czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział XVI

„Będzie! Będzie zabawa!
Będzie się działo!
I znowu noc będzie mało.
Będzie głośno, będzie radośnie
Znów przetańczymy razem całą noc.”
Piersi – Bałkanica

Święta jak i nowy rok minęły nam bardzo szybko. Święta spędziłam z Maćkiem, mimo, że miałam obawy przed spotkaniem z jego rodzicami i rodziną, wszyscy przyjęli mnie bardzo miło. To była spontaniczna decyzja. Nie wiem nawet ile się zastanawiałam. To był moment. Wiedziałam, że dla niego jest to bardzo ważne, że chciał je spędzić razem ze mną. Tyle dla mnie zrobił więc mimo tego, że to jest wbrew moim zasadom postanowiłam, że pojadę z nim do Wrocławia, poznam jego rodzinę, o której dużo mi opowiadał. Pani Halina okazała się wspaniałą kobietą. Mogłabym z nią rozmawiać całymi godzinami. Chociaż tak naprawdę najbardziej się jej bałam. Bałam się, że pomyśli sobie, że zależy mi na sławie Maćka, jego pieniądzach, chociaż nie była taka prawda. Kochałam go taki jaki jest, a nie jaki gruby ma portfel i w ilu czasopismach będę na okładce. Bałam się jej reakcji, że nie jest już jedyną kobietą, którą kocha jej syn i wszystko będzie chciała zrobić żebyśmy jak najszybciej się rozstali, a Maciek znalazł sobie inną dziewczynę w swoim wieku, bez przeszłości jaką ja miałam. Niby nie nalegała abym jej coś opowiedziała o sobie, praktycznie wszystko co wcześniej się działo w moim życiu jej powiedziałam. Nawet wydawało mi się, że jest lepszym psychologiem niż ten lekarz co do niego chodzę na sesje terapeutyczne płacąc co miesiąc niemałe kwoty. Czułam się jakbym znała ją kilka lat. Mogłam jej zaufać. Jakby była moją matką. Czasami nawet wydawało mi się, że bardziej się o mnie troszczy niż o swoich najbliższych. Nawet Maciek nie był dla niej ważny. Żałuję, że mieszkamy od siebie tak daleko. Jednak bardzo chcę żeby jak najczęściej tylko się da ją odwiedzać, nawet na jeden dzień, a ona nas w Bełchatowie.
W wigilię myślałam, że spędzę przy garach pomagając mamie i babci Maćka jednak nie dopuszczono mnie do nich twierdząc, że jestem gościem, a goście nie powinni pracować i się przemęczać. Nigdy nie lubiłam spędzać przy nich, ale tak bezczynnie siedzieć i patrzeć jak inni pracują nie było dla mnie. Jednak chciałam się do czegoś przydać zamiast czekać na wszystko gotowe. Jaki ja gość jeśli traktują mnie jak własną córkę. Nawet gdy chciałam wynieść śmieci dostałam niezły ochrzan, a Maciek wszystko za mnie robił. Chyba nie chciał abym się denerwowała, albo jego mama i babcia. Myślałam, że do końca świąt z nimi zwariuje. Jeszcze mój ukochany, dla którego w ostatniej chwili zmieniłam plany był przeciwko mnie. Dziękuje mu za wsparcie. Czułam się jak kobieta na ostatnich nogach w ciąży, której nic niewolno pod żadnym wypadkiem robić. Może jeszcze oddychać nie będę. Trochę głupio się czułam, ale nie chciałam się narażać przyszłej teściowej, bo babcię bym przekonała na swoją stronę. Nie wiem może ten mój niezapowiadany przyjazd zasugerował im, że zostaną dziadkami, że nie powinnam się przemęczać. Jestem zbyt młoda żeby zostać mamą. Jestem zbyt nie dojrzała. Jednak jakbym była to wszystko bym musiała zmienić. Świat by się obrócił o 360 stopni. Wszystko co zaplanowałam musiałabym zmienić, ale nie żałowałabym tej decyzji. Zapachy wydobywające się z kuchni tak bardzo przypominały mi święta w moim rodzinnym domu. Czasami zamiast skręcić w prawo to ja skręcałam w lewo. Te zapachy jednak nie dawały za wygraną. Jedyną atrakcją w tym dniu było lepienie bałwana z dzieciakami i podjadanie potraw, które były przygotowane przez mistrzynie kuchni. Zapomniałam o Maćku, przecież to też dziecko, trochę wyrośnięte, ale zawsze dziecko i to jeszcze najgorsze ze wszystkich. Dosyć, że wywyższał się swoim wzrostem to jeszcze buntował tych młodszych na mnie, przez co nie zostało na mnie nawet ani jednej suchej nitki. Zostałam obrzucona śnieżkami ze wszystkich stron. Nawet nie miałam siły się ratować sprzed kolejną porcją kulek. Maciek się ze mnie nabijał, ale nie było już mu do śmiechu jak sam dostał ode mnie jedną z kulek, które starałam się w niego rzucić od dłuższego czasu chociaż to niebyło łatwe jakby się to wszystkim mogło wydawać. Oczywiście nie obyło się o pytań babci Maćka kiedy planujemy ślub, a strasznie chciałaby dożyć tych chwil i straszyła swojego ulubionego wnuka, że musi się pospieszyć bo mu spod ołtarza dziewczynę ktoś zabierze. O wnukach nie wspominam. Jakie one by były piękne. Ciekawe tylko czy po mamusi czy po tatusiu. Byle żeby charakter odziedziczyły po Maćku, bo mój nikomu nie życzę żeby go miał. Po prostu lepiej tak by było dla wszystkich. Niekiedy Maciek sam się przekonuje. Najgorsze było śpiewnie kolęd i pastorałek. Najchętniej bym uciekła od Maćka jak najdalej się da jednak jego ręka nie pozwoliła mi na to jakby wiedział co mam w planach. Zresztą kto przy nim by wytrzymał. „Cicha Noc” to zdecydowanie nie jego kolęda. Inne jakoś dało się słuchać, ale tą już naprawdę nie dawałam radę. Powstrzymywałam się od śmiechu jednak po kilku pieśniach nie wytrzymałam. Przepraszałam za swoje zachowanie jednak nikt się nie dziwił. Nawet żartowali, że i tak długo wytrzymałam znając zdolności muzyczne Macieja i takim oto sposobem uwolniłam się od niego. Momentami zastanawiałam się czy czasem nie ogłuchnę i po kim odziedziczył takie fałszowanie bo rodzice i babcia może nie śpiewają rewelacyjnie, ale miło się ich słucha. Poszliśmy na pasterkę, a w drodze powrotnej o mały włos nie zostawili by mnie w samochodzie bo usnęłam w drodze powrotnej. Ogólnie 24 grudnia spędziłam w miłym towarzystwie i ciepłej przyjemnej atmosferze. Od kilku lat nie spędzałam takich świąt. Resztę świąt przebiegła tak samo na rozmowach do późnych godzin wieczornych. Bardzo dziwnie się czułam opuszczając rodzinny dom ukochanego. Wiedziałam, że będę tęsknic, chociaż starałam się to ukrywać jednak po żegnaniu się z przyszłymi teściami i babcią emocje dały o sobie znać. Najbardziej będę tęsknić za babcią Tereską. Pokrzyczy, powyzywa, a ja i tak ją kocham. Chyba nawet jak Maćka. Mimo, że ma tyle lat, chociaż kobietę nie powinno się pytać o wiek jest bardzo rozrywkowa i na czasie. Dziwiła się, że z tym wariatem wytrzymuje. Bo niejedna już po kilku dniach odpuściła znajomość z nim. Widać chodziło im tylko o sławę i popularność. Bardzo się zżyłam z domownikami. Otwarci, wspaniali ludzie. Jednak gdy nas odwozili na pociąg najchętniej by powrócili by z nimi z powrotem do domu.
Dni pomiędzy świętami a nowym rokiem spędziłam praktycznie w domu na halę do pracy przychodziłam tylko kiedy było potrzeba, a resztę czasu spędzałam u Kuby, taty i Anity. Młody nawet ucieszył się z prezentu lecz nie podobało mu się to, że zamiast spędzić święta z nim wolałam towarzystwo Maćka i jego rodziny. Udawał focha, ale jako ta dobra siostra, która rozpieszcza swojego jedynego brata dała mu paczkę żelków i wszystko wróciło do normy. Niby wraz z Anitą tłumaczyliśmy mu, że Maciek jest moim chłopakiem i chciałam poznać jego rodziców, rodzinę, ale jakoś go nie przekonało, a do Maćka powiedział, że nie będzie się odzywał bo mu jego ukochaną Justynkę zabiera i teraz przez niego nie ma nawet czasu dla niego. Nawet Maciek próbował go przekonać zapraszając do kina i na lody czy na treningi, a młody niby nie chcąc mu robić przykrości zgodził się na tą propozycję, ale jakoś czasami starał się mu docinać za co od razu został ode mnie pogadankę, że tak nie wolno mówić. Nie przejmował się tym tylko dalej robił tak jak wcześniej, a mi nie było głupio i wstydziłam się za niego tylko było mi cholernie smutno, że dwie osoby, które kocham nie mogą się porozumieć pomiędzy sobą. Dzień przed sylwestrem chyba podziałał na małego i kazał mi przyjść z Maćkiem bo chciał go przeprosić za swoje zachowanie, a mi od razu spadł wielki kamień z serca. Przydało by się jeszcze mnie przeprosić, ale ważne, że oni się pogodzili i nawet Kuba pokazał mu samochód jaki mu kupiłam. Nawet dał mu poprowadzić. Byłam w szoku bo mi powiedział, że jeszcze mu zepsuje jak wezmę w swoje ręce. Dużo przez telefon rozmawiałam z przyszłą teściową i babcią Tereską. Z tatą Maćka nie miałam takiego dobrego kontaktu. Fajnie się rozmawiało, ale nic poza tym. Oczywiście nie obyło się bez namawiania nas do przyjazdu. Niestety dopiero jak dobrze pójdzie przed świętami wielkiej nocy będziemy mieli trochę wolnego. Te święta jednak wolała bym spędzić z moją rodziną. Tu w Bełchatowie. Może nam się uda i razem spędzimy te święta.
Sylwester spędzony w gronie siatkarzy. Niesamowite przeżycie. Chłopaki trochę poszaleli, ale w końcu to jedyny dzień w roku, na który możemy sobie na więcej pozwolić. No oprócz zakończenia sezonu, ale to jest wiadome. Wódka lała się strumieniami. Nikt sobie nie żałował. Jednak ja sobie odpuściłam. Chciałam to wszystko sobie udokumentować i pokazać całemu światu dzięki portalom społecznościowych jak siatkarze Skry Bełchatów przywitali Nowy Rok. Lepsza bym była nawet od naszej małej blondyneczki. Chociaż blondi tak po północy nie wiedział co się dzieje bo troszeczkę tylko przesadził z alkoholem. Nawet Olka już nie miała z nim siły. Dobrze, że chociaż na początku imprezy sobie z nim potańczyła. Ja to jeszcze jako tako z Maćkiem dawałam sobie radę, chociaż jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Jeśli można to jednym słowem ująć „było grubo”. Zdecydowanie za grubo. No dobra lekko mówiąc pod stołem bardzo dobrze się śpi, Andrzej Wrona jest najlepszym środkowym na świecie, a Zati wale nie jest taki grzeczny jak innym się wydaje. Zwierzenia Kłosa były najlepszym punktem imprezy, a dodatkowo były hitem wszystkich imprez, na których był środkowy Bełchatowskiej drużyny. Zdecydowanie. Dzięki mojej komórce z funkcją nagrywania wszystko zostało opublikowane, a Karol przez trzy dni marudził mi, że wykorzystałam jego chwilę słabości przeciwko niemu. Inni siatkarze mieli radość i wszyscy byli szczęśliwi. Chociaż raz udało mi się ponabijać się z Karola. Uczucie bezcenne. Czekałam na tą chwilę chyba od kiedy zaczęłam pracować w Skrze. Jaka ja niegrzeczna. Zresztą ja nie ciągnęłam go za język, bo on sam to wszystko powiedział. Zbyt dobry mam na niego wpływ, a kibice chociaż się ucieszyli. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Najlepiej nie było mnie wpuszczać na tą imprezę i nie było by problemu. Gorzej było następnego dnia. Kac morderca nie miał serca. Nawet ci co mało wypili łapali się za głowę i jęczeli gorzej niż kobiety na porodówce. Z nimi gorzej niż z dziećmi. Pamiętam minę Maćka jak przyszedł lecz bardziej doczłapał się do kuchni. Wody daj kobieto. Trochę się z niego pośmiałam, ale już nie byłam taka wredna i nawet wlałam mu ją do szklanki, która po kilku sekundach została już opróżniona. Po 3 lub 4 godzinach udało mu się zacząć funkcjonować bo następnego dnia z rana miał być trening. Tak właśnie spędziłam przerwę świąteczno-noworoczną. Każdy dzień był inny. Każda chwila jaką spędziłam we Wrocławiu nie żałuję i będę ją pamiętała do końca życia. Nie żałuje żadnej decyzji jaką podjęłam.

***
Z opóźnieniem, ale jakoś się udało. Pozdrawiam z pochmurnego, zimnego Inowrocławia :)

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :)
    Pozdrawiam i zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń