czwartek, 5 września 2013

Rozdział IV

„Już teraz wiem, że dni są tylko po to,
By do Ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów, co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty”

Lady Pank – „Zawsze tam gdzie ty”

Końcówka tygodnia minęła bardzo szybko. Z Bartkiem od tego popołudnia nie spotkałam się ani razu. Dużo pisaliśmy ze sobą, ale jakoś nie mam ochoty się z nikim spotykać. Nawet już nie chodzi o randki. Na razie chłopaków unikam jak ognia. Pawłowi też odmówiłam. Bartek chciał zaprosić mnie na kawę w sobotę. Nie zgodziłam się i nie chodzi o to, że nie chciałam tylko wychodzę z Kubą na mecz. Nie będę zmieniała planów tylko dlatego, że jakiś koleś zaprosił mnie na kawę. Może się obrażać, a ja i tak mam to gdzieś. Moją „ukochaną” sąsiadkę też nie spotkałam. Chociaż raz ktoś mnie wysłuchał. Gdy ją widzę mam niepochamowany śmiech. Wreszcie weekend. Mecz Skra – Politechnika. Tylko tym teraz żyję. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wejdę do ULA. Kiedyś był to mój drugi dom. Mam nadzieję, że dużo się tam nie zmieniło i znajdę sektor. Wyjątkowo nie będę siedziała z Moniką, Marleną i jej chłopakiem Tomkiem na naszych miejscach, ale umówiłam się z nimi przed wejściem głównym. Poznają Kubę, a Kuba ich. Trochę się dziwnie z tym czuję, ale co się robi dla swojego ochroniarza. Teraz planuję tydzień, żeby chociaż trochę czasu mu poświęcić. Tak naprawdę to widujemy się prawie codziennie. Jeszcze kilka godzin, a ja bym chciała być już na hali, siedzieć na niewygodnych plastikowych krzesełkach i patrzeć na akcje ukochanego zespołu. Ten zegarek chyba zatrzymał się. Nie mogę wysiedzieć w domu. Nie daję rady. Ubrana w koszulkę klubową, żółte obcisłe dżinsy, wygodne ocieplane trampki i ciepłą zimową kurtkę, wyłączając wcześniej radio, które nie wiem po co włączyłam, wychodzę. Chyba tylko żeby dotrzymywał mi towarzystwa. Idę uliczkami Bełchatowa. Wstępuje do kawiarni, piję dobrą kawę z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru. W życiu takiej jeszcze nie piłam. Płacę. Wychodzę i udaję się do domu taty. Od mojej choroby jestem tam stałym gościem. Nawet żona mojego taty jest bardzo miła, sympatyczna. Nie spodziewałam się, że kiedyś będę mogła z nią normalnie rozmawiać. Dochodzę. Wchodzę bez pukania jak to mam w zwyczaju. Wiem, że nie powinnam tak postępować, ale kazali mi się czuć jak u siebie w domu. No to tak robię. Od progu można słychać głośne okrzyki Kubusia. Mamo Justyna przyszła! Słyszysz! Przyszła już! Te dziecko mnie zadziwia. Niedługo cały Bełchatów będzie go słyszał. Ile te dziecko ma werwy. Wiem, że się cieszy na mój widok, ale bez przesady. Ubrany w koszulkę podobną do meczowej skrzatów i czarne dżinsowe spodnie, a w ręce zeszyt i długopis, żeby siatkarze mogli mu dać autografy, czeka na godzinę, w której wyjdziemy z domu udając się na halę. Anita bo kazała mi mówić po imieniu, odlicza minuty, aż w końcu wyjdziemy z domu i będzie miała święty spokój tak na około 4 godziny. Cisza, spokój. Udałam się do kuchni pomagając jej przy obiedzie. Nalanie soku do szklanek może nie jest dużą pomocą, ale chęci się liczą. Od razu po meczu i zebraniu autografów obiecałam, że przyprowadzę młodego w całości do domu. Dziękowała mi, że mimo swojego życia mam czas dla niego. Niby jest tylko przyrodnim bratem, ale kocham go bardzo mocno. W końcu mamy tego samego tatę. Długo rozmawialiśmy. Opowiadałam jej o terapii. O postępach. O tym, że ludzie zostali bardziej pokrzywdzeni przez los i dzięki właśnie im otworzyłam się i prawie bez przerwy mogę opowiedzieć o swoim poprzednim życiu, co naprawdę nie jest łatwe. Najważniejsze jest to, że nie cofam się w tył tylko, że malutkimi kroczkami idę do przodu. Opowiadam o studiach, uczelni. Stażu, który będę mogła niedługo odbyć. Właściwie to o wszystkim rozmawiamy. Prawie nie mamy przed sobą tajemnic. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak naprawdę jest. Nie traktuję jej jak przyjaciółkę, ale jak coś jest nie tak to zawsze mogę na nią liczyć. Tak samo jak na dziewczyny czy mamę, która jest dla mnie wielkim oparciem. Po zjedzeniu obiadu i poplotkowaniu o mojej nowej sąsiadce, ale bardziej brzmi perfidne naśmiewanie się z niej razem z młodym wyruszyliśmy na mecz. Mam tylko nadzieję, że będzie umiał się zachować bo ja nie mam zamiaru się za niego wstydzić. Na razie wszystko wskazuje, że nie będzie jakiejś wielkiej gafy z jego strony, ale nie cieszmy się. Nie zapeszajmy. Pomylenie imion moich znajomych jeszcze przeżyje, ale jak pomyli imiona, nazwiska czy pozycje, na których grają siatkarze bełchatowskiego klubu to tego nie przeżyję. Pochowajcie mnie od razu. Zapomniałam dodać. Uwielbiam białe róże, a na wiązanki ponoć się nadają. Dochodzimy do hali i przy wejściu od razu widzę znajomych. Razem z Kubusiem kiwamy im. Bardzo się cieszę z tego widoku. Stęskniłam się za dziewczynami, mimo, że widzieliśmy się dwa dni temu. Poinstruowałam młodego jak się ma zachować i poszliśmy w stronę gdzie stali. Przedstawiłam ich sobie. Chwilę pogadaliśmy jaki wynik obstawiamy i ruszyliśmy na mecz. Doszliśmy do mojego sektora bo był bliżej wyjścia, po czym rozdzieliliśmy się. Dziwnie się z tym czułam. Zawsze we trójkę, albo w czwórkę oglądaliśmy mecz. Kuba tylko przyglądał się rozgrzewce zawodnikom nie odzywając się ani słowem. Cud. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Chyba dziecko mi podmienili. Mogłam sobie mówić, a on tylko przytakiwał. Zachowywał się jak w transie. Robot. Pierwsze szóstki wchodzą na boisko. Mariusz na ataku, aż przetarłam oczy ze zdziwienia. Teraz to mnie zatkało. Chyba dawno mnie tu niebyło. Zresztą dobrze się stało, że Mariusz wraca na atak bo w tym sezonie brakowało mi jego atomowych ataków. Męczył się na przyjęciu, a my traciliśmy punkty. Niestety taka była prawda. Mecz szybko się skończył. Wygraliśmy. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Kubuś był tak szczęśliwy, że tak mnie ścisnął, a ja ledwie co mogłam oddychać. Teraz czas na autografy. Wyjęłam zeszyt z długopisem i podałam go małemu. Ruszyliśmy w stronę barierek. Przeciskając się przez tłumy fanów z niecierpliwością czekaliśmy na naszą kolej. Kuba trochę się denerwował, ale nie mógł się doczekać swojego pierwszego zdobytego autografu i to nie od byle kogo tylko od siatkarza PGE Skry Bełchatów. Młody zebrał więcej autografów niż ja. Już nigdy z nim nie pójdę na żaden mecz. Tylko jest mały problem. Trochę się zapatrzyłam na siatkarzy i straciłam go z pola widzenia. Denerwowałam się. Patrzyłam na opustoszałe sektory. Nigdzie go tam nie zauważyłam. Dziewczyny wyszły przed halę, a ja z Tomkiem jeszcze się rozejrzałam po sektorach, boisku. Zauważyłam go. Kamień spadł mi z serca. Pożegnałam się z Tomkiem, kazałam mu wyściskać dziewczyny. Powiedział, że jak nie zapomni to to zrobi. Mógł chociaż powiedzieć gdzie idzie, a nie ja od zmysłów odchodzę. Charakter odziedziczył po starszej siostrze. Pcha się tam gdzie nie powinien. Tylko, że ja nie mogę uwierzyć w to co widzę. Przecieram oczy i znowu widzę ten sam widok. Kuba razem z synami siatkarzy odbija sobie piłkę. Tylko jak on właściwie znalazł się na płycie boiska i jak ja na nią wejdę żeby go zabrać, jak tłum ochraniarzy zagradza wejścia. Justyna wymyśl coś. Jesteś taka inteligentna. Z moich przemyśleń wyrwał mnie pewien znajomy głos. Znałam go, ale nie wiedziałam skąd. Błagałam tylko Boga żeby to nie był jakiś nawiedzony koleś. Odwracam głowę bo kiedyś i tak będę musiała to zrobić. Nie wierzę. Chyba muszę zmienić okulistę, a najlepiej będę musiała do psychiatry iść bo mam jakieś omamy. Koło mnie stali Karol Kłos i Maciek Muzaj patrząc się jak na głupią. No tak fajnie ciekawe co będę miała do powiedzenia. Myśl Justyna myśl. Dostałam oświecenia. Oni są siatkarzami, Kuba jest na płycie boiska, ja nie mam jak się tam dostać, więc może by byli mili i dzięki ich pomocy weszłabym, wzięłabym młodego i jak najszybciej się dało zwiała z hali, co w moim przypadku i w trampkach jest możliwe. Chwilę z nimi porozmawiałam. Oczywiście nie mogłoby się obyć bez foci z rąsi z samojebką, głupawki i tego typu rzeczy. Dobrze, że aparat nie pęknął. Sukces. Dla nich zrobię wyjątek. Tylko dlatego, że Kuba za bardzo polubił naszą halę. Ja się z nim w domu policzę. Jeszcze nie usłyszał wkurzonej Justyny, to na pewno dzisiaj ją usłyszy. Pożegnaliśmy się, a mi się przypomniało, że mam jeszcze misję do spełnienia. Odebrać Kubę z boiska i odstawić go całego do domu. Lepiej późno niż wcale. Najwyżej zostałby, a ciekawe co ja bym powiedziała tacie i Anicie. Zrobiłam maślane oczka i poprosiłam chłopaków czy byłaby możliwość wejścia na boisko, zabrania młodego i ucieknięcie jak najdalej hali. Zgodzili się w zamian za numer telefonu oraz spotkanie na kawę i ciacho. Dla mnie bardziej ta kawa niż ciacho. Teraz już się boje telefonów w środku nocy. Czy zawsze musi być jakieś „ale”. Dobrze, że niewiedzą, że od sierpnia będę u nich na stażu. Lepiej dla nich. Niespodzianka musi być. Zresztą nie muszą wszystkiego wiedzieć bo jeszcze będą mnie wypytywać o wszystko, ale to tym nie chciałabym mówić. Przywitałam się z Arkiem i Olim, wzięłam młodego i żegnając się próbowałam jak się później okazało bezskutecznie uciec z hali. Nawet nie zdążyłam się pożegnać z dziewczynami. Na parkingu spotkałam Maćka. Błagam tylko niech mi nie mówi jaka ja jestem wyrodna starsza siostra, że brat mi uciekł, a ja nawet nie dostrzegłam kiedy. Jednak jak się okazało chciał nas odprowadzić do domu. Przeczucie mi mówiło, że jednak bezinteresownie tego nierobi. Całą drogę rozmawialiśmy o często błahych sprawach. Czułam się jakbym go znała kilka lat, a nie kilka minut. Jakbym chciała przyjść na jakiś trening to wystarczy, że zadzwonię i wejściówki mam załatwione. Fajny z niego chłopak. Miły, sympatyczny. Ideał. Nie rozmarzaj się Justyna bo niedawno płakałaś z rozpaczy, a teraz już się pakujesz w nowy związek bez perspektyw. Do tego z młodszym facetem o dwa lata od siebie. Siatkarz=kibice w płci żeńskiej=hotki lub jak to się tam nazywa. Najpierw zajmij się sobą. Pokonaj depresje. Wylecz się, a później wpakuj się w związki. Doszliśmy do domu. Młody nie czekając na mnie wszedł do niego zostawiając mnie z Maćkiem. Nie czułam się komfortowo. Wolałam jak był blisko mnie. Gdy już miałam się żegnać, zapytał się czy może pójdziemy jutro na kawę. Zgodziłam się. Przecież to nie musi być od razu randka.

***
No to leci czwóreczka :) Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz