piątek, 13 września 2013

Rozdział VII

„Kocham cię, kocham cię
Potrzebuję cię, Kochanie
Zaśpiewaj dla mnie i pozwól mi zostać z tobą
Kocham cię, kocham cię
Potrzebuję cię, Kocham cię
Chcę być stopiony przez ogień Twojej miłości”
Ahmed Chawki feat. Pitbull- Habibi I love you

Godzina 10, a ja już na nogach. Spałam gdzieś około czterech godzin. Normalny człowiek po takiej imprezie śpi do godzin popołudniowych tylko nie ja. Zawsze muszę być inna. Tyle wygrać!!! Albo. Tyle przegrać!!! Ciekawe jak Maciek sobie radzi, znając życie jeszcze śpi i ciężko dzisiaj będzie mu wstać z łóżka. Kac morderca nie ma serca. Dobrze, że przed wyjściem na stoliku położyłam mu dwie butelki wody, szklankę i aspirynę. Po około czterech godzinach snu i tak dobrze wyglądam. Tylko trochę oczy podpuchnięte. Bywało gorzej. Trochę nogi bolą, ale da się żyć. Jakbym tyle nie tańczyła to bym teraz nie narzekała. Jedyny plus, że dzisiaj nie muszę być na imprezie dla sponsorów, chyba, że Maciek wymyśli, że muszę tam być trzydzieści minut przed rozpoczęciem imprezy. Po nim można się wszystkiego spodziewać. Jak i po wszystkich skrzatach. Dobrze, że tylko wybieram się na chwilę na uczelnie potrzymać kciuki za Marlenę. Monia akurat nie może. Matura jest najważniejsza. Jednak ona się nie zgadza z naszym zdaniem. Dopiero jak jej mówimy, że jak jej nie zda to nie pójdzie na swoje wymarzone studia to jakoś z bólem serca przyznaje nam rację. Czy Marlena nie może za pierwszym razem zdać jak normalny człowiek egzaminu. Ona kiedyś bez mojej pomocy nie wiem co zrobi, ale od tego ma się przyjaciół. Ona mi pomogła kiedy tak bardzo ich potrzebowałam, to ja tez chcę jej pomóc. Zadzwonię później jak nasi chłopacy sobie radzą z bolącą głową. Zaraz po przyjeździe z uczelni albo jak będę czekała godzinę za Marleną zadzwonię do Maćka kiedy i gdzie będę mu oddać klucze od mieszkania. Przy okazji trochę się z niego ponabijając i przypomnę mu co wczoraj robił bo po pustych butelkach można się spodziewać, że z pamięcią będzie ciężko. Gdy sobie przypomnę nakrętki na oczach Winiara, śpiewającego serbskie piosenki Cupka, tańczącego jakiś tam taniec Kłosika i śpiącego w talerzu Zatiego to humor od razu mi się poprawia. Ciekawe jak dziewczyny dały sobie radę z nimi. Dobrze, że takie chucherka to z wejściem do domu raczej nie powinno być żadnego problemu. Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i czekałam aż Marlena przyjdzie po mnie. Jedenasta, a jej jeszcze nie widać. Może coś się stało. Dzwonie. Nie odbiera. Z ulgą  patrzę w okno i widzę jak wysiada z samochodu. Ubieram kurtkę i jak najszybciej tylko potrafię wiąże moje ukochane żółte trampki, co bym dzisiaj bez nich zrobiła. Szybkie cześć i wyruszamy do Łodzi, łamiąc przy tym kilka wykroczeń. No co lubimy szybką jazdę i na szczęście Miśki nie stali z radarami bo mogłoby się gorzej skończyć. O tym, że fałszowaliśmy przy ulubionych piosenkach nie wspominam. Dwie świruski w jednym aucie to stanowczo za dużo. Trochę poopowiadałam o wczorajszym zakończenia przez co ledwie panowała nad kierownicą. Nasz śmiech pewnie było słychać na kilometr. Pytała się dlaczego ja miałam takie szczęście. Poznałam siatkarzy, ich rodziny, a z Maćkiem dogadujemy się bez słów. Od kiedy go poznałam bardzo się zmieniłam. Ja tego akurat nie zauważyłam. Może Marlena ma rację. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ujrzałam znaną mi twarz. Bardziej samojebkę. Kłos ciekawe co on chce. Pewnie Olka mu wszystko powiedziała i chce się upewnić czy to prawda. Odbieram. Jednak zdziwiłam się. Wcale nie chodziło o wczoraj. Zostałam zaproszona przez wszystkich siatkarzy na oficjalne zakończenie sezonu. Zaraz mi się wczorajsza – dzisiejsza noc przypomina. Tak. Na pewno się na nie wybiorę. Jeszcze później mogli powiedzieć. Nie obraziłabym się na nich. Lepszych pomysłów to oni nie mają. Nawet jakbym bardzo chciała to nie ma możliwości żebym zdążyła się wyrobić na godzinę dziewiętnastą. Zanim wrócę do Bełchatowa będzie około szesnastej włosy, make – up, sukienka i dodatki. Jeśli Marlena i Monika mi pomoże i wszystko będzie pasowało to powinnam dać radę. Tylko kto po mnie przyjdzie. Ja mądra. Zapomniałam się Karolowi zapytać. Jeśli moje przeczucie mnie nie zawiedzie to gwarantuje, że to będzie Maciek. Oni chyba bawią się w swatkę. Najpierw dziewczyny i ich głupi zakład, a teraz oni. Pewnie są w zmowie. Brawo dla nich. Powodzenia im życzę. Nie ogarniam ich zachowania. Czym człowiek starszy, tym głupszy. Jedna wielka masakra. Przez godzinę będę mogła się na spokojnie zastanowić co ubiorę, pomaluje itp. Później zadzwonię do Maćka. Może wreszcie wstał i raczy odebrać ode mnie telefon. To takie coś, przez które można rozmawiać jakby ktoś z was nie wiedział. Taa dodzwonić się do niego to będzie cud. Zapiszę sobie w kalendarzu. Chociaż raz by mógł zrobić to o co go proszę. Bezczynne czekanie jest dla mnie udręką. Dochodzi czternasta, o tej godzinie już powinna dawno wyjść. Nie chodzi mi o to, że się spieszę, ale jak długo można tam siedzieć. Wyszła, a Maciek nie oddzwonił, nie odbierał. Jedna wielka masakra. Po co, niech się dziewczyna trochę o mnie pomartwi. Obiecuje jak go dorwę to nie wiem co mu zrobię. Trzymajcie mnie w trzech bo jeden sobie nie poradzi. Jak tylko się daje jesteśmy szybko w Bełchatowie. Teraz to chyba nikt nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. Ola, Karol, Aga. Jedyny, który odebrał to Paweł, ale z nim to prawie nie ma kontaktu. Ty mówisz swoje, a on swoje. Chyba trochę promili ma w sobie, albo kazali mu udawać. Dogadaj się z nim. Fajnie. Jestem już trochę tym wszystkim zdenerwowana, niewyspana, zła. Wcale nie mam zamiaru z nimi nigdzie być, ale jak się powiedziało „a” to trzeba powiedzieć „b”. Głupią ze siebie nie będę robiła. Niech tylko będę miała praktyki to im pokaże. Przez tydzień na treningu nie będą się mogli ruszać. Załatwię im to. Przygotowana czekam, aż ktoś po mnie przyjdzie. Ubrana w zwiewną kremową sukienkę, czarne koturny i w ręku trzymam kopertówkę coraz bardziej się denerwuję, że to może być żart z ich strony. Po nich można się wszystkiego spodziewać. Taa od razu rycerz na białym koniu, albo z Mercedesem. Lepiej niech wymyślają co mają powiedzieć. Osiemnasta, nikogo nie widać. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Żadnej osoby nie widać. Za chwilę dostanę nerwicy. Jak ja uwielbiam jak dzwonię do kogoś i usłyszę tekst. „przepraszamy abonent w tym momencie jest nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.” Jak w ciągu dziesięciu minut nikt po mnie nie przyjdzie nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Jeszcze zostały ostatnie dwie minuty. Ten „ktoś” naprawdę ma wyczucie czasu. Dźwięk dzwonka. Lecę jak głupia nie wiedząc czego lub kogo mam się spodziewać. Nie myliłam się. To Maciek stał z bukietem pięknych czerwonych róż. Nie długo to cały pokój będę miała w bukietach. Przeprosił, że się nie odzywał. Nie wybaczyłam mu jego głupoty, ale nie potrafiłam się na niego gniewać. Justyna ty chyba się w nim nie zakochujesz. Justyna nie możesz. Co ty dziewczyno robisz? Powtarzałam w myślach do siebie. Karcę się. Przez chwilę zapomniałam, że nie jestem sama. Maciek mi o tym przypomniał machając mi ręką przed oczami. No to wyruszamy, wsiadamy do taksówki, która wiezie nas pod dobrze mi znaną restaurację. Strasznie tam jest drogo, ale to nie ja płacę więc nie powinno mnie to interesować. Nie wiedziałam kompletnie jak będzie wyglądała taka impreza. Dobrze, że byłam wśród znajomych mi osób. Mogłam się czuć trochę bardziej wyluzowana i nikogo nie będę musiała udawać. Oczywiście nie odbyło się bez przytulasków Cupka na przywitanie, ukradkowych spojrzeń dziewczyn na Mnie i na Maćka, wygłupów Kłosa, który jak zwykle nabijał się z biednego Zatiego. Znęca się nad mniejszymi, ale za to ich kocham. Są sobą i nie udają innych. Tylko trochę szkoda mi Pawła, że on tak sobie pozwala. Ja bym sobie tak nie pozwoliła. Na szczęście część oficjalna jest za nami. Wynudziłam się za wszystkie czasu. Dobrze, że chłopakom po jakiś dziesięciu minutach się znudziło się słuchanie, ględzenie czy jak tam wy chcecie i zaczęli rozmawiać bo gdyby nie oni to przysnęłabym i wtedy byłby wstyd. Tort. Inny niż wczorajszy. Ładny. Nie mam ochoty go jeść, ale nie wypada go nie wziąć. Chłopacy na pewno go skosztują. Widzę te oczy Cupka, które mówią, że za mały kawałek mu dali. Podzielę się z nim, a co mi tam. Najwyżej Kłos się na mnie obrazi. Bywa. Przejdzie mu po pięciu minutach. Impreza się rozkręca. Na razie trochę spokojniej z alkoholem. Pewnie dlatego, że są sponsorzy. Niektórzy na same słowo wódka dziękują. Chyba po wczorajszym przeszło im picie. Pierwsze tańce. Albo mi albo Maćkowi by się przydały lekcje tańca. Mimo, że przetańczyłam z nim tylko trzy utwory to stwierdzam, że o trzy za dużo. Udaję, że wszystko jest w porządku. Maciek mnie przeprasza. To nie jego wina, że się nie synchronizowaliśmy. Impreza się coraz bardziej się rozkręca. Każdy trochę wypił. Jak już sztywniaki tańczą to oznacza, że jest dobrze. Przetańczyłam prawie z wszystkimi. Teraz przyszedł czas na Maćka. W końcu z nim przyszłam. Modliłam się o cud. Wolna piosenka. Ulga. Zmęczona przytulam się do niego. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale nie mam siły żeby się przeciwstawić. Oczy same mi się zamykają. Nogi już mnie nie noszą. Wręcz jakby nie Maciek to już dawno leżałabym na podłodze. Po chwili usłyszałam tylko dwa słowa. Kocham cię. Chyba ja się przesłyszałam. To nie może być prawda.

***
Dawno nie pisałam postu, posta czy jakoś tam się to nazywa odautorskiego. Niw ważne jak się odmienia. Ważne, że wiemy o co chodzi :) Czasu brak ledwie co się wyrabiam z czytaniem. Postaram się w najbliższym czasie nadrobić zaległości, ale nie obiecuje kiedy :) Wczoraj Skra wygrała :) Dziękuje za niespodziankę :) Nawet nie narzekam na miejsca :) Internet w telefonie bardzo dobra rzecz :D Kłos z 7? Wiedziałam, że Facu mu pożyczy strój :) Spodenki go zdradziły :) Jak to zobaczyłam to, aż uderzyłam kolanem w krzesełko o rząd niżej :) Tyle przegrać :D Tydzień, tydzień, tydzień :) Mistrzostwa nadchodźcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz