na wykupienie pół aptek. Spoko kupisz 3 rzeczy zapłacisz ponad 100 złotych, a miałam sobie kupić następne buty na koturnie. Marzenia...
Pozdrawiam z deszczowych kujaw, a rano było tak pięknie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz