Spróbuj
powiedzieć to,
Nim uwierzysz, że
Nie warto mówić kocham.
Spróbuj uczynić gest,
Nim uwierzysz, że
Nic nie warto robić.
Nim uwierzysz, że
Nie warto mówić kocham.
Spróbuj uczynić gest,
Nim uwierzysz, że
Nic nie warto robić.
Hey - Moja
i Twoja nadzieja
Lekarze odłączali ją od prawie wszystkich urządzeń. Wszyscy
zamartwiali się o nią. Najbardziej on. Mimo, że jest twardzielem nie potrafił
powstrzymywać odczuć, które kłębiły się w jego ciele. Zdarzało mu się płakać bo
był bezbronny. W jego oczach można było ujrzeć strach. Tak bardzo się o nią
bał. Dziękował bogu, że żyję jednak tak strasznie boi się reakcji na jego
widok. Nie wie czy będzie go pamiętać. Czy rozpozna kogoś z rodziny, znajomych
czy przyjaciół. Często słuchał opowieści mamy Justyny o tym jaka była w dzieciństwie,
a ona bała się o niego jak o własnego syna. Czasami nawet nie udawało się go
odciągnąć od łóżka Justyny. Przynosiła mu obiady, bo nawet nie miał czasu wyjść
do bufetu zjeść jakiś ciepły posiłek. Nawet wypytywała go o siatkówkę chociaż
tak naprawdę nie wiedziała o czym on do niej mówi. Chciała go bliżej poznać. Wiedziała,
że prędzej czy później wyląduje w szpitalu bo każdą wolną chwilę przebywa w
szpitalu siedząc przy łóżku jej jedynej córki. Przez te kilka dni zmieniła
sobie zdanie o nim. Myślała, że będzie z tych co porzucą i zostawią. Myliła
się. Widać było, że ją kocha, bo jakby mu na niej nie zależało to by nie
przesiadywał całe dnie w szpitalu. Była dla niego wszystkim. Siedział przy niej
jak najdłużej się dało. Gdyby nie treningi przesiadywał przy szpitalnym łóżku
24 godziny na dobę. Wszystko by dla niej zrobił. Nawet jakby mógł to by cofnął czas.
To była prawdziwa miłość. Taka jedna, która bywa w życiu.
Gdy lekarz wyszedł z sali powiedział, że wszystko jest w
porządku, a Justyna za kilka dni wróci do domu. Tak bardzo się cieszyłem z tego
powodu. Łzy. To były pierwsze łzy szczęścia od kilku dni. Przez te kilka dni
jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, że bez niej moje życie nie ma sensu.
Chciałem z nią być, ale pierwsi do Sali weszli rodzice. To jest ich jedyna
córka. Ja będę musiał poczekać, ale jeśli tyle czekałem aż się obudzi to
poczekam jeszcze te kilka minut. Widziałem jak im ulżyło. Bardzo się o nią
martwili. Miałem tylko nadzieję, że mnie nie wyprosi z sali. Chciałem tylko być
przy niej. Nie dzwoniłem jeszcze do nikogo ze Skrzatów. Wiem, że są w stanie
nawet biegiem przyjść tu do niej. Wiem jak się polubili, a ci nowi zawodnicy
chętnie chcą ją poznać. Najpierw musi przyjść do siebie, a później dopiero ktoś
będzie mógł ją odwiedzić. Zresztą nie wiem czy w tym stanie będzie chciała
kogokolwiek widzieć. Wcale bym się nie zdziwił jakby nawet ze mną nie chciała
porozmawiać. Wiem, że teraz potrzebuje spokoju żeby organizm mógł się
zregenerować. To co lekarz mówi jest święte. Widzę przez szybę jak się uśmiecha
jak mówi coś do rodziców. To jest ta Justyna, którą spotkałem na hali i w
której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej
rodzice wyszli z sali i poprosili mnie żebym do niej wszedł bo chciała ze mną
porozmawiać. Bałem się wszystkiego. Bałem się, że mnie okrzyczy, wywali za
drzwi, a jej niewolno się denerwować. Tak cholernie bałem się jej reakcji. Bałem
się co powie. Bałem się, że mam zniknąć z jej życia, ale ja tak nie potrafię.
Za bardzo mi na niej zależy.
Gdy wszedłem do Sali nogi się pode mną ugięły. Nie potrafiłem
wykrztusić ani jednego słowa. Czekałem jak głupi kiedy to ona się do mnie
odezwie. Wiem, że nieracjonalnie myślałem, ale emocje dały nad sobą górę.
Siedzieliśmy w ciszy, trzymałem jej dłoń, a ona uśmiechała się do mnie. Uśmiechała
się do mnie jak najbardziej mogła. Od razu poczułem się lepiej. Serce biło mi
jak oszalałe. Chciałem ją przytulic, ale bałem się, że mogę ją skrzywdzić, że
mogę jej połamać żebra. Gdy chciałem wreszcie coś powiedzieć, ona nie pozwoliła
mi na to. Porozumiewaliśmy się bez słów, chociaż tak krótko się znaliśmy to
wiedzieliśmy o sobie prawie wszystko. Wiedziałem kiedy jest smutna i chciałaby
coś powiedzieć, kiedy szczęśliwa i radosna. Jej oczy tak błyszczały. Tak się cieszyły.
Teraz już jestem pewien, że ten czas, który spędziliśmy osobno nie jest czasem
straconym. Oboje przemyśleliśmy to co się stało wtedy na zakończeniu sezonu. Ja
byłem jeszcze bardziej pewien swoich uczuć. Wiedziałem, że to nie jest zwykłe
zauroczenie. Przypuszczałem, że ona też mnie kocha lecz czekałem aż w końcu to
mi powie. Byłem szczęśliwy, że mogę być przy niej, że mogę ją dotknąć, nawet
posiedzieć w ciszy. Niestety lekarz wyprosił mnie z sali, a ja tak bardzo chciałem
przy niej zostać. Jednak nie chciałem mieć przerąbane u lekarza więc jak
kulturalny człowiek opuściłem salę jak tylko najszybciej się dało. Musiałem się
z nią pożegnać, ale obiecałem jej, że jutro zaraz po porannym treningu zjawię
się u niej. Przytuliłem się do niej, lekko żeby nie zrobić jej krzywdy, pocałowałem
ją w policzek i powiedziałem do niej zwykłe dwa słowa, które znaczą tak wiele.
"Kocham cię”.
Codziennie odwiedzałem ją w szpitalu. Z dnia na dzień wyglądała
coraz lepiej, ale nie wolno jej się przemęczać. Wyzywała mnie, że zamiast wyjść
z kumplami na piwo czy na obiad to ja tu siedzę i jej marudzę. Puściłem jednym
uchem jej uwagę, a drugim wypuściłem bo tak bardzo chciałem być blisko jej. Tak
bardzo mi jej brakowało. Bardzo chciała rozpocząć wreszcie ten staż bo tak jak
pan Prezes obiecał nie przyjął na miejsce Justyny żadnej osoby. Gdy tylko o tym
się dowiedziała bardzo się ucieszyła. Chciała jak najszybciej opuścić szpital i
pójść do pracy, która ją interesuje. Tak bardzo ucieszyła się gdy Skrzaty ją
odwiedziły. Ciasto, które było wykonane przez nich nie dawało się do jedzenia,
jednak Justyna próbowała je zjeść żeby nie zrobić im przykrości, a później gdy
opuścili salę próbowała we mnie wcisnąć jednak jej się nieudało. Tym razem
nieudało jej się mnie omamić. W końcu tak bardzo się starali, a że im nie wyszło
to niestety nie nasza wina. Cukiernikami to na pewno nie zostaną. Mogą zostać kimkolwiek
chcą, ale dla naszego dobra żeby ten zawód sobie odpuścili. Nie mogło obyć się
bez żartów Kłosa. Nie byłby sobą jakby nie ponabijał się z Zatiego. Opowiadał co
się dzieję w szatni, ale niektóre rzeczy mógłby sobie odpuścić dla jej dobra.
Mówił, że hotki już za nim nie piszczą jak tylko sprowadzili się Niko i Facu. Nawet
stawiennictwo Justyny żeby Zatiego już nie dręczył nie pomogło. Biedny Paweł. Cały
Karol. Z nowymi zawodnikami szybko się dogadała. Najgorsza była bariera
językowa, ale daliśmy radę. Widać, że się polubili bo cały czas pytali się co
tam u niej. Jak się czuje. Czy czasem czegoś nie potrzebuje. Czy może trzeba podwieźć
mnie do szpitala. Bardzo bym chciał żeby w końcu wyszła z tego szpitala. Kiedy ostatnio
rozmawiałem z lekarzem kiedy ją wypiszą powiedział, że jak nic nie będzie się
działo to pod koniec tygodnia. Byłem tak szczęśliwy, że wszystko jest w
porządku. Już od dawna wszystko było urządzone na jej przyjazd, ale kto to
zrobił lepiej nie mówmy dla jej dobra. Następne kilka dni spędziliśmy na
rozmowach. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie chociaż wiem ile ją to kosztuje.
Udawała silną, ale tak naprawdę rzuciłaby mi się w ramiona. Przytuliłem ją i
kołysałem dopóki się nie uspokoiła. Byłem przy niej tak blisko, że najchętniej
nie wypuścił bym ją z ramion.
Gdy nadszedł dzień wypuszczenia Justyny ze szpitala zerwałem
się z treningu. Chciałem ją odebrać wraz z jej rodzicami. Pojechać z nią do
domu. Pobyć z nią. Te ostatnie tygodnie bardzo nas do siebie zbliżyły. Wiedziała,
że zawsze może na mnie liczyć. Wiedziałem, że wszystko zaczyna się układać. Gdy
z kwiatami wkroczyłem do sali, w której „mieszkała” Justyna zobaczyłem ją już
spakowaną czekającą na wypis i na rodziców, którzy mieli już być kilka minut
temu. Wyzwałem ją, a ona mnie, że urywam się z treningu, a ja, że pomógłbym jej
się spakować jednak ona tak bardzo chciała opuścić szpital, że nie zwracała
uwagi na moje słowa. Była szczęśliwa, że w końcu będzie w domu, w swoim łóżku,
bo na tym jak później się przyznała nie mogła spać. Tak praktycznie nie zwracała
na mnie uwagi. Nie dziwię się jej pewnie tak samo bym postępował wiedząc, że za
kilka minut opuszczę ten szpital. Zadzwoniłem do rodziców Justyny dowiedzieć się
dlaczego nie są jeszcze w szpitalu. Okazało się, że mieli jakąś stłuczkę i nie
dadzą radę przyjechać. Przepraszali, że zapomnieli powiedzieć, ale to wszystko
tak szybko się działo. Byliśmy zdani tylko na siebie. Pierwsza myśl zadzwonić do
Karola jednak Justyna szybko wybiła mi ten pomysł z głowy. Wolała spędzić ten
dzień tylko ze mną z rodzicami i z dziewczynami, a nie z połową Skrzatów, bo
znając Karola największą plotkarę ci co by mogli przyjechać to by przyjechali i
kłócili się przed szpitalem jak małe dzieci z kim pojedziemy samochodem. Zamówiliśmy
taksówkę. W holu czekaliśmy na jej przyjazd. Poczułem jak ktoś chwyta mnie za
rękę i z całej siły jaką ma ją obejmuje. Tak ciepło mi się zrobiło na sercu. Już
teraz wiedziałem, że kocha mnie tak samo jak ja ją. Nie musiała nic mówić. Po
prostu rozumieliśmy się bez słów. Byłem tak bardzo szczęśliwy, że nawet nie
zauważyłem kiedy przyjechała nasza taksówka. Oboje opuściliśmy szpital z uśmiechami
na ustach, zostawiając złe wspomnienia, wsiedliśmy do niej i tak bardzo
potrzebowaliśmy siebie.
Czekałam, czekałam i się doczekałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak potoczą się dalsze losy Maćka i Justyny więc czekam na kolejne części :)/J.
No to niedługo się doczekasz :) Co będzie dalej nie powiem :)
UsuńPozdrawiam :)