„Zabiorę Cię...właśnie tam...
Gdzie jutra słodki smak
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie słońce dla nas wschodzi
Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie wolniej płynie czas
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie szczęściu nic nie grozi”
Gdzie jutra słodki smak
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie słońce dla nas wschodzi
Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie wolniej płynie czas
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie szczęściu nic nie grozi”
Kancelaria – Zabiorę Cię właśnie tam
Niedziela 7 rano. Normalny człowiek o tej
godzinie jeszcze smacznie sobie śpi. Tylko oczywiście nie ja oraz babcie i
dziadki, którzy z rana idą do kościoła na msze. Pomodlić się. Raczej pokazać
się ludziom. Zawsze byłam inna. Nie mogę spać. Budziłam się kilka razy w nocy.
W łóżku nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Przewracałam się z boku na bok. Nie wytrzymałam.
Zwinęłam się do kuchni zrobić sobie herbatę z 2 łyżeczkami cukru. Wygraliśmy wczoraj
mecz. Ważne zwycięstwo. Podbudowało chłopaków. Po południu umówiłam się z
Maćkiem na kawę. Jeszcze nie wiem dokładnie, o której ani gdzie. Nie wiem dlaczego
to zrobiłam, ale lepiej mieć to już z głowy. Nie chcę i nie mogę zwalać
wszystko na to, że emocje wzięły nade mną górę. Nie chcę mu dawać jakeś nadzieje.
Dla mnie to będzie zwykła koleżeńska kawa plus ciacho w najgorszym wypadku i
nic więcej. Znowu pakuję się w niezłe bagno. Znowu będę dochodziła do siebie
miesiącami. Znowu terapia. Przepłakane noce. Pocieszenia. Świat mi się zawali. Najpierw
mówi, później myśli. Cała ja. Nie mogę z siebie zrobić idiotki, która nie wie czego
chce. Jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć b. Trudno jakoś to przeżyję, a
może nie okaże się dupkiem i nawet przyjemnie spędzę z nim czas. Boję się, że
koleżeństwa przerodzi się coś więcej. Nie jestem na to gotowa. Pewnie będę
musiała mu powiedzieć trochę o sobie. Nie mam się czym chwalić w przeciwieństwie
do niego. Siatkarz. Pierwsze spotkanie w Pluslidze i MVP. Robi to co kocha, a
ja kiedyś grałam, ale tak jakoś się potoczyło. Wszystko przeze mnie. Gdybym
niebyła taka uparta jak osioł. Dzieciństwo też nie miałam udane. Tata się
znęcał psychicznie nade mną. W mamie nie miałam oparcia. Nie chcę wspominać. Za
bardzo boli. Chociaż minęło już dużo czasu. O tym się nie zapomina. Pamiętam
każdą kłótnie. Każdy krzyk. Mimo, że się do niego odzywam to tak naprawdę nie
wybaczyłam mu tego co mi zrobił. Zmienił się i to bardzo. Gdy widzę go z
Kubusiem i Anitą, widzę innego człowieka. Czuły, romantyczny. Widać, że ich
kocha. Kiedyś to niebyło w jego stylu. Jednak ja wciąż mu nie potrafię zaufać. Za
bardzo mnie skrzywdził. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek mojego „ukochanego”
telefonu położonego na parapecie. Kiedyś go wyrzucę przez okno. Sms. Pewnie od
operatora, bo o tej godzinie od kogo innego by mógł być. Nawet nie chcę mi się
go odczytać. Niech sobie leży i czeka aż zachce mi się ruszyć moje zgrabne cztery
litery z krzesła. Minęło może z 5 minut i tym razem zadzwonił. Jakby się
paliło. To nie straż pożarna. Nie ustaje. Nie no musze wstać, jednak zanim
doszłam do parapetu przestał dzwonić. Nie mógł wcześniej. Wkurzona z telefonem
w ręce siadam z powrotem na nagrzane wcześniej krzesło dopijając jeszcze w
miarę ciepłą herbatę. Znowu się rozdzwonił. Nie patrząc na wyświetlacz
odbieram. Zdenerwowana krzyczę do słuchawki. Chyba musze iść do laryngologa,
albo kupić nowy aparat. W tej chwili właśnie żałuję, że to zrobiłam. Skąd
mogłam wiedzieć, że to Maciek dzwoni, zresztą kto normalny o tej porze może dzwonić.
Przeprosiłam go tak grzecznie jak tylko potrafiłam. Przepraszać nie potrafię
więc może jakimś cudem mi się udało. Uśmiechałam się do telefonu. Chyba na
stare lata mi się pogorszyło. Umówiliśmy się w małej kawiarence niedaleko hali
na godzinę 15. Mimo, że Maciek mieszka już w Bełchatowie dość długo to nie orientuje
się gdzie co jest. Pewnie oprócz KFC, Maka i pizzerii. Bo przecież to trzeba wiedzieć.
Inaczej umarł by z głodu. Na pewno mają tam dobre jedzenie. Pokręciłam się trochę
po domu jak to mam w zwyczaju. Zjadłam śniadanie. Posprzątałam swój pokój bo
trochę go zapuściłam. Niedługo to nic bym w nim nie znalazła. Jeden wielki
bałagan. Wszystko by można znaleźć tylko nie to co potrzeba. Porozmawiałam z
mamą. Nie była zadowolona z tego co robię, ale przecież mam prawie 21 lat. Tylko
żebym nie żałowała, bo tak łatwo można mnie skrzywdzić. Wiem, że martwi się o
mnie, ale kiedyś trzeba zacząć wychodzić do ludzi. Zresztą każda mama tak ma. Przez
całe życie nie będę ukrywać się w domu. Tylko przetłumacz jej, że to nie jest
randka tylko koleżeńskie spotkanie. Dobrze, że nie wie kim jest Maciek bo zaraz
by było. Owinie cię jak inne i porzuci jak mu się znudzisz. Może i ma rację,
ale dla mnie to tylko spotkanie z kolegą. Mam nadzieję, że młody nic nikomu nie
powie. O 14 już jestem gotowa. Nie ubrałam się jakbym wychodziła na bal. Zawsze
byłam naturalna. Nie lubiłam się stroić. Chyba, że już naprawdę musiałam, a to
zdarzało się rzadko. Nawet nie pamiętam ostatnio kiedy. Chyba na 50. Rocznicę ślubu
dziadków. Siedzenie po kilka godzin w łazience to nie było dla mnie. Ubrana w ocieplane
trampki, powycierane dżinsy, cieniutki golfik i zimową kurtkę bo jak na końcówkę
marca pogoda nas nie rozpieszczała. Chciałam tylko żeby było mi ciepło. Zima
powróciła, a tu Wielkanoc za pasem. Doszłam 10 minut przed czasem, co chwilę
modląc się żebym się nie połamała. Gdyby komuś zachciało się by ruszyć swoje
cztery litery odśnieżyć chodniki i posypać piachem z solą to na pewno byłabym o
wiele wcześniej. Nie ma na to w ogóle liczyć. Mogłam wziąć łopatę z garażu i
wiadro z piaskiem, odgarniałabym śnieg i posypywała oblodzone chodniki to wtedy
na pewno byłyby w takim stanie jakim powinny być. Na Maćka nie musiałam za dużo
czekać. Zasapany jakby ktoś go gonił. Pewnie kibice proszące o autograf. Jakoś
dziwnie czułam się w jego towarzystwie. Szczególnie jak stał. Mimo, że mam
ponad metr osiemdziesiąt wzrostu to i tak wyglądałam jak krasnal. Zamówiliśmy
sobie po dużym kubku kawy i ciastku. Kto jak kto, ale ja nie mam zamiaru jeść tyle
kalorii. Nie po to się faszeruję dietami żeby jeść takie słodycze. Maciek nie
pogardzi jak oddam mu moją porcję. Zresztą powinien być szczęśliwy, że tak o
niego dbam. Bezinteresownie oczywiście, bo jakbym mogła inaczej. Rozmawialiśmy
już ponad dwie godziny, a buzia nam się nie zamykała. Więcej mówił Maciek. Czasami
nie dając mi dojść do słowa. Gaduła z niego. Z jednej strony się cieszyłam bo
nie będę musiała mu opowiadać o sobie, a z drugiej chciałabym mu powiedzieć o
stażu. Chciałabym zobaczyć jego reakcje. Mogę coś powiedzieć tylko w czasie gdy
je moją kostkę sernika bo po jego już dawno zostały tylko okruszki, popijając
resztkami mojej zimnej kawy. Spoko i tak już niemiałam zamiaru jej pić. Nie krępuj
się. Nawet nie przeszkadzało mi to, że czasami zbyt dużo mówi. Mimo, że znam go
od kilku godzin to czuję, że mogę mu zaufać, że mogę mu wszystko powiedzieć. Nigdy
bym się takiego czegoś nie spodziewała. Zwykły chłopak, nie wywyższa się i nie
uznaję za gwiazdę. Cichy, skromny. Mimo swojego wieku nie jest roztropny co
mnie zdziwiło. Kelnerka dziwnie się na nas patrzyła, aż poprosiłam Maćka o wyjście
z kawiarni tłumacząc, że się zasiedzieliśmy. W końcu to była prawda. Poszliśmy
do parku, skręciliśmy w stronę mojego domu przysłuchując się cały czas jak opowiada
o swoim dzieciństwie, o siatkówce i o marzeniach. Zapaliła mi się czerwona
lampka. Mam nadzieję, że nie będzie kazał mi mówić o swoim. Jak już będę
próbowała zmieniać temat jak to mam w zwyczaju. Nie musiałam bo tak się rozkręcił,
że nawet nie zauważył, że dochodzimy do mojego domu. Delikatnie poinformowałam,
że już mnie odprowadził pod sam dom. Trochę był zdziwiony bo wczoraj do innego
mnie odprowadzał, ale jakoś udało mi się bez żadnych szczegółów wytłumaczyć. Uścisnęłam
jego dłoń, żegnałam się i chciałam uciec
do domu bo było mi zimno jednak to nie było takie proste. W zamian za
odprowadzenie chciał nagrody. Buziak w policzek i przytulasek. Za dużo przebywa
z Serbami. Stanowczo za dużo. Ciekawe za co jak nawet nie wiedział dokąd
idziemy. Na pewno już to zrobię. Pomarzyć zawsze można. Zresztą widziałam już
odwracając się kilka sekund wcześniej fruwającą firankę w kuchni. Czyżby mama czekała
jak wrócę, a może nie tylko ona. Pewnie dzwoniła już kilkadziesiąt razy, a jak
mam w zwyczaju wyciszyłam dźwięk i zapomniałam go włączyć po wyjściu z
kawiarni. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Wytłumaczyłam mu dlaczego nie
mogę tego zrobić. Powiedział, że następnym razem mi nie odpuści, a w ogóle będzie
następny raz. Wątpię. Będą święta, po świętach zaraz ostatni mecz w sezonie bo
mam taką nadzieję, kierunek Spała, eliminacje, a później matura. Ciekawe kiedy on chce znaleźć
czas. Zresztą ja się nigdzie nie wybieram. Jak mi ledwie co doba wystarcza. Pożegnałam
się po raz drugi i weszłam do domu. Nie spodziewałam się takiego widoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz