poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział XI

„W Tobie wszystko jest tym, czego najbardziej chcę.
Kocham Cię, nie boję się mówić, że Kocham Cię.”
Ewa Jach – Nie boję się

Aparatury piszczały jak oszalałe. Nie wiedziałem co się tam dzieję. Ona budzi się, a może umiera. Nie wiem. Zostałem wyproszony z sali, stoję obok rodziców Justyny i przyglądam się co tam się dzieje. Jestem bezradny. W głowie mam tysiące myśli. Lekarze chodzą wokół niej, aż w końcu zasłonili rolety pewnie dlatego żebyśmy nie widzieli co się tam dzieje. Boję się, że ją stracę. To nie może się stać. Próbuje uspokoić jej rodziców, chociaż sam jestem zdenerwowany. Mówię do nich, że wszystko jest w porządku, a Justyna zaraz się obudzi i będzie mogła z nami porozmawiać, wytłumaczyć co tej nocy się stało, ale bezskutecznie. Oboje przytuleni patrzą w szybę sali nie zwracając uwagi na to co im mówię. Rozumiem ich. Mimo, że jestem młody i nie mam swoich dzieci. Nie chcą jak ja stracić najważniejszej osoby. Jeśli ona umrze nie wiem jak się po tym pozbieram. Tak trudno mi było pogodzić się z tym, że nie odwzajemniła moich uczuć, a teraz gdy mogę ją stracić na zawsze nie mogę przyjąć to do wiadomości. Życie nie jest proste jak nam się wydaje. Kilkanaście nieodebranych połączeń od rodziców, kilkanaście smsów od znajomych gdzie jestem bo szukają mnie wszyscy we Wrocławiu. Z tego wszystkiego zapomniałem poinformować, że wyjeżdżam do Łodzi. Teraz nie miałem głowy do tłumaczenia się przed wszystkimi, a w szczególności przed rodzicami. Wiem, że teraz martwią się o mnie, że poparli by moją decyzję o przyjeździe do Łodzi, a nawet sami by mnie zawieźli, ale nie mam na to ochoty. To nie był ten czas, ani miejsce na takie rozmowy. Po chwili wychodzi do nas lekarz mówiąc, że pierwsza próba wybudzenia się nie udała, ale mamy być dobrej myśli. Jej organizm jest silny, co pokazała próba wybudzenia jednak to jeszcze nie ten czas. Poprosił nas żebyśmy jak najwięcej przychodzili do niej, rozmawiali, a może za kilka dni Justyna jeszcze raz spróbuje się wybudzić ze śpiączki. Musimy być dobrej myśli. Te słowa lekarza bardzo mnie wstrząsnęły. Będę u niej 24 godziny na dobę. Muszę być przy niej to może uda się. Będę spał w szpitalu na krześle, ale jej nie opuszczę. Nie mogę, nie potrafię, nie chcę. Jestem zdeterminowany. Wiem, że to jest nierozsądne, ale ona potrzebuje naszego wsparcia. Wiem, że kiedy się obudzi nie będzie zadowolona z mojej decyzji. Gorzej będzie jak wznowimy treningi ze Skrą. Trener jak się dowie, że spędzam tu całe dnie to nie pozwoli mi na takie rzeczy. Wiem, że siatkówka była u mnie na pierwszym miejscu, ale Justyna teraz jest najważniejsze. Tylko jest problem bo ja nie chcę rezygnować z siatkówki, która była i jest pierwszą miłością mojego życia, ale spróbuję to wszystko pogodzić tak żeby nie opuszczać treningów i przebywać jak najwięcej z Justyną. Będzie to trudne, ale od czego ma się przyjaciół. Trochę to jest skomplikowane, ale musimy dać radę. Bardzo chcę żeby wszystko było jak dawniej. Najważniejsze żeby się wybudziła, zaczęła normalnie żyć nie tak jak teraz przypięta do kilkunastu kabelków, różnych aparatur, które tak praktycznie żyją za nią. Chcę żeby była tą Justyną, którą poznałem. Tą uśmiechniętą, kibicką skry, nie udającą kogoś dziewczyną.
Z szpitala wychodziłem tylko aby się przebrać i odświeżyć. Rodzice Justyny kilka razy prosili mnie żebym odpoczął. Pojechał do domu przespał się kilka godzin, a oni będą tu przy niej, a jak coś będzie się działo to zadzwonią do mnie. Nie zgodziłem się na to. Obiecałem sobie, że już nigdy jej nie opuszczę i nie pozwolę by ktoś ją skrzywdził. To co oni mówili nie docierało do mnie. Jednak dla mnie najważniejsza jest Justyna. Chłopaki ze Skry często do niej zaglądali pytali się czy jest jakaś poprawa, ale jednak od poprzedniej próby wybudzenia  nic się nie zmieniło. Przynosili kwiaty, mówili, że cały sztab oraz biurowi czekają na nią i ma nie udawać, że śpi bo oni i tak musi się stawić za kilka dni do pracy bo inaczej przez tydzień nie będzie mogła usiąść na swoich zgrabnych czterech literach po treningu z nami. Całe dnie i noce praktycznie przebywałam w szpitalu. Trzymałem ją za rękę i opowiadałem wszystkim co się dzieje w Bełchatowie, o tym, że jej rodzice wyzywają mnie, że nic o siebie nie dbam. O treningach. O nowych zawodnikach, których musi poznać. O głupotach, które dzieją się w szatni i na treningach. O tym, że strasznie brakuje mi jej i jak najszybciej ma powrócić do zdrowia bo inaczej bez niej oszaleje. Nic się teraz nie liczy tylko to żeby wybudziła się i wyzdrowiała. Z każdym dniem chciałem z nią porozmawiać, przytulic ją, pocałować nawet jeśli ona by tego nie chciała. Od sierpnia powinna zacząć praktyki u nas w Skrze. Miejsce i biurko w dziale Marketingu na nią czeka. Zarząd nie wyznaczył na jej miejsce inną osobę. Wszyscy czekają na Justynę. Nowi zawodnicy nawet chcą przyjść do szpitala tylko muszą załatwić wszystkie sprawy dotyczące ich pobytu w Bełchatowie. Pamiętam, że zamiast święta spędzać we Wrocławiu z rodzicami to chodziłem od urzędu do urzędu, a najważniejsze jest to, że w tych urzędach siedzą babcie, które już dawno powinny być na emeryturze, którym potrzeba po pięć razy tłumaczyć co chcesz załatwić. Od rodziców dowiedziałem się kilka rzeczy o Justynie. Co ją interesuje, jakie kwiaty lubi, jaka była jak była mała. Trochę zdziwił mnie fakt, że była nie znośna. Biła się z chłopakami, a nawet kiedyś grała w siatkówkę. Miała szanse zostać dobrą siatkarką, ale dzięki swojemu charakterze i kłótni z nauczycielką w-fu zrezygnowała z SKSów, a później całkowicie zrezygnowała z grania w siatkówkę na lekcji. Ognista Justyna tego bym się nawet w snach nie spodziewał. Zawsze cicha, skromna, a tu takie odkrycie. Dużo rozmawiałem z Panią Basią. Fajna z niej kobieta, ale niestety tak samo dba o mnie jak moja mama. Opowiadała o dzieciństwie Justyny. Już teraz wiem dlaczego nic nie mówiła o sobie. Zawsze słuchała mnie nie dodając od siebie nic. Dziwię się, że Justyna i jej matka chcą mieć kontakt z tym tyranem. Wiem, że ludzie się zmieniają, ale nie potrafiłbym mu wybaczyć tych krzywd, które mi wyrządził przez te kilka lat. Kilka lat, które bym chciał wymazać z pamięci. Mogę się jej zawsze wyżalić czy nawet wypłakać się w rękaw. Widzi, że jest mi strasznie trudno, że to wszystko co się stało jest dla mnie trudne do zaakceptowania. Chciałbym cofnąć czas, ale nie potrafię. Chciałbym żeby to nigdy się nie stało. Wypadek Justynki bardzo mną wstrząsnął. Widzi, że bardzo mi na niej zależy. Przynosi mi nawet obiady do szpitala i cały czas wyzywa mnie, że nie powinienem spędzać tu każdą wolną chwilę, powinienem wypocząć w końcu mam treningi i pierwsze mecze kontrolne przed sezonem. Teraz gdy już wiem trochę więcej o Justynie to tym bardziej muszę być przy niej. Bałem się o nią. Leżąc tam na tym łóżku była taka bezsilna. Z sali wychodziłem tylko po kawę do maszyny. Trzymałem ją za rękę. Prosiłem ją żeby już się nie wygłupiała bo to wcale nie jest śmieszne i w końcu się obudziła. Kochałem ją. Chciałem zacząć wszystko od nowa. Chciałem żeby mi dała jeszcze jedną szanse. Ścisnęła moją dłoń czy tylko mi się tak wydaje. Poprosiłem pielęgniarkę. Powiedziałem jej o tym. Zawołała lekarza. Gdy wychodziłem z sali usłyszałem tylko doktorze ona się budzi.

***
No to następny. Coś się kończy, coś się zaczyna. Przeżyłam weekend w szkole. Sukces. Słuchać 14 godzin o prawie pracy i nie zasnąć nawet na 5 minut. Nie wiem jak to zrobiłam, ale jestem mistrzem. W październiku rozdziały będą dodawane raz w tygodniu w poniedziałek. Sama jestem z tego powodu niezadowolona, ale nic z tego nie poradzę. Od 9 do 21 października mam takie urwanie głowy, że masakra. Każdy dzień zaplanowany. Jak nie wizyty kontrolne, rezonans, następne wyzyty kontrolne, do tego dwa śluby po tygodniu jeszcze ten pierwszy na drugim końcu Polski, że ja się z nim zgodziłam iść zanim mi powiedział gdzie. Głupia ja :D Tyle przegrać :/ Wrocław nadchodzę :) Spróbuję nie odwalić tam nic, ale jak coś się stało to nie ja :D Jeszcze do tego 3 weekendy w szkole. Jedna wielka masakra ;/ Pod koniec października nie będę wiedziała jak się nazywam :) Ale o swoich urodzinach nigdy nie zapomnę :) Prezent już dawno sobie zażyczyłam więc nie powinnam być z nich niezadowolona.
Next 07.10.2013
Pozdrawiam :)
P. S. justberrry ładną masz profilówkę na fb :)

piątek, 27 września 2013

Rozdział X


„Ta miłość była, jest i będzie”

Nie mogę otworzyć oczu. Oślepia mnie coś. Lampy. Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego tu jestem? Słyszę jakieś szmery. Jakieś końcówki słów, których nie potrafię złożyć w sens. Znajome mi głosy. Jest ich kilka. Nawzajem się przekrzykują czy tylko mi się wydaje. Każdy udaje, że ma racje. Udają inteligentnych, a zachowują się jak dzieci. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że ktoś płacze i trzyma mnie za rękę. Tak bardzo ściska moją dłoń. Chciałabym to odwzajemnić, ale nie mogę tego zrobić. Tak bardzo bym chciała otworzyć oczy i powiedzieć kilka słów, ale nie mogę. Słyszę jakieś piski, krzyki i błagania. Może ja śnię, za chwilę się obudzę i wszystko to okaże się złym snem. Nic nie widzę. Ciemność, widzę ciemność.
Miała wypadek. Kierowca samochodu potrącił ją gdy w ostatniej chwili wbiegła na ulicę. Przeleciała przez maskę samochodu, który nie jechał z taką prędkością jak powinien tylko o wiele więcej, ale nawet jeśli by zdążył zahamować to i tak by w nią uderzył. Wylądowała kilka metrów dalej. Czy wbiegając pod samochód zrobiła to umyślnie? Nie wiadomo. Po złożeniu przez kierowcę zeznań wszystko zaczynało się układać w całość. Z jego opowiadań wynikało, że jakby przed kimś uciekała, ale czy to prawda. Przecież on mógł kłamać żeby uniknąć odpowiedzialności. Dlaczego miałaby to zrobić. Rzucić się pod samochód to nie było w jej stylu. Przecież jest jeszcze młoda i wszystko przed nią. Studia, praca, rodzina, znajomi na którą zawsze mogła liczyć. Nie dowiemy się prędzej niż jak się obudzi. Tak długo jest w śpiączce. Lekarze mówią, że to normalne po takim wypadku, po tylu operacjach. Organizm się teraz regeneruje. Musimy czekać. Wszyscy są dobrej myśli, lekarz mówił nam, że wyzdrowieje, niestety nie potrafią nam dokładnie powiedzieć kiedy ona się wybudzi. To wszystko zależy od niej. Mówią, że jest młoda. Jej organizm walczy. Tylko dlaczego to tak długo trwa.
Gdy tylko dowiedziałem się od Oli o wypadku spakowałem najpotrzebniejsze mi rzeczy i sprawdziłem, o której mam najbliższy pociąg do Łodzi. Ola nie za wiele przez telefon mi powiedziała bo tak naprawdę sama nic nie wiedziała. Wiem tylko, że ktoś ją potrącił jak szła nocą po Bełchatowie i, że jest w szpitalu. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Bałem się, że umrze, że nigdy jej nie spotkam, że nie będziemy razem pomilczeć. Modliłem się tylko żeby nic się jej niestało. Nie mogę ją stracić. Jest dla mnie zbyt ważna. Dopiero teraz to sobie uświadomiłem. Nikt inny jej nie zastąpi. Mimo, że we Wrocławiu spotkałem moją byłą dziewczynę ona nie dorównywała jej do pięt. Chciała abyśmy jeszcze raz spróbowali. Odmówiłem. Nie potrafię o niej zapomnieć. Byłą inna niż poprzednie. Nie zależało jej na pieniądzach, sławie, drogich prezentach. Byłą sobą. Nie zachowywała się jakby chciała komuś coś udowodnić. Chciałem ją jak najszybciej zobaczyć. Nie mam pojęcia w jakim jest stanie. Przez całą drogę do Łodzi płakałem. Nie zwracałem uwagi na to, że ludzie się na mnie patrzą. Nie obchodziło mnie to. Przecież każdy może mieć chwile słabości. Chciałem być jak najszybciej koło niej. Trzymać ją za rękę. Być blisko niej. Karol powiedział, że odbierze mnie z dworca i prosto zawiezie do szpitala, w którym jest Justyna. Niewiedziałem w jakim stanie ją zastanę. Byłem wściekły na siebie, że ją nie ochroniłem. Zostawiłem ją samą sobie. Może gdybym był tu to nic się tu niestało. Jeśli coś się jej stanie to nie daruję sobie. Otwierając drzwi od wagonu zobaczyłem Karola z Olą w ciszy doszliśmy do samochodu. Nikt z nas nie potrafił powiedzieć żadnego słowa. Dla mnie było to na rękę. Nie musieliśmy nic do siebie mówić. W samochodzie tylko Ola się odzywała. Wyzywała Karola, że na pierwszym lepszym zakręcie wpadniemy w poślizg albo nie wyhamujemy i trafimy w drzewo lub w inne samochody. Nie zwracałem na to większej uwagi. Patrzyłem się w szybę, mijaliśmy ulice, a szpitala nie było widać. Wiem, że Karol chciał dobrze, ale Ola miała rację. Zachowywał się jak pirat drogowy. Każdy z nas chciał się dowiedzieć co z Justyną, ale lepiej dojechać pięć minut później niż wcale. Dojechaliśmy szczęśliwie, chociaż w przypadku kierującego Kłosa można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces nie rozbijając się na pierwszym lepszym drzewie. Wsiedliśmy w trójkę do windy. Czekaliśmy aż dojedzie na drugie piętro. Jakoś chodzenie po schodach niebyło dla nas. W gardle miałem gulę, ledwie co mogłem przełknąć ślinę. Bałem się, że Justyna wszystko powiedziała rodzicom i naskoczą na mnie, że to wszystko była moja wina, że to przeze mnie szlajała się nocą po Bełchatowie. Wiedziałem, że Ola z Karolem wszystkiego się domyślają jednak nie powiedziałem im o wszystkim co się stało na zakończeniu sezonu ze sponsorami. Nie dopytywali się, a to dla mnie było najważniejsze. Nie miałem siły na rozmowy. Nawet nie chciałem z nimi rozmawiać bo nie był to czas ani miejsce na takie rozmowy. Najważniejsza dla mnie była Justyna. W tym momencie tylko ona się liczyła. Doszliśmy do rodziców stali z dwoma dziewczynami. Pamiętam jak Justyna mówiła mi, że ma dwie przyjaciółki. To pewnie one. Widać było po nich zmęczenie. Podpuchnięte oczy, na pewno płakali. Nie dziwię się im. Bo sam kilka godzin temu płakałem w pociągu. Mogli stracić najważniejszą osobę w swoim życiu. Bardzo chciałbym im pomóc, ale nie wiem jak. Zaproponować żeby odpoczęli. Banalne. Nie ruszą się stąd dopóki nie wrócą z nią do domu. W końcu to ich jedyna córka. Nic nie powiedziałem. Patrzyłem się w szybę OIOM-u. To nie była ta Justyna, którą ostatni raz widziałem. Była blada, wręcz przezroczysta. Jej włosy jak zwykle były nienagannie ułożone. Na jej ustach nie było tego uśmiechu, na który mógłbym patrzeć całymi godzinami. Wyglądała jakby ktoś ją przeżuł i wypluł. Poprzypinana była do przeróżnych kabelków. Słyszałem i widziałem jak maszyny za nią pracowały. Walczyła bo miała dla kogo. Dla rodziców, dla samej siebie. Myślałem, że śpi za chwilę się obudzi, że porozmawiamy tak jak wcześniej. Jednak gdy dotarło do mnie, że ona jest w śpiączce wszystko się zmieniło. Rodzice Justyny zaczęli opowiadać jak to się stało. Najchętniej jakbym dorwał tego skurwisyna to nie wiem co bym mu zrobił. Byłem wściekły. Nie potrafiłem powstrzymać łez, które coraz bardziej spływały mi po policzkach. Już nie udawałem, że jestem silny, że radzę sobie z emocjami. Mimo, że z Justyną nie byliśmy w jakiś rewelacyjnych stosunkach to tak bardzo się bałem, że ona nigdy się nie obudzi. Chciałem do niej wejść, ale lekarz nie pozwolił mi. Powiedział, że tylko rodzina może do niej wejść. Byłem wrakiem człowieka nie docierało do mnie, że to nie jest sen. Słyszałem jak rodzice Justyny rozmawiali z doktorem. Niemiałem pojęcia o czym. W tym czasie wszystko się zatrzymało. Wiedziałem, że siedzenie w szpitalu bez możliwości wejścia na salę nie miało sensu, ale musiałem przy niej być. Potrzebowałem tego jeszcze bardziej niż ona. Po wyjściu rodziców Justyny z sali lekarz poprosił mnie do siebie, nie wiedziałem o co mu chodzi. Kazał mi założyć zielony fartuch i powiedział, że mogę u niej nie zostać dłużej niż dziesięć minut. Byłem szczęśliwy. Podziękowałem rodzicom Justyny i jak najszybciej się dało byłem już w Sali. Dla mnie każda sekunda była cenna. Usiadłem koło niej i z nią rozmawiałem, wiedziałem o lekarza, że trzeba do niej dużo mówić bo nam może się wydawać, że ona nas nie słyszy jednak nie jest to prawdą. Powstrzymałem się od płaczu. Wiedziałem, że jej to nie pomoże. Przysięgłem jej, że dopóki nie wyjdzie ze szpitala nie opuszczę jej na krok. Będę za drzwiami, ale będę z nią. Opowiadałem o tym co się działo na zgrupowaniu. O żartach Karola, szczególnie jak chodził z aparatem próbując zrobić sobie samojebkę z Zatim, a biedaczek nie chciał i tak się gonili po całym cosie, wszyscy się z nich śmiali, nie dziwię się im bo sam ledwie co mogłem wytrzymać ze śmiechu, mimo, że w Skrze takie obrazki były na porządku dziennym, o tym, że chce sprzedać swoją Renkę. Już nie będzie chlapał nikogo. Jeśli ktoś ją kupi to po kilku dniach pożałuje tej decyzji. Po jazdach Karola można się podziewać, że długo ten samochód nie pociągnie. Zostaję na następne kilka sezonów w Skrze, a od Prezesa przypadkowo dowiedziałem się, że będziesz odbywała u nas praktyki. Nawet się nie pochwaliłaś. Zawsze byłaś skromna. Zawsze to ja mówiłem, a ty słuchałaś nie odzywając się ani słowem. Teraz już wiem dlaczego. Za to cię pokochałem. Jesteś tą osobą z którą chcę spędzić resztę życia. Najlepsza studentka na wydziale Marketingu i Zarządzania na jednym z Łódzkich uczelni. Zobaczysz nie dam ci spokoju będziesz musiała mi wszystko powiedzieć o sobie jak na spowiedzi. Nawet nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę. Twoje niedowierzanie. Chociaż będę miał cię na oku i nic ci się już niestanie. Żadna głupota ci nie przyjdzie na myśl żeby chodzić nocami po Bełchatowie. Nie pozwolę ci na to. Nawet nie próbuj się ze mną kłócić bo i tak ci to nic nie da. Trzymałem ją za rękę. Nie miałem ochoty jej puścić. Jednak widziałem te błagalne spojrzenie lekarza. Nachyliłem się nad nią pocałowałem ją w policzek. Kocham cię. Następnym razem żeby ci żadna głupota do tego twojego ślicznego łba nie przyszła rozumiesz. Pamiętaj, że już cię nie opuszczę. Lekarz coraz bardziej mnie ponaglał. Puściłem jej dłoń. Gdy dochodziłem do drzwi usłyszałem pisk maszyn, do których była poprzypinana Justyna. Bałem się, że ją stracę. Jej mama płakała. Prosiła by ją ratowali. Ona nie może umrzeć. Jest zbyt młoda na śmierć.

***
Powróciłam. Kiedy następny? Nie mam zielonego pojęcia. No to powiedzmy, że ten rozdział średnio mi się podoba. Zresztą jak każdy. Niedługo z nich powstanie telenowela. Polska przegrała z Bułgarami :/ No dobra już nie piszę więcej na ten temat bo się rozkleje :(  Od dzisiaj nie nawidzę lekarzy, którzy wystawiają recepty na wykupienie pół aptek. Spoko kupisz 3 rzeczy zapłacisz ponad 100 złotych, a miałam sobie kupić następne buty na koturnie. Marzenia...
Pozdrawiam z deszczowych kujaw, a rano było tak pięknie :)

niedziela, 22 września 2013

...

No tak miał być kolejny rodział, ale nie będzie :( Przepraszam. Przez moją głupotę (czytaj zapomniała, że siatkówka nie jest pokazywana na otwartym Polsacie ani na Polsat Sport News) i roztrzepanie nie zdążyłam go napisać bo nawet nie miałam kiedy, a moje zapasy wogóle nie pasują do tego co jest we wcześniejszych rozdziałach. Trochę lubie sobie utrudnić życie :) Ba to już się stało tradycją :) Cała ja :D Postaram się w tym tygodniu coś nabazgrać, ale nie obiecuje :) Od piątku w domu jestem gościem. Dziękuje Monice, że mnie przygarnęła i pozwala mi u siebie oglądać mecze dzięki temu czemuś co się nazywa telewizorem z dekoderem Cyfrowego Polsatu. Muszę namówić mamę na kablówkę. Nie wiem jak długo ze mną wytrzymasz, ale do finałów gdzie będą grali Polacy nie opuszczę Cię. Wiem, że się z tego powodu cieszysz :D W ramach rekonpensaty zaiwanie z lodówki kawałek ciasta, nie wiem czy dobry, ale na pewno się nie otrujesz bo ja nie piekłam. Z twojego pokoju tak szybko mnie nie wypędzisz. Nawet jakbyś mnie wkurzała ile tylko by się dało :) Na tym kończę mój monolog.
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam :)

piątek, 20 września 2013

Rozdział IX


Czerwiec. Za dwa miesiące będę odbywała staż w Skrze. Kiedyś cieszyłam się z tego powodu, poznam chłopaków. Teraz już ich znam oprócz tych nowych. Wiem tylko tyle, że zmienił się trener, duża część zawodników rozwiązała kontrakty za porozumieniem stron lub ich nie przedłużono, po dziękując im za wcześniejszą współprace. Czas szybko minie, a ja nawet nie obejrzę się kiedy nadejdzie ten moment. Czym bliżej tym bardziej nie chcę mieć tego stażu. Może to dziwne, ale ta sytuacja mnie przeraża. Nikt nic nie wie na ten temat oprócz dziewczyn, Pauliny i Olki. Chciałabym zobaczyć ich miny kiedy pan prezes przedstawia swoich nowych stażystów. Zdziwienie. Na pewno. Nie wiem jak po tym wszystkim spojrzę Maćkowi w twarz. Raczej będziemy się unikać, to i tak nie miało przyszłości. Wiedziałam, że prędzej czy później się spotkamy i tym razem nie będę miała gdzie uciec. Od tego feralnego wieczoru nie kontaktowaliśmy się. Nie potrafiłam z nim rozmawiać. Jest mi z tym potwornie ciężko na sercu, źle się z tym czułam, ale nie potrafię jako pierwsza zrobić ten pierwszy krok. Zawsze byłam uparta i ambicja mi na to nie pozwalała. Chciałabym się z nim spotkać, pogadać o wszystkim i o niczym jak wcześniej, być blisko niego, bo w jego ramionach zawsze czułam się bezpiecznie. Czekałam jak głupia, że zadzwoni. Nie odbierałam od niego telefonów, nie wychodziłam gdy przychodził i stał przez kilka godzin przed domem, nie zwracając uwagi czy pada deszcz czy świeci słońce, a teraz chcę aby do mnie zadzwonił. Justyna czy ty czasem nie przesadzasz? Teraz, ale ty masz refleks dziewczyno. Po dwóch miesiącach chcesz żeby się odezwał. A może jeszcze rzuci ci się w ramiona i powie, że wszystko będzie dobrze. Myślisz, że na takie jak ty będzie tracił czas. A może się w nim zakochałaś? Tęskniłam za nim. Bardzo. Mimo, że spotykałam się z dziewczynami to nie było to co wcześniej. Dzięki niemu zaczęłam się uśmiechać, przestawałam się zamartwiać, mogłam mu zaufać, co w moim przypadku było trudne. Żyłam. Nie przejmowałam się niczym. Był takim moim prywatną definicją szczęścia. Zawsze mogłam na niego liczyć, a teraz wszystko się zmieniło. Trudno mi się przed sobą przyznać, ale tak bardzo go potrzebuję. Nie wiem co bym zrobiła gdy zobaczyłabym go. Przytuliła się bym do niego i wąchała jego perfum. Uwielbiałam je. Pokazywały jaki Maciek naprawdę jest. Czuły, romantyczny, inny niż wszyscy z którymi wcześniej byłam. Wiem tylko tyle, że po zdanej maturze wyjechał do Wrocławia. Karol jak na plotkarę przystało wszystko opowiadał co się działo w Spale. Lepiej jakby mówił bez szczegółów. Szczególnie co on tam robi Zatiemu, dziwię się mu, że z nim tym psychopatą wytrzymuje. Pewnie nie ma wyjścia bo nikt nie chce mieć za lokatora. Nie dziwię się im, sama też bym nie chciała nawet za sąsiada. Moja psychika nie zniosła tego. Pozostawiła traumę do końca życia. Po sezonie ligowym i reprezentacyjnym należy mu się odpoczynek. Mimo, że nie wywalczyli awansu do mistrzostw byłam z niego cholernie dumna, że wystąpił. Że te wszystkie spędzone chwile na Sali i te poty wylewane na treningach dały jakiś skutek. Patrzyłam na wszystkie mecze. To nie był Maciek, którego poznałam. To była kompletnie nie znana mi osoba. Wiem, że nie zagrał na miarę swoich możliwości, ale cieszyłam się, że spełnia swoje marzenia tylko fakt, że mu nie poszło trochę mnie dziwiło. Bałam się, że to moja wina, że to wszystko przeze mnie. Mogłam z nim porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Pogadać na spokojnie. Dziwnie się z tym czułam. Tyle rzeczy chciałam zrobić, ale serce i rozum podpowiadało mi inaczej. Burza była w moim ciele. Czasami zastanawiałam się jak jest to możliwe. Jednak taka jest rzeczywistość. Gdy rano wstaje pierwsza moja myśl zawsze związana jest z Maćkiem. Oszukuje samą siebie. Zaczęłam znowu być taka sama jak zanim poznałam Maćka. Zamykam się w sobie, mało przebywam ze znajomymi, nie chodzę na terapię. Czuję, że znowu jestem na dnie, ale tym razem się nie pozbieram. Boję się tego. Nic mi nie pomoże. Wiem, że mam przy sobie kochających rodziców, Anitę, Kubę i dziewczyny, ale to jest silniejsze ode mnie. Wiem, że wszystko by oddali byle tylko byłabym zdrowa. By to wszystko co się kiedyś wydarzyło nie powtórzyło się. Mama nie  coraz częściej mnie pilnuje albo wymyśla wypady do ojca. Myśli, że to pomoże. Jedyny plus z tego, że młody jest zadowolony gdy jego ukochana siostra przychodzi się pobawić. Niekiedy mam dość tych ich troski. Wiem, że od tego są rodzice, ale niech nie przesadzają. Sesja się kończy, muszę się uczyć, a oni może zamkną mnie ubezwłasnowolnią i na oddział zamknięty mnie wsadzą. Teraz najważniejsza jest uczelnia. Chcę wszystko zaliczyć w pierwszym terminie i mieć wszystko z głowy. Odpocząć przed pracą. Nie wiem co mnie tam będzie czekać. Wyjechać gdzieś gdzie mnie nie znają i nie ma zasięgu, mieć wszystko w czterech literach i przemyśleć kilka spraw, które powinnam już dawno zrobić. Staż może to i nie jest praca, ale trzeba będzie wstawać rychło rano jeszcze przed zapianiem koguta jak ja nie jestem przyzwyczajona do tego. Zawsze byłam śpiochem i mam to do dziś. Pierwsze dni będą najgorsze. Później człowiek się do wszystkiego przyzwyczai. Zawsze lubiłam wieczorem przechodzić się po uliczkach Bełchatowa przypominając sobie gdzie byłam z Maćkiem. Tak też zrobiłam to dzisiaj. Hala, w której po raz pierwszy się spotkaliśmy gdy młody zrobił sobie przechadzkę po płycie boiska grając z Oliwierem i Arkiem coś podobnego trochę z siatkówki i trochę z nożnej, a ja nie miałam pomysłu jak go stamtąd zabrać, a on wraz z Karolem mi pomogli. Oczywiście nie bezinteresownie. Za numer telefonu, a później mądry Kłos dzwonił do mnie o trzeciej w nocy robiąc żarty udając prowadzącego jakiś program typu „Dziewczyny z fortuną”. Lubiłam przechodzić koło kawiarenki niedaleko hali gdzie po raz pierwszy się umówiliśmy na kawę i ciacho. Pamiętam jak zjadł mój kawałek ciasta, nawet jakbym chciała to bym nie zaprotestowałam bo nie miałam ochoty go zjeść i bez pytania popijał moją wystygniętą kawą. Nie krępował się. Był naturalny. Takiego go zapamiętałam. Lubiłam wpatrywać się w jego brązowe oczy. Były hipnotyzujące. Działały na mnie jak narkotyk. Może to dziwne, ale tak naprawdę było. Czasami zachowywał się jak wariat. Nigdy mi to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie razem z nim wygłupiałam się mimo, że jestem od niego starsza o dwa lata. Przecież każdy ma coś w sobie z dziecka. Przy nim byłam inna. Zmieniłam się. Bałam się, że jak opowiem mu o chorobie, o wszystkim to się odwróci ode mnie. Nie chciałam tego. Ufałam mu, ale to nie było takie łatwe jak się wydaje. Szłam coraz dalej i dalej, aż w końcu chciałam wrócić do domu, ale ja nie wiem gdzie jestem. Pamiętam te osiedle. Te domy. Budynki. Jednak jak mam się dostać do domu nie mam pojęcia. Cofam się chce spojrzeć na budynki może znajdę tam nazwę ulicy i numer. Beczskutecznie. Wśród tych ciemności nic nie widzę. Boję się, że z krzaków wyleci jakiś wariat i coś mi zrobi. Udaję przed sobą twardzielkę, a nogi mam jak z waty. Słyszę kroki, czuję na ciele oddechy tego co jest za mną. Modlę się żeby nic mi nie zrobił. Przyspieszam. Rozglądam się na boki, ale nic nie widzę. Wiem, że jest już grubo po północy mimo, że nie mam zegarka na ręce. Nie wiem kim jest ta osobą, która idzie za mną. Łudzę się żeby nic mi się nie stało. Słyszę, że tak jak ja zaczyna przyspieszać. Coraz bardziej się boje. Wbiegam na ulicę nic już nie widzę coś jasnego oślepia mi oczy, tylko słyszę huk i pisk opon, a potem sygnał podobny do karetki i w tej chwili przed oczami mam całe moje życie.

***
 
Pewnie teraz już śpicie, a ja się męcze na komentarzem odautorskim. Wiem, że jak obiecałam to staram się dotzrymywać słowa. Jakoś tym razem mi się udało. Jutro od 20 mam nadzieję, że tak jak ja będziecie kibicować naszym :) Gorzej będzie w sobotę, ale damy radę. No niech wygrają już. Czekam, czekam na pierwszy gwizdek. No na tym kończę mój wywód :) Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam :)
Następny post niedziela 22.09.2013 r. p godzinie 16. chyba, że mi się dni pomyliły :)

środa, 18 września 2013

Rozdział VIII

„Możesz podpowiadać mi
Może jeszcze nie wiem nic
Po prostu to czuje
Pasujesz
Dziś mogę to powiedzieć!”
Kamila – Pasujesz

Od tego wydarzenia minęło kilka dni. Maciek ciągle do mnie dzwonił, pisał, stał przed moim domem w wielkimi bukietami róż. Mama zaczęła się wszystkiego domyślać. Może to i dobrze, że nie będę musiała jej to powiedzieć. Nie chciałam się z nim widzieć. Niemiałam ochoty. Niemiałam na to siły. Zamiast siedzieć z rodzicami i znajomymi we Wrocławiu, odpoczywać przed zgrupowaniem, uczyć się do matury to on ostatnie dni przed Spałą siedzi tu zamiast z bliskimi, których widzi tylko kilka razy w roku. Zależy mu na mnie i to bardzo, ale ja nie jestem tą, którą powinien pokochać. Co ja mogę mu zaoferować? Niech sobie znajdzie w swoim wieku, inteligentną, ładną dziewczynę. Każda będzie lepsza ode mnie i każda by go chciałaby mieć go za chłopaka. Dlaczego on się we mnie zakochał? Dałam mu jakieś sygnały. Mogłam w ogóle nie przychodzić na te pożegnania sezonu. Mogłam się z nim nie spotykać. Mogłam nie przyjść na ten cholerny mecz. Nic by się niestało, a tak. Wybiegłam z łzami w oczach, prawie potykając się o nierówny chodnik przed restauracją, a za mną połowa siatkarzy i ich połówek. Co im miałam powiedzieć? Wiecie co? Maciek się we mnie zakochał. Powiedział mi to. Skłamałam. Powiedziałam, że zadzwoniła mama, że złamała nogę i jest w szpitalu. Musiałam ich dość dobrze wkręcić bo sami zadzwonili po taksówkę, która niby miała mnie odwieźć do szpitala. Tylko nie Olce. Jakoś tak nie zachowywała się jak tamci. Może przez to, że najmniej wypiła. Chyba mnie wyczuła. Czasami warto udawać. Miałam tylko nadzieję, że Maciek nie powie im prawdy. Zaczęłoby się dalsze swatanie. Nieważne chciałam być jak najszybciej w domu. Taksówka przyjechała pożegnałam się z wszystkimi, kazali mi napisać jak się cos więcej dowiem i odjechałam. Teraz mogę się wypłakać. Kierowca jakby wiedział, że poszło o chłopaka. Pocieszał mnie, że nie warto płakać przez jakiegoś dupka. Tym razem było inaczej. To ja go skrzywdziłam. Justyna co ty tak namotałaś. Teraz musisz to odkręcić. Naważyłaś piwa to teraz musisz je wypić. Tylko to nie będzie takie łatwe jak się wszystkim wydaje. Z płaczu wyrwał mnie dźwięk telefonu. To była Olka.
„Nie wiem co się pomiędzy wami stało, ale Maciek pije jednego za drugim. Chłopacy nawet na niego krzyczą bo ledwie co stoi na nogach. Zaczyna coś majaczyć, że gdy jest pięknie musi wszystko zjebać. Musimy poważnie porozmawiać. Ja tak szybko jak reszta nie odpuszczę. Olka. P.S. Mam nadzieję, że wygrałam zakład J
Ta tylko o zakładzie. Nie wygrała go. Nie mogę być z Maćkiem. Ten związek nie ma przyszłości. To chyba za szybko się dzieje. Nie odpisałam bo nawet nie wiedziałam co jej napisać. Powiedzieć jej prawdę. Wiem, że nikomu nie powie, ale z drugiej strony to co się wydarzyło nie powinno się zdarzyć. Tak bardzo wszyscy mnie ostrzegali, a ja głupia ciągnęłam to dalej. Rozkochać, rozczulić, a potem zostawić. Nigdy to niebyło w moim stylu. Dlaczego zawsze ja muszę mieć takie problemy. Wiedziałam, że Olka nie odpuści. Lepiej to mieć za sobą. Umówiliśmy się w kawiarni koło hali, w tej samej co po raz pierwszy umówiłam się na kawę z Maćkiem. Przyszłam trochę wcześniej, chciałam przemyśleć kilka spraw, wiedziałam, że chłopacy są w Spale więc nikt nie będzie nam przeszkadzał, że nikogo przypadkiem nie spotkam. Mogłam wreszcie powiedzieć wszystko co mi leży na sercu. Nie czekając na Olę zamówiłam po dwie duże kawy i po kawałku szarlotki. To były najgorsze chwile w moim życiu, musiałam przyznać się przed sobą. Denerwowałam się. Powinna już być. Pełna obaw zadzwoniłam do niej. Jak się później okazało miała pewien mały problem z Renką Karola. Tak o tej samej mówimy. Ochlapywacz ludzi. Dobrze, że Karol nie wie jak ja o niej mówię bo by się do mnie nie odezwał do końca życia i z kim bym sobie robiła focie z rąsi z samojebką. Po kilku minutach dotarła cała zdyszana do kawiarni. Przywitałam się z Olą. Wiedziałam, że to niej jest łatwe, prosiłam ją żeby mnie wysłuchała, a dopiero potem zadawała pytania. Opowiedziałam jej o wszystkim. O dzieciństwie, o tym jak kochałam siatkówkę.  o Michale, o depresji, o praktykach, które mam rozpocząć od sierpnia w Skrze. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Mimo, że znaliśmy się tak krótko. Myślałam, że najgorsze mam już za sobą. Myliłam się. Z Maćkiem myślałam, że nic nas nie łączy. Pomyliłam się. Zaangażował się, a ja nie potrafiłam odwzajemnić uczuć. Dziwnie się z tym czułam. Lubiłam z nim przebywać, ale nie kochałam go, zresztą tak mi się wydawało. Czy to prawda? Sama nie wiem. Trochę tęsknie za nim. Brakuje mi go. Pamiętam, że zawsze mogłam na niego liczyć. Przy nim częściej się uśmiechałam. Traktowałam go jako kumpla, a on mnie tak nie traktował.
W kawiarni rozmawiałam z Justyną. Zanim doszłam minęło trochę czasu. Ostatni raz wsiadłam do auta Karola. Ten rzęch nawet nie potrafi współpracować. Zawsze tak robi jak się człowiek spieszy. Nie mam zielonego pojęcia jak Karol może jeździć takim gratem. Wypiliśmy kawę po czym zaczęłam się dobierać do kawałka szarlotki. Justyna zaczęła opowiadać historię swojego życia. Tego co się dowiedziałam zwaliło mnie z nóg. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego. Gdy zaczęła mówić o swoim dzieciństwie, o tym co jej ojciec zrobił, jak wyzywał ją od najgorszych jakich tylko można, o tym ile przez niego przeszła, o chorobie miałam łzy w oczach. Próbowałam żeby tego nie zobaczyła. Nie dziwię się jej, że tak postąpiła gdy Maciek wyznał jej miłość, ja na jej miejscu zrobiłabym to samo. Taka młoda istotka, a tak już w życiu wycierpiała. Gdy szłam na spotkanie chciałam żeby na spokojnie pogadała z Maćkiem, wszystko sobie wyjaśnili, a teraz sama nie wiem co mam zrobić. Nie wiem co mam jej powiedzieć. Bardzo bym chciała jej pomóc. Lecz nie potrafię. Jestem zła na samą siebie. Nawet najbardziej mocny przytulasek nie zmieni tego co się wydarzyło. Czekała na to. aż coś powiem, jednak ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Emocje jednak dały o sobie znak. Obydwie razem płakaliśmy. Zamówiliśmy po serniku praktycznie nie odzywając się do siebie. Będzie dobrze, nie martw się. Tak na pewno. Zapłaciliśmy rachunek po czym odprowadziłam ją do domu, a sama później zamówiłam taksówkę. Milczeliśmy. Każda z nas nie wiedziała co powiedzieć. Miałam normalne dzieciństwo, wiadomo były lepsze i gorsze dni, nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak z Karolem więc co ja miałam jej powiedzieć. W związku są lepsze i gorsze chwile, ale daliśmy radę. Byłam z tym wariatem szczęśliwa. Jak coś zaczyna się burzyć, to zaraz cały świat. Wszystko co siebie ubudujesz. Nie chciałam rozmawiać z Maćkiem. Oni sami powinni to sobie wytłumaczyć. Cieszyłam się, że będzie miała praktyki w Skrze. Należą się jej, bardzo się starała. Tylko jest problem o jak szczerze nie porozmawia z Maćkiem będzie kłopotliwa sytuacja. Obiecałam, że nie powiem nic chłopakom bo by nie dali spokoju, ani Justynie ani Maćkowi. To jest ich życie są dorośli i wiedzą co robią.
Jestem od kilku dni w Spale. Nic mi nie wychodzi. Gdy atakuje to albo mnie blokują albo trafiam w siatkę, antenkę lub aut. Trener Nawrocki się na mnie wydziera i ma racje. Jeśli nie zacznę normalnie grać to o pierwszej szóstce mogę tylko pomarzyć. Pracowałem na to całe życie, a teraz wszystko mogę zmarnować. Cały czas myślę o Justynie. Bardzo za nią tęsknie. Jest inna niż każda dziewczyna. Lubiłem gdy się uśmiechała. Gdy była blisko mnie. Lubiłem z nią przebywać. Ma piękne zielone oczy, w które mógłbym patrzeć całe dnie. Kochałem ją i kocham mimo, że ona nie odwzajemnia moich uczuć. Dała mi kosza, a ja będę się dalej o nią starał. Za bardzo mi na niej zależy. Koledzy się ze mnie nabijają, że jakaś lalunia zawróciła mi w głowie. Ona była inna niż wszystkie. Była sobą. Dla ludzi nie zmieniała się, nie jak inne z którymi wcześniej byłem. Im tylko zależało na sławie i o tym, że będą na pudelku czy tego typu stronach internetowych. Nie zwracałem uwagi na ich docinki. Czasami się dziwię, że mają po dziewiętnaście lat, a zachowują się jak dzieci. Jeszcze walk na poduszek by zabrakło. Często przebywam z Karolem i Pawłem. Może oni coś wiedzą co się dzieje u Justyny. Wprost nie pytam się ich, czekam aż może oni sami powiedzą. Chcą się dowiedzieć co się wtedy stało. Dlaczego tak szybko wybiegła z imprezy bo jakoś nie przekonała ich gadka o złamanej nodze. Jest to moja sprawa i Justyny. Wiem, że nawet jakbym do niej napisał to i tak by nic do mnie nie napisała. Za dobrze ją znam. Chciałbym z nią porozmawiać, pobyć trochę z nią, pomilczeć. Nigdy w życiu się tak nie zakochałem.
 
***
Przepraszam, że mnie tak długo tu nie było. Niestety choroba nie wybiera. Bardziej cieknący nos. Chusteczki poproszę. Tak bywa. Jak się jest głupim i młodym. Jedyny plus jest taki, że mogę oglądać siatkówkę ile tylko chce. W końcu najmłodsza córka jest chora. Po raz pierwszy w życiu ciesze się, że jestem tą najmłodszą w rodzinie. Mój mózg przez te kilka dni niebył wstanie napisać choćby jednego sensownego zdania. Dzisiaj jakoś zebrałam w sobie siłę i napisałam to coś na górze. Ponoć postem się nazywa. Przepraszam za powtórzenia wyrazów, wątków w tym samym zdaniu jeśli są takie. Dziękuje za ponad 400 wyświetleń, za każdy komentarz bo on naprawdę motywuje. Komentujesz = Motywujesz. Do zobaczenia wkrótce. Prawdopodobnie za 2 dni o godzinie 16. Jakby była zmiana planów to was poinformuje przez twittera :) Pozdrawiam J.

piątek, 13 września 2013

Rozdział VII

„Kocham cię, kocham cię
Potrzebuję cię, Kochanie
Zaśpiewaj dla mnie i pozwól mi zostać z tobą
Kocham cię, kocham cię
Potrzebuję cię, Kocham cię
Chcę być stopiony przez ogień Twojej miłości”
Ahmed Chawki feat. Pitbull- Habibi I love you

Godzina 10, a ja już na nogach. Spałam gdzieś około czterech godzin. Normalny człowiek po takiej imprezie śpi do godzin popołudniowych tylko nie ja. Zawsze muszę być inna. Tyle wygrać!!! Albo. Tyle przegrać!!! Ciekawe jak Maciek sobie radzi, znając życie jeszcze śpi i ciężko dzisiaj będzie mu wstać z łóżka. Kac morderca nie ma serca. Dobrze, że przed wyjściem na stoliku położyłam mu dwie butelki wody, szklankę i aspirynę. Po około czterech godzinach snu i tak dobrze wyglądam. Tylko trochę oczy podpuchnięte. Bywało gorzej. Trochę nogi bolą, ale da się żyć. Jakbym tyle nie tańczyła to bym teraz nie narzekała. Jedyny plus, że dzisiaj nie muszę być na imprezie dla sponsorów, chyba, że Maciek wymyśli, że muszę tam być trzydzieści minut przed rozpoczęciem imprezy. Po nim można się wszystkiego spodziewać. Jak i po wszystkich skrzatach. Dobrze, że tylko wybieram się na chwilę na uczelnie potrzymać kciuki za Marlenę. Monia akurat nie może. Matura jest najważniejsza. Jednak ona się nie zgadza z naszym zdaniem. Dopiero jak jej mówimy, że jak jej nie zda to nie pójdzie na swoje wymarzone studia to jakoś z bólem serca przyznaje nam rację. Czy Marlena nie może za pierwszym razem zdać jak normalny człowiek egzaminu. Ona kiedyś bez mojej pomocy nie wiem co zrobi, ale od tego ma się przyjaciół. Ona mi pomogła kiedy tak bardzo ich potrzebowałam, to ja tez chcę jej pomóc. Zadzwonię później jak nasi chłopacy sobie radzą z bolącą głową. Zaraz po przyjeździe z uczelni albo jak będę czekała godzinę za Marleną zadzwonię do Maćka kiedy i gdzie będę mu oddać klucze od mieszkania. Przy okazji trochę się z niego ponabijając i przypomnę mu co wczoraj robił bo po pustych butelkach można się spodziewać, że z pamięcią będzie ciężko. Gdy sobie przypomnę nakrętki na oczach Winiara, śpiewającego serbskie piosenki Cupka, tańczącego jakiś tam taniec Kłosika i śpiącego w talerzu Zatiego to humor od razu mi się poprawia. Ciekawe jak dziewczyny dały sobie radę z nimi. Dobrze, że takie chucherka to z wejściem do domu raczej nie powinno być żadnego problemu. Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i czekałam aż Marlena przyjdzie po mnie. Jedenasta, a jej jeszcze nie widać. Może coś się stało. Dzwonie. Nie odbiera. Z ulgą  patrzę w okno i widzę jak wysiada z samochodu. Ubieram kurtkę i jak najszybciej tylko potrafię wiąże moje ukochane żółte trampki, co bym dzisiaj bez nich zrobiła. Szybkie cześć i wyruszamy do Łodzi, łamiąc przy tym kilka wykroczeń. No co lubimy szybką jazdę i na szczęście Miśki nie stali z radarami bo mogłoby się gorzej skończyć. O tym, że fałszowaliśmy przy ulubionych piosenkach nie wspominam. Dwie świruski w jednym aucie to stanowczo za dużo. Trochę poopowiadałam o wczorajszym zakończenia przez co ledwie panowała nad kierownicą. Nasz śmiech pewnie było słychać na kilometr. Pytała się dlaczego ja miałam takie szczęście. Poznałam siatkarzy, ich rodziny, a z Maćkiem dogadujemy się bez słów. Od kiedy go poznałam bardzo się zmieniłam. Ja tego akurat nie zauważyłam. Może Marlena ma rację. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ujrzałam znaną mi twarz. Bardziej samojebkę. Kłos ciekawe co on chce. Pewnie Olka mu wszystko powiedziała i chce się upewnić czy to prawda. Odbieram. Jednak zdziwiłam się. Wcale nie chodziło o wczoraj. Zostałam zaproszona przez wszystkich siatkarzy na oficjalne zakończenie sezonu. Zaraz mi się wczorajsza – dzisiejsza noc przypomina. Tak. Na pewno się na nie wybiorę. Jeszcze później mogli powiedzieć. Nie obraziłabym się na nich. Lepszych pomysłów to oni nie mają. Nawet jakbym bardzo chciała to nie ma możliwości żebym zdążyła się wyrobić na godzinę dziewiętnastą. Zanim wrócę do Bełchatowa będzie około szesnastej włosy, make – up, sukienka i dodatki. Jeśli Marlena i Monika mi pomoże i wszystko będzie pasowało to powinnam dać radę. Tylko kto po mnie przyjdzie. Ja mądra. Zapomniałam się Karolowi zapytać. Jeśli moje przeczucie mnie nie zawiedzie to gwarantuje, że to będzie Maciek. Oni chyba bawią się w swatkę. Najpierw dziewczyny i ich głupi zakład, a teraz oni. Pewnie są w zmowie. Brawo dla nich. Powodzenia im życzę. Nie ogarniam ich zachowania. Czym człowiek starszy, tym głupszy. Jedna wielka masakra. Przez godzinę będę mogła się na spokojnie zastanowić co ubiorę, pomaluje itp. Później zadzwonię do Maćka. Może wreszcie wstał i raczy odebrać ode mnie telefon. To takie coś, przez które można rozmawiać jakby ktoś z was nie wiedział. Taa dodzwonić się do niego to będzie cud. Zapiszę sobie w kalendarzu. Chociaż raz by mógł zrobić to o co go proszę. Bezczynne czekanie jest dla mnie udręką. Dochodzi czternasta, o tej godzinie już powinna dawno wyjść. Nie chodzi mi o to, że się spieszę, ale jak długo można tam siedzieć. Wyszła, a Maciek nie oddzwonił, nie odbierał. Jedna wielka masakra. Po co, niech się dziewczyna trochę o mnie pomartwi. Obiecuje jak go dorwę to nie wiem co mu zrobię. Trzymajcie mnie w trzech bo jeden sobie nie poradzi. Jak tylko się daje jesteśmy szybko w Bełchatowie. Teraz to chyba nikt nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. Ola, Karol, Aga. Jedyny, który odebrał to Paweł, ale z nim to prawie nie ma kontaktu. Ty mówisz swoje, a on swoje. Chyba trochę promili ma w sobie, albo kazali mu udawać. Dogadaj się z nim. Fajnie. Jestem już trochę tym wszystkim zdenerwowana, niewyspana, zła. Wcale nie mam zamiaru z nimi nigdzie być, ale jak się powiedziało „a” to trzeba powiedzieć „b”. Głupią ze siebie nie będę robiła. Niech tylko będę miała praktyki to im pokaże. Przez tydzień na treningu nie będą się mogli ruszać. Załatwię im to. Przygotowana czekam, aż ktoś po mnie przyjdzie. Ubrana w zwiewną kremową sukienkę, czarne koturny i w ręku trzymam kopertówkę coraz bardziej się denerwuję, że to może być żart z ich strony. Po nich można się wszystkiego spodziewać. Taa od razu rycerz na białym koniu, albo z Mercedesem. Lepiej niech wymyślają co mają powiedzieć. Osiemnasta, nikogo nie widać. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Żadnej osoby nie widać. Za chwilę dostanę nerwicy. Jak ja uwielbiam jak dzwonię do kogoś i usłyszę tekst. „przepraszamy abonent w tym momencie jest nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.” Jak w ciągu dziesięciu minut nikt po mnie nie przyjdzie nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Jeszcze zostały ostatnie dwie minuty. Ten „ktoś” naprawdę ma wyczucie czasu. Dźwięk dzwonka. Lecę jak głupia nie wiedząc czego lub kogo mam się spodziewać. Nie myliłam się. To Maciek stał z bukietem pięknych czerwonych róż. Nie długo to cały pokój będę miała w bukietach. Przeprosił, że się nie odzywał. Nie wybaczyłam mu jego głupoty, ale nie potrafiłam się na niego gniewać. Justyna ty chyba się w nim nie zakochujesz. Justyna nie możesz. Co ty dziewczyno robisz? Powtarzałam w myślach do siebie. Karcę się. Przez chwilę zapomniałam, że nie jestem sama. Maciek mi o tym przypomniał machając mi ręką przed oczami. No to wyruszamy, wsiadamy do taksówki, która wiezie nas pod dobrze mi znaną restaurację. Strasznie tam jest drogo, ale to nie ja płacę więc nie powinno mnie to interesować. Nie wiedziałam kompletnie jak będzie wyglądała taka impreza. Dobrze, że byłam wśród znajomych mi osób. Mogłam się czuć trochę bardziej wyluzowana i nikogo nie będę musiała udawać. Oczywiście nie odbyło się bez przytulasków Cupka na przywitanie, ukradkowych spojrzeń dziewczyn na Mnie i na Maćka, wygłupów Kłosa, który jak zwykle nabijał się z biednego Zatiego. Znęca się nad mniejszymi, ale za to ich kocham. Są sobą i nie udają innych. Tylko trochę szkoda mi Pawła, że on tak sobie pozwala. Ja bym sobie tak nie pozwoliła. Na szczęście część oficjalna jest za nami. Wynudziłam się za wszystkie czasu. Dobrze, że chłopakom po jakiś dziesięciu minutach się znudziło się słuchanie, ględzenie czy jak tam wy chcecie i zaczęli rozmawiać bo gdyby nie oni to przysnęłabym i wtedy byłby wstyd. Tort. Inny niż wczorajszy. Ładny. Nie mam ochoty go jeść, ale nie wypada go nie wziąć. Chłopacy na pewno go skosztują. Widzę te oczy Cupka, które mówią, że za mały kawałek mu dali. Podzielę się z nim, a co mi tam. Najwyżej Kłos się na mnie obrazi. Bywa. Przejdzie mu po pięciu minutach. Impreza się rozkręca. Na razie trochę spokojniej z alkoholem. Pewnie dlatego, że są sponsorzy. Niektórzy na same słowo wódka dziękują. Chyba po wczorajszym przeszło im picie. Pierwsze tańce. Albo mi albo Maćkowi by się przydały lekcje tańca. Mimo, że przetańczyłam z nim tylko trzy utwory to stwierdzam, że o trzy za dużo. Udaję, że wszystko jest w porządku. Maciek mnie przeprasza. To nie jego wina, że się nie synchronizowaliśmy. Impreza się coraz bardziej się rozkręca. Każdy trochę wypił. Jak już sztywniaki tańczą to oznacza, że jest dobrze. Przetańczyłam prawie z wszystkimi. Teraz przyszedł czas na Maćka. W końcu z nim przyszłam. Modliłam się o cud. Wolna piosenka. Ulga. Zmęczona przytulam się do niego. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale nie mam siły żeby się przeciwstawić. Oczy same mi się zamykają. Nogi już mnie nie noszą. Wręcz jakby nie Maciek to już dawno leżałabym na podłodze. Po chwili usłyszałam tylko dwa słowa. Kocham cię. Chyba ja się przesłyszałam. To nie może być prawda.

***
Dawno nie pisałam postu, posta czy jakoś tam się to nazywa odautorskiego. Niw ważne jak się odmienia. Ważne, że wiemy o co chodzi :) Czasu brak ledwie co się wyrabiam z czytaniem. Postaram się w najbliższym czasie nadrobić zaległości, ale nie obiecuje kiedy :) Wczoraj Skra wygrała :) Dziękuje za niespodziankę :) Nawet nie narzekam na miejsca :) Internet w telefonie bardzo dobra rzecz :D Kłos z 7? Wiedziałam, że Facu mu pożyczy strój :) Spodenki go zdradziły :) Jak to zobaczyłam to, aż uderzyłam kolanem w krzesełko o rząd niżej :) Tyle przegrać :D Tydzień, tydzień, tydzień :) Mistrzostwa nadchodźcie :)

wtorek, 10 września 2013

Rozdział VI

„Nie ma potrzeby, aby zmienić siebie
Albo spróbuję być doskonały
To wystarczy, oszalałem dla ciebie
Mam nadzieję, że pozwolisz mi zostać przy tobie”
Ahmed Chawki feat. Pitbull- Habibi I love you

Bardzo bałam się tego co zobaczę jak otworzę drzwi. Nie no tego to ja się nie spodziewałam. Więcej ich chyba mama niemiała. Naprawdę. Monika, Marlena, Tomek, Kuba, Anita i rodzice. No i się zaczęło. Rozmowa o czymś co nie miało miejsca. Anicie i rodzicom musiałam powiedzieć kto to jest, skąd się znamy, ale tak w skrócie lepiej żeby wszystkiego nie wiedzieli. Chłopak, poznałam go na ostatnim meczu, lubi siatkówkę tak jak ja. Po co mają wiedzieć, że Maciek jest siatkarzem, gra w Skrze. Lepiej dla nich. Niebyli zachwyceni tym obrotem sprawy. Jakby mogli to by mnie z domu nie wypuścili. Tylko powtarzali, że lepiej żebym go sobie odpuściła. Nie angażowała się bo znowu będzie tak jak ostatnio. Zresztą wcale Maciek nie musi być taki jak Michał. Nie poznaje się ludzi po okładce. Nie rozumieli tego, że my się tylko kumplujemy. To niebyła randka, ani nic w tym stylu. Po prostu zwykłe koleżeńskie spotkanie przy kawie i ciastku. Miłe spędzenie czasu i rozmawianie o miłych rzeczach. Przegadaliśmy razem kilka godzin. No prawie razem. Kuba odpłynął tak gdzieś po 21. Dobrze, że mnie nie wkopał co się stało dzień wcześniej, że Maciek nas odprowadził pod sam dom i kim jest. Ulga wielka ulga, aż kamień spadł mi z serca. Nie dziwie się mu sama chętnie poszłabym pod prysznic i jak najszybciej spać, a nie muszę słuchać tego co wszyscy mówią. Przecież oni wiedzą najlepiej. Wiem, że się o mnie boją, ale bez przesady. Leczę się z depresji. Jest ze mną coraz lepiej. Już wiem, że takiego samego głupstwa nie popełnię. Nie będę płakała całe dnie i noce za jakimś facetem, który nie jest nawet mnie wart. Mam nadzieję, że już nie spotkam go już nigdy. Każdy uczy się na własnych błędach. Minęły święta. Za szybko jak dla mnie. Od wielu lat niemiałam ich takich. Mama z tatą normalnie rozmawiali. Byłam w szoku. Nawet Anita z Kubusiem też byli. Lany poniedziałek lepiej pomińmy. Nie raz byłam zmoczona. Przez to byłam przez tydzień chora, bo kto leje lodowatą wodą. Z Maćkiem od naszego ostatniego spotkania nie spotkaliśmy się. Z tego co się dowiedziałam od Karola (najlepsze źródło informacji w Skrze, największe plotkara Bełchatowa i nie chodzi o wzrost) na święta pojechał do rodziców do Wrocławia. Później jakoś nie było czasu. Ja całe dnie zajmowałam się Kubusiem, a Maciek miał treningi przed meczem z Warszawą. Niestety meczu nie pokazywali  w telewizji bo po co pokazywać bój o piąte miejsce. Jak Skra zdobywała mistrzostwa jedne po drugim to jakoś nawet tysiącpięcetstodziewięcet razy powtarzano mecze, a teraz nie warto. Chyba będę musiała napisać do tego Polsatu. W dniu meczu z samego rana napisałam do Maćka, że trzymam za nich kciuki i mają mi tu do Bełka przywieźć piąte miejsce bo jak nie to lepiej niech nie przyjeżdżają. Pewnie go obudziłam. Jakby coś to na noc wyłącza się telefon, albo chociaż głos. Ja już tak robię po pobudce o 3 rano. Kłosowi się nudziło. Jakie oni mają pomysły. Dzień dobry mamy dla pani pytanie. Jakie są małe czerwone jabłuszka. Pamiętam tylko, że wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie po prostu, aż czasami się dziwie jak ich dziewczyny, narzeczone czy żony z nimi wytrzymują. Dobrze, że chociaż Maciek nie powiedział im gdzie mieszkam bo jeszcze by mnie nachodzili. Trochę by przesadzili, ale to dla nich mało istotne. Dla nich niema zasad, a jak już są to je łamią. Jak ja z nimi wytrzymam ten staż. Mi wystarczy, że znam dwóch skrzatów. Wygraliśmy mecz. Mamy piąte miejsce i gramy w pucharze cev. Może to nie Liga Mistrzów, ale zawsze coś. No to mogą wracać. Z tego co wiem to Klub Kibica robi jak co roku zakończenie sezonu. Maciek poprosił mnie żebym z nim poszła. Czego się nierobi dla kumpla. Tylko w co ja się ubiorę. Dobrze, że jest galeria. Z dziewczynami się wybiorę na pewno mi cos doradzą i będzie git majonez. Na pewno coś się znajdzie. Nie za bardzo mam ochotę tam iść, ale fajnie byłoby poznać resztę Skrzatów i ich połówki. Taka okazja nie powtórzy się, Szczególnie chciałabym pogadać z Olą jak ona wytrzymuje z Karolem. Zresztą jak człowiek kocha to nie patrzy na to jaki jest. Wiem to po sobie. No to impreza w ten weekend. Trudno będę musiała trochę więcej przebywać przy lustrze, czego nie lubię. Ale się wrobiłam. Wpadłam jak śliwka w kompot. Głupia byłam, że się zgodziłam. Jakoś to wytrzymam niema innego wyboru. Maciek miał po mnie przyjść. Na pewno coś odwalę, albo przewrócę się na tych szpilkach, albo coś głupiego powiem i wszyscy się będą ze mnie śmiali. Lepiej będzie jak nic nie będę mówiła i mało będę chodziła. Z godziny na godzinę coraz bardziej się denerwuje. Mimo, że wiem, że Maciek będzie blisko mnie dodaje mi trochę otuchy. Zawsze dobrze mieć przy sobie osobę, którą się zna. No niby znam jeszcze Karola, ale nie wiadomo gdzie usiądą z Olą. Przecież nie będę im kazała usiąść tam gdzie mi się podoba. Słyszę dzwonek do drzwi. Jak ja nie lubię tego dźwięku. Zawsze mnie wkurzał. Jak tylko będę miała wolną chwilę to zrobię z nim co już dawno powinnam. Rozwalić go na milion części niedające się poskładać. Ubrana już w małą czarną, która jest zawsze dobra na każdą okazję otwieram drzwi. Za drzwiami stał Maciek. W ręku miał czerwoną długą różę. Skąd on wiedział, że ja lubię akurat różę. Pewnie pani w kwiaciarni mu podpowiedziała, że przeważnie każda dziewczyna je uwielbia. W tym momencie to niebyło ważne. Nie mogłam od niego oderwać wzroku. Boże jak on pięknie wyglądał. Nie no zawsze ładnie wygląda, ale dzisiaj w tym garniturze to aż nie mogę nic z siebie wykrztusić, a oczów to nie mogę oderwać. Justyna skup się dziewczyno. Co ty wyprawiasz? To jest silniejsze ode mnie. Po prostu zamurowało mnie. Nawet nie przeszkadzało mi, że jestem od niego niższa o ponad dziesięć centymetrów i wyglądam jak krasnal. Modliłam się tylko żeby to zakończenie sezonu odbywało się niedaleko, albo podjedziemy samochodem bo w tych szpilkach daleko nie zajdę. Nie jestem przyzwyczajona do noszenia takich butów. Ze względu, że miałam te ponad metr osiemdziesiąt wzrostu takie buty na moich stopach to była rzadkość. Zawsze wolałam chodzić w trampkach. Były o wiele więcej stabilniejsze. Doszliśmy do restauracji. Na szczęście była tylko dwie ulice od mojego domu. Większość graczy już była. Maciek przedstawił mnie wszystkim. Gdy zobaczyłam Winiara, który zamiast oczu miał korki od plastikowych butelków, popłakałam się ze śmiechu. Nikt inny nie mógł tego zrobić. Miałam tylko nadzieję, że pan prezes nic nie powie o moim stażu. To dopiero by była niespodzianka. Pogadałam z Olką. Fajna dziewczyna. Sama się dziwi, że wytrzymuje z Karolem. Jednak wiedziała z kim się wiąże bo znali się o wielu lat. Śmieje się, że nie musi do niego dzwonić czy pisać tylko wystarczy, że wejdzie na fejsa i wszystko wie co się u niego dzieje. Widziała, że jestem trochę spięta. Dodawała mi otuchy. Powiedziała, że dla niej też początki były trudne. Myślała, że nikt nie będzie chciał z nią rozmawiać bo potworzyły się grupki. Dziewczyny znają się od kilku lat. Myliła się. Przyjęły ją jakby się znały od dawna. Pogadałam trochę z innymi dziewczynami. Są bardzo otwarte. Dowiedziałam się jak mają imiona ich dzieci i przypomniało mi się, że Oliwiera i Arka już poznałam ostatnio na meczu. Fajne chłopaki. Oli jest bardzo podobny do Michała i jest jego oczkiem w głowie. Przypuszczały, że mnie i Maćka coś łączy. Gdy zaprzeczyłam ich miny były bezcenne. Nawet zaczęły się zakładać, że za kilka miesięcy będziemy parą. Nawet Olka się z nimi założyła. Tego bym się po niej nie spodziewała. Zabawa zaczęła się rozkręcać. Fryzjer, make-up i te sprawy. Współczuję Pawłowi. Dobrze, że nie ma mnie na jego miejscu. To co Karol z nim zrobił tzn. z jego twarzą jest nie do opisania. Talent to chłopak ma. Na tym WSB się męczy. ASP to są dla niego studia. Oczywiście nie obyło się od wspólnych zdjęć. Nawet nie przeszkadzało mi, że na większości jestem z nimi. Z minuty na minutę czułam się w ich towarzystwie coraz lepiej. Przyszedł czas na tort. Nie był ani słodki ani gorzki ani kwaśny. Jak dla mnie innego nie mogłam sobie wymarzyć. Mój ulubiony. Imprezę czas zacząć. Alkohol lał się strumieniami. Prawie każdy już nie był trzeźwy. Ja powstrzymywałam się od alkoholu bo w końcu ktoś musi być trzeźwy, a po drugie bez wódki też umiem się bawić. Nie podobało mi się, że Maciek pije po równo z chłopakami, którzy już mają trochę w bani, ale nie jest moją własnością żebym mu mówiła co ma robić. Ma swoje lata i wie co robi, a jak jutro będzie przeżywał, że go głowa boli i ma kaca mordercę to jeszcze go w nią uderzę. Dowiem się gdzie mieszka, a to będzie trudne i go odwiedzę. Na pewno nie będzie to koleżeńska wizyta. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Winiar mistrz parkietu tak mnie obracał, że o mały włos bym szpilki pogubiła. Niektórzy już dawno odlecieli, albo przestali sobie polewać. Karolowi zaczynają się mylić imiona i myśli, że ja to Ola. Jest dobrze. Ola już nie może wytrzymać ze śmiechu tak samo jak ja. Paweł przysypia głową w talerzu. Cupko z tylu śpiewa (bardziej drze się) jakiejś serbskie piosenki i co chwilę mówi, że brak mu Aleksa. Jelena już tego nie wytrzymuje. Maciek ledwie co się trzyma na krześle. Za chwilę wyląduje na moim ramieniu, albo pod stołem. Już bym wolała tą pierwsza opcję. Chociaż wstydu sobie nie narobi. Zresztą jak się nie umie pić to się nie pije. Dobrze, że wcześniej mi powiedział gdzie mieszka i dał mi klucze od mieszkania bo jeszcze bym go musiała zabierać do siebie. Tego bym nie chciała. Spotkanie z moją mamą niekoniecznie dla niego byłoby dobre. Trzeba to wszystko sfotografować, sfilmować i jutro im pokazać. Lepiej będzie jak wstawimy to na youtube. Będzie niezły ubaw. Ciekawe w jakiej jutro będą formie na zakończeniu sezonu z sponsorami. Dobrze, że z Maćkiem nie jesteśmy parą bo bym musiała przechodzić to co dziewczyny. Najgorsze będzie wsadzenie ich do taksówek. Później pójdzie z górki. Godzina czwarta, a oni nie mają zamiaru wyjść z lokalu. Trochę świeżego powietrza dobrze im zrobi. Po pożegnaniu się z wszystkimi co było naprawdę trudne i wymienieniu się numerami telefonów każdy pojechał taksówką do domu. Najgorsze jest już chyba za mną. Jednak nie zapeszajmy. Wysiedliśmy z samochodu, zapłaciłam kierowcy i powoli dochodziliśmy do wejścia bloku. Maćkowi nie za bardzo ten pomysł się spodobał. Miał inne plany. Jednak po pięciu minutach jakoś udało mi się przekonać. Nie pytajcie w jaki sposób ważne, że już prawie dochodzimy do drzwi mieszkania. Raczej ja przytrzymuje Maćka przed kontaktem z brudnymi schodami i obdartą przy okazji twarzą. Otwieram drzwi i razem wchodzimy do sypialni. To co tam zastałam nie da się opisać. Jeden wielki bałagan. Wszystko jest czego dusza zapragnie. Książki, ubrania, jakiejś kartki walające się po podłodze. Jak on może w takim syfie żyć. Już nie mam zamiaru zaglądać do kuchni. Boję się co tam zastanę. Gdy tylko Maciek uśnie wyjdę z mieszkania. Chciał żebym została, jednak nie potrafię tak zostać u niego. Po cichu wyjdę. Nawet nie będzie wiedział kiedy, a jutro jakby się pytał to coś się wykombinuje. W końcu w tym jestem najlepsza.

sobota, 7 września 2013

Rozdział V

„Zabiorę Cię...właśnie tam...
Gdzie jutra słodki smak
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie słońce dla nas wschodzi
Zabiorę Cię...właśnie tam,
Gdzie wolniej płynie czas
Zabiorę Cię...właśnie tam
Gdzie szczęściu nic nie grozi”
Kancelaria – Zabiorę Cię właśnie tam

Niedziela 7 rano. Normalny człowiek o tej godzinie jeszcze smacznie sobie śpi. Tylko oczywiście nie ja oraz babcie i dziadki, którzy z rana idą do kościoła na msze. Pomodlić się. Raczej pokazać się ludziom. Zawsze byłam inna. Nie mogę spać. Budziłam się kilka razy w nocy. W łóżku nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Przewracałam się z boku na bok. Nie wytrzymałam. Zwinęłam się do kuchni zrobić sobie herbatę z 2 łyżeczkami cukru. Wygraliśmy wczoraj mecz. Ważne zwycięstwo. Podbudowało chłopaków. Po południu umówiłam się z Maćkiem na kawę. Jeszcze nie wiem dokładnie, o której ani gdzie. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale lepiej mieć to już z głowy. Nie chcę i nie mogę zwalać wszystko na to, że emocje wzięły nade mną górę. Nie chcę mu dawać jakeś nadzieje. Dla mnie to będzie zwykła koleżeńska kawa plus ciacho w najgorszym wypadku i nic więcej. Znowu pakuję się w niezłe bagno. Znowu będę dochodziła do siebie miesiącami. Znowu terapia. Przepłakane noce. Pocieszenia. Świat mi się zawali. Najpierw mówi, później myśli. Cała ja. Nie mogę z siebie zrobić idiotki, która nie wie czego chce. Jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć b. Trudno jakoś to przeżyję, a może nie okaże się dupkiem i nawet przyjemnie spędzę z nim czas. Boję się, że koleżeństwa przerodzi się coś więcej. Nie jestem na to gotowa. Pewnie będę musiała mu powiedzieć trochę o sobie. Nie mam się czym chwalić w przeciwieństwie do niego. Siatkarz. Pierwsze spotkanie w Pluslidze i MVP. Robi to co kocha, a ja kiedyś grałam, ale tak jakoś się potoczyło. Wszystko przeze mnie. Gdybym niebyła taka uparta jak osioł. Dzieciństwo też nie miałam udane. Tata się znęcał psychicznie nade mną. W mamie nie miałam oparcia. Nie chcę wspominać. Za bardzo boli. Chociaż minęło już dużo czasu. O tym się nie zapomina. Pamiętam każdą kłótnie. Każdy krzyk. Mimo, że się do niego odzywam to tak naprawdę nie wybaczyłam mu tego co mi zrobił. Zmienił się i to bardzo. Gdy widzę go z Kubusiem i Anitą, widzę innego człowieka. Czuły, romantyczny. Widać, że ich kocha. Kiedyś to niebyło w jego stylu. Jednak ja wciąż mu nie potrafię zaufać. Za bardzo mnie skrzywdził. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek mojego „ukochanego” telefonu położonego na parapecie. Kiedyś go wyrzucę przez okno. Sms. Pewnie od operatora, bo o tej godzinie od kogo innego by mógł być. Nawet nie chcę mi się go odczytać. Niech sobie leży i czeka aż zachce mi się ruszyć moje zgrabne cztery litery z krzesła. Minęło może z 5 minut i tym razem zadzwonił. Jakby się paliło. To nie straż pożarna. Nie ustaje. Nie no musze wstać, jednak zanim doszłam do parapetu przestał dzwonić. Nie mógł wcześniej. Wkurzona z telefonem w ręce siadam z powrotem na nagrzane wcześniej krzesło dopijając jeszcze w miarę ciepłą herbatę. Znowu się rozdzwonił. Nie patrząc na wyświetlacz odbieram. Zdenerwowana krzyczę do słuchawki. Chyba musze iść do laryngologa, albo kupić nowy aparat. W tej chwili właśnie żałuję, że to zrobiłam. Skąd mogłam wiedzieć, że to Maciek dzwoni, zresztą kto normalny o tej porze może dzwonić. Przeprosiłam go tak grzecznie jak tylko potrafiłam. Przepraszać nie potrafię więc może jakimś cudem mi się udało. Uśmiechałam się do telefonu. Chyba na stare lata mi się pogorszyło. Umówiliśmy się w małej kawiarence niedaleko hali na godzinę 15. Mimo, że Maciek mieszka już w Bełchatowie dość długo to nie orientuje się gdzie co jest. Pewnie oprócz KFC, Maka i pizzerii. Bo przecież to trzeba wiedzieć. Inaczej umarł by z głodu. Na pewno mają tam dobre jedzenie. Pokręciłam się trochę po domu jak to mam w zwyczaju. Zjadłam śniadanie. Posprzątałam swój pokój bo trochę go zapuściłam. Niedługo to nic bym w nim nie znalazła. Jeden wielki bałagan. Wszystko by można znaleźć tylko nie to co potrzeba. Porozmawiałam z mamą. Nie była zadowolona z tego co robię, ale przecież mam prawie 21 lat. Tylko żebym nie żałowała, bo tak łatwo można mnie skrzywdzić. Wiem, że martwi się o mnie, ale kiedyś trzeba zacząć wychodzić do ludzi. Zresztą każda mama tak ma. Przez całe życie nie będę ukrywać się w domu. Tylko przetłumacz jej, że to nie jest randka tylko koleżeńskie spotkanie. Dobrze, że nie wie kim jest Maciek bo zaraz by było. Owinie cię jak inne i porzuci jak mu się znudzisz. Może i ma rację, ale dla mnie to tylko spotkanie z kolegą. Mam nadzieję, że młody nic nikomu nie powie. O 14 już jestem gotowa. Nie ubrałam się jakbym wychodziła na bal. Zawsze byłam naturalna. Nie lubiłam się stroić. Chyba, że już naprawdę musiałam, a to zdarzało się rzadko. Nawet nie pamiętam ostatnio kiedy. Chyba na 50. Rocznicę ślubu dziadków. Siedzenie po kilka godzin w łazience to nie było dla mnie. Ubrana w ocieplane trampki, powycierane dżinsy, cieniutki golfik i zimową kurtkę bo jak na końcówkę marca pogoda nas nie rozpieszczała. Chciałam tylko żeby było mi ciepło. Zima powróciła, a tu Wielkanoc za pasem. Doszłam 10 minut przed czasem, co chwilę modląc się żebym się nie połamała. Gdyby komuś zachciało się by ruszyć swoje cztery litery odśnieżyć chodniki i posypać piachem z solą to na pewno byłabym o wiele wcześniej. Nie ma na to w ogóle liczyć. Mogłam wziąć łopatę z garażu i wiadro z piaskiem, odgarniałabym śnieg i posypywała oblodzone chodniki to wtedy na pewno byłyby w takim stanie jakim powinny być. Na Maćka nie musiałam za dużo czekać. Zasapany jakby ktoś go gonił. Pewnie kibice proszące o autograf. Jakoś dziwnie czułam się w jego towarzystwie. Szczególnie jak stał. Mimo, że mam ponad metr osiemdziesiąt wzrostu to i tak wyglądałam jak krasnal. Zamówiliśmy sobie po dużym kubku kawy i ciastku. Kto jak kto, ale ja nie mam zamiaru jeść tyle kalorii. Nie po to się faszeruję dietami żeby jeść takie słodycze. Maciek nie pogardzi jak oddam mu moją porcję. Zresztą powinien być szczęśliwy, że tak o niego dbam. Bezinteresownie oczywiście, bo jakbym mogła inaczej. Rozmawialiśmy już ponad dwie godziny, a buzia nam się nie zamykała. Więcej mówił Maciek. Czasami nie dając mi dojść do słowa. Gaduła z niego. Z jednej strony się cieszyłam bo nie będę musiała mu opowiadać o sobie, a z drugiej chciałabym mu powiedzieć o stażu. Chciałabym zobaczyć jego reakcje. Mogę coś powiedzieć tylko w czasie gdy je moją kostkę sernika bo po jego już dawno zostały tylko okruszki, popijając resztkami mojej zimnej kawy. Spoko i tak już niemiałam zamiaru jej pić. Nie krępuj się. Nawet nie przeszkadzało mi to, że czasami zbyt dużo mówi. Mimo, że znam go od kilku godzin to czuję, że mogę mu zaufać, że mogę mu wszystko powiedzieć. Nigdy bym się takiego czegoś nie spodziewała. Zwykły chłopak, nie wywyższa się i nie uznaję za gwiazdę. Cichy, skromny. Mimo swojego wieku nie jest roztropny co mnie zdziwiło. Kelnerka dziwnie się na nas patrzyła, aż poprosiłam Maćka o wyjście z kawiarni tłumacząc, że się zasiedzieliśmy. W końcu to była prawda. Poszliśmy do parku, skręciliśmy w stronę mojego domu przysłuchując się cały czas jak opowiada o swoim dzieciństwie, o siatkówce i o marzeniach. Zapaliła mi się czerwona lampka. Mam nadzieję, że nie będzie kazał mi mówić o swoim. Jak już będę próbowała zmieniać temat jak to mam w zwyczaju. Nie musiałam bo tak się rozkręcił, że nawet nie zauważył, że dochodzimy do mojego domu. Delikatnie poinformowałam, że już mnie odprowadził pod sam dom. Trochę był zdziwiony bo wczoraj do innego mnie odprowadzał, ale jakoś udało mi się bez żadnych szczegółów wytłumaczyć. Uścisnęłam jego dłoń, żegnałam się  i chciałam uciec do domu bo było mi zimno jednak to nie było takie proste. W zamian za odprowadzenie chciał nagrody. Buziak w policzek i przytulasek. Za dużo przebywa z Serbami. Stanowczo za dużo. Ciekawe za co jak nawet nie wiedział dokąd idziemy. Na pewno już to zrobię. Pomarzyć zawsze można. Zresztą widziałam już odwracając się kilka sekund wcześniej fruwającą firankę w kuchni. Czyżby mama czekała jak wrócę, a może nie tylko ona. Pewnie dzwoniła już kilkadziesiąt razy, a jak mam w zwyczaju wyciszyłam dźwięk i zapomniałam go włączyć po wyjściu z kawiarni. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Wytłumaczyłam mu dlaczego nie mogę tego zrobić. Powiedział, że następnym razem mi nie odpuści, a w ogóle będzie następny raz. Wątpię. Będą święta, po świętach zaraz ostatni mecz w sezonie bo mam taką nadzieję, kierunek Spała, eliminacje, a później matura. Ciekawe kiedy on chce znaleźć czas. Zresztą ja się nigdzie nie wybieram. Jak mi ledwie co doba wystarcza. Pożegnałam się po raz drugi i weszłam do domu. Nie spodziewałam się takiego widoku.

czwartek, 5 września 2013

Rozdział IV

„Już teraz wiem, że dni są tylko po to,
By do Ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów, co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty”

Lady Pank – „Zawsze tam gdzie ty”

Końcówka tygodnia minęła bardzo szybko. Z Bartkiem od tego popołudnia nie spotkałam się ani razu. Dużo pisaliśmy ze sobą, ale jakoś nie mam ochoty się z nikim spotykać. Nawet już nie chodzi o randki. Na razie chłopaków unikam jak ognia. Pawłowi też odmówiłam. Bartek chciał zaprosić mnie na kawę w sobotę. Nie zgodziłam się i nie chodzi o to, że nie chciałam tylko wychodzę z Kubą na mecz. Nie będę zmieniała planów tylko dlatego, że jakiś koleś zaprosił mnie na kawę. Może się obrażać, a ja i tak mam to gdzieś. Moją „ukochaną” sąsiadkę też nie spotkałam. Chociaż raz ktoś mnie wysłuchał. Gdy ją widzę mam niepochamowany śmiech. Wreszcie weekend. Mecz Skra – Politechnika. Tylko tym teraz żyję. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wejdę do ULA. Kiedyś był to mój drugi dom. Mam nadzieję, że dużo się tam nie zmieniło i znajdę sektor. Wyjątkowo nie będę siedziała z Moniką, Marleną i jej chłopakiem Tomkiem na naszych miejscach, ale umówiłam się z nimi przed wejściem głównym. Poznają Kubę, a Kuba ich. Trochę się dziwnie z tym czuję, ale co się robi dla swojego ochroniarza. Teraz planuję tydzień, żeby chociaż trochę czasu mu poświęcić. Tak naprawdę to widujemy się prawie codziennie. Jeszcze kilka godzin, a ja bym chciała być już na hali, siedzieć na niewygodnych plastikowych krzesełkach i patrzeć na akcje ukochanego zespołu. Ten zegarek chyba zatrzymał się. Nie mogę wysiedzieć w domu. Nie daję rady. Ubrana w koszulkę klubową, żółte obcisłe dżinsy, wygodne ocieplane trampki i ciepłą zimową kurtkę, wyłączając wcześniej radio, które nie wiem po co włączyłam, wychodzę. Chyba tylko żeby dotrzymywał mi towarzystwa. Idę uliczkami Bełchatowa. Wstępuje do kawiarni, piję dobrą kawę z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru. W życiu takiej jeszcze nie piłam. Płacę. Wychodzę i udaję się do domu taty. Od mojej choroby jestem tam stałym gościem. Nawet żona mojego taty jest bardzo miła, sympatyczna. Nie spodziewałam się, że kiedyś będę mogła z nią normalnie rozmawiać. Dochodzę. Wchodzę bez pukania jak to mam w zwyczaju. Wiem, że nie powinnam tak postępować, ale kazali mi się czuć jak u siebie w domu. No to tak robię. Od progu można słychać głośne okrzyki Kubusia. Mamo Justyna przyszła! Słyszysz! Przyszła już! Te dziecko mnie zadziwia. Niedługo cały Bełchatów będzie go słyszał. Ile te dziecko ma werwy. Wiem, że się cieszy na mój widok, ale bez przesady. Ubrany w koszulkę podobną do meczowej skrzatów i czarne dżinsowe spodnie, a w ręce zeszyt i długopis, żeby siatkarze mogli mu dać autografy, czeka na godzinę, w której wyjdziemy z domu udając się na halę. Anita bo kazała mi mówić po imieniu, odlicza minuty, aż w końcu wyjdziemy z domu i będzie miała święty spokój tak na około 4 godziny. Cisza, spokój. Udałam się do kuchni pomagając jej przy obiedzie. Nalanie soku do szklanek może nie jest dużą pomocą, ale chęci się liczą. Od razu po meczu i zebraniu autografów obiecałam, że przyprowadzę młodego w całości do domu. Dziękowała mi, że mimo swojego życia mam czas dla niego. Niby jest tylko przyrodnim bratem, ale kocham go bardzo mocno. W końcu mamy tego samego tatę. Długo rozmawialiśmy. Opowiadałam jej o terapii. O postępach. O tym, że ludzie zostali bardziej pokrzywdzeni przez los i dzięki właśnie im otworzyłam się i prawie bez przerwy mogę opowiedzieć o swoim poprzednim życiu, co naprawdę nie jest łatwe. Najważniejsze jest to, że nie cofam się w tył tylko, że malutkimi kroczkami idę do przodu. Opowiadam o studiach, uczelni. Stażu, który będę mogła niedługo odbyć. Właściwie to o wszystkim rozmawiamy. Prawie nie mamy przed sobą tajemnic. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak naprawdę jest. Nie traktuję jej jak przyjaciółkę, ale jak coś jest nie tak to zawsze mogę na nią liczyć. Tak samo jak na dziewczyny czy mamę, która jest dla mnie wielkim oparciem. Po zjedzeniu obiadu i poplotkowaniu o mojej nowej sąsiadce, ale bardziej brzmi perfidne naśmiewanie się z niej razem z młodym wyruszyliśmy na mecz. Mam tylko nadzieję, że będzie umiał się zachować bo ja nie mam zamiaru się za niego wstydzić. Na razie wszystko wskazuje, że nie będzie jakiejś wielkiej gafy z jego strony, ale nie cieszmy się. Nie zapeszajmy. Pomylenie imion moich znajomych jeszcze przeżyje, ale jak pomyli imiona, nazwiska czy pozycje, na których grają siatkarze bełchatowskiego klubu to tego nie przeżyję. Pochowajcie mnie od razu. Zapomniałam dodać. Uwielbiam białe róże, a na wiązanki ponoć się nadają. Dochodzimy do hali i przy wejściu od razu widzę znajomych. Razem z Kubusiem kiwamy im. Bardzo się cieszę z tego widoku. Stęskniłam się za dziewczynami, mimo, że widzieliśmy się dwa dni temu. Poinstruowałam młodego jak się ma zachować i poszliśmy w stronę gdzie stali. Przedstawiłam ich sobie. Chwilę pogadaliśmy jaki wynik obstawiamy i ruszyliśmy na mecz. Doszliśmy do mojego sektora bo był bliżej wyjścia, po czym rozdzieliliśmy się. Dziwnie się z tym czułam. Zawsze we trójkę, albo w czwórkę oglądaliśmy mecz. Kuba tylko przyglądał się rozgrzewce zawodnikom nie odzywając się ani słowem. Cud. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Chyba dziecko mi podmienili. Mogłam sobie mówić, a on tylko przytakiwał. Zachowywał się jak w transie. Robot. Pierwsze szóstki wchodzą na boisko. Mariusz na ataku, aż przetarłam oczy ze zdziwienia. Teraz to mnie zatkało. Chyba dawno mnie tu niebyło. Zresztą dobrze się stało, że Mariusz wraca na atak bo w tym sezonie brakowało mi jego atomowych ataków. Męczył się na przyjęciu, a my traciliśmy punkty. Niestety taka była prawda. Mecz szybko się skończył. Wygraliśmy. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Kubuś był tak szczęśliwy, że tak mnie ścisnął, a ja ledwie co mogłam oddychać. Teraz czas na autografy. Wyjęłam zeszyt z długopisem i podałam go małemu. Ruszyliśmy w stronę barierek. Przeciskając się przez tłumy fanów z niecierpliwością czekaliśmy na naszą kolej. Kuba trochę się denerwował, ale nie mógł się doczekać swojego pierwszego zdobytego autografu i to nie od byle kogo tylko od siatkarza PGE Skry Bełchatów. Młody zebrał więcej autografów niż ja. Już nigdy z nim nie pójdę na żaden mecz. Tylko jest mały problem. Trochę się zapatrzyłam na siatkarzy i straciłam go z pola widzenia. Denerwowałam się. Patrzyłam na opustoszałe sektory. Nigdzie go tam nie zauważyłam. Dziewczyny wyszły przed halę, a ja z Tomkiem jeszcze się rozejrzałam po sektorach, boisku. Zauważyłam go. Kamień spadł mi z serca. Pożegnałam się z Tomkiem, kazałam mu wyściskać dziewczyny. Powiedział, że jak nie zapomni to to zrobi. Mógł chociaż powiedzieć gdzie idzie, a nie ja od zmysłów odchodzę. Charakter odziedziczył po starszej siostrze. Pcha się tam gdzie nie powinien. Tylko, że ja nie mogę uwierzyć w to co widzę. Przecieram oczy i znowu widzę ten sam widok. Kuba razem z synami siatkarzy odbija sobie piłkę. Tylko jak on właściwie znalazł się na płycie boiska i jak ja na nią wejdę żeby go zabrać, jak tłum ochraniarzy zagradza wejścia. Justyna wymyśl coś. Jesteś taka inteligentna. Z moich przemyśleń wyrwał mnie pewien znajomy głos. Znałam go, ale nie wiedziałam skąd. Błagałam tylko Boga żeby to nie był jakiś nawiedzony koleś. Odwracam głowę bo kiedyś i tak będę musiała to zrobić. Nie wierzę. Chyba muszę zmienić okulistę, a najlepiej będę musiała do psychiatry iść bo mam jakieś omamy. Koło mnie stali Karol Kłos i Maciek Muzaj patrząc się jak na głupią. No tak fajnie ciekawe co będę miała do powiedzenia. Myśl Justyna myśl. Dostałam oświecenia. Oni są siatkarzami, Kuba jest na płycie boiska, ja nie mam jak się tam dostać, więc może by byli mili i dzięki ich pomocy weszłabym, wzięłabym młodego i jak najszybciej się dało zwiała z hali, co w moim przypadku i w trampkach jest możliwe. Chwilę z nimi porozmawiałam. Oczywiście nie mogłoby się obyć bez foci z rąsi z samojebką, głupawki i tego typu rzeczy. Dobrze, że aparat nie pęknął. Sukces. Dla nich zrobię wyjątek. Tylko dlatego, że Kuba za bardzo polubił naszą halę. Ja się z nim w domu policzę. Jeszcze nie usłyszał wkurzonej Justyny, to na pewno dzisiaj ją usłyszy. Pożegnaliśmy się, a mi się przypomniało, że mam jeszcze misję do spełnienia. Odebrać Kubę z boiska i odstawić go całego do domu. Lepiej późno niż wcale. Najwyżej zostałby, a ciekawe co ja bym powiedziała tacie i Anicie. Zrobiłam maślane oczka i poprosiłam chłopaków czy byłaby możliwość wejścia na boisko, zabrania młodego i ucieknięcie jak najdalej hali. Zgodzili się w zamian za numer telefonu oraz spotkanie na kawę i ciacho. Dla mnie bardziej ta kawa niż ciacho. Teraz już się boje telefonów w środku nocy. Czy zawsze musi być jakieś „ale”. Dobrze, że niewiedzą, że od sierpnia będę u nich na stażu. Lepiej dla nich. Niespodzianka musi być. Zresztą nie muszą wszystkiego wiedzieć bo jeszcze będą mnie wypytywać o wszystko, ale to tym nie chciałabym mówić. Przywitałam się z Arkiem i Olim, wzięłam młodego i żegnając się próbowałam jak się później okazało bezskutecznie uciec z hali. Nawet nie zdążyłam się pożegnać z dziewczynami. Na parkingu spotkałam Maćka. Błagam tylko niech mi nie mówi jaka ja jestem wyrodna starsza siostra, że brat mi uciekł, a ja nawet nie dostrzegłam kiedy. Jednak jak się okazało chciał nas odprowadzić do domu. Przeczucie mi mówiło, że jednak bezinteresownie tego nierobi. Całą drogę rozmawialiśmy o często błahych sprawach. Czułam się jakbym go znała kilka lat, a nie kilka minut. Jakbym chciała przyjść na jakiś trening to wystarczy, że zadzwonię i wejściówki mam załatwione. Fajny z niego chłopak. Miły, sympatyczny. Ideał. Nie rozmarzaj się Justyna bo niedawno płakałaś z rozpaczy, a teraz już się pakujesz w nowy związek bez perspektyw. Do tego z młodszym facetem o dwa lata od siebie. Siatkarz=kibice w płci żeńskiej=hotki lub jak to się tam nazywa. Najpierw zajmij się sobą. Pokonaj depresje. Wylecz się, a później wpakuj się w związki. Doszliśmy do domu. Młody nie czekając na mnie wszedł do niego zostawiając mnie z Maćkiem. Nie czułam się komfortowo. Wolałam jak był blisko mnie. Gdy już miałam się żegnać, zapytał się czy może pójdziemy jutro na kawę. Zgodziłam się. Przecież to nie musi być od razu randka.

***
No to leci czwóreczka :) Pozdrawiam :)

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział III

„Idź, i nie daj się złamać
Już nigdy nie przestawaj, idź
Bądź niepokonana,
Utkana dla nas cienka nić,
Po której stąpamy,
Pod nami przeciwności tłum.
Idź dalej przed siebie
I nie spoglądaj w dół.”

Liber feat Natalia Szroeder – Nie patrzę w dół

Od sierpnia zaczynam praktyki w PGE Skrze Bełchatów. Jest dopiero końcówka marca, ale to napawa mnie optymizmem. Może poznam wszystkich zawodników, a moje pomysły może będą kiedyś tam realizowane. Nawet kilka razy rozmawiałam z Pawłem, który też tak jak ja będzie miał praktyki. Okazał się być miłym, dowcipnym i koleżeńskim chłopakiem. Przyjeżdża po mnie i Marlenę na zajęcia, bo jak się okazało jest też z Bełchatowa. Tylko, że z drugiej części miasta i musi nadrabiać kilka kilometrów drogi. Zajęcia jak zajęcia, bywają lepsze lub gorsze, ale wiedziałam, że marketing to nie jest taka prosta sprawa. Gdyby nie ja to Marlena już dawno by poległa na tych studiach, ale czego się nierobi dla przyjaciół. Dobrze, że przeważnie ćwiczenia są w parach, lub prace zaliczeniowe piszemy i wysyłamy e-mailem do wykładowcy. Co się u mnie wydarzyło przez te kilka dni. Zaczęłam wychodzić z domu. Z dziewczynami byłam dwa razy w kinie na „Uniwersytecie Potwornym” i jakiejś bezsensownej komedii, której nazwy nawet nie pamiętam, często wychodzimy razem na spacery, nawet udało im się mnie namówić na sesje fotograficzną, którą robił mi Tomek, chłopak Marleny. Wyszła fantastycznie, aż nie mogłam się nadziwić, że na tych zdjęciach jestem ja, a Tomek przy okazji dostał piąteczkę z zaliczenia, a jego koledzy z roku chcieli od niego numer telefonu do mnie, na szczęście im nie dał. Stwierdzili, że jestem ładna i dziwią się dlaczego nie mam faceta. Wszyscy byli zadowoleni. Częściej się uśmiecham., a to jest najważniejsze. Więcej czasu przebywam z Kubusiem. Kilka razy przyszłam po niego do przedszkola. Bardzo się ucieszył. Moje małe prywatne słoneczko. Nie wiem co on w sobie ma, ale gdy tylko go zobaczę uśmiecham się od ucha do ucha, że aż mam widoczne dołeczki w policzkach. Bardzo go polubiłam. Ostatnio nawet przepędził chłopaka, który chciał się ze mną umówić na kawę. Ochroniarz nie ma co, chociaż ma tylko trochę więcej niż metr wysokości. „Justyna jest już zajęta, zresztą to nie twoje progi kolego, a na takie teksty możesz panią ze spożywczaka poderwać”. Nie wiem skąd on takie teksty bierze. Czasami się dziwię, że jest moją kopią. Takie teksty były u mnie na porządku dziennym, a teraz trochę spuściłam z tonu. Gdyby tylko tata o tym wiedział, ale on nie musi o wszystkim wiedzieć. To dla jego dobra. Taki nasz mały sekret. Lubimy razem oglądać mecze. To znaczy na początku go zmuszałam przy okazji odrabiając zaległości, ale z każdym meczem coraz bardziej polubił siatkówkę i wiedział o co chodzi w grze. W ten weekend gramy mecz o 5 miejsce z Politechniką Warszawską i razem udajemy się do ULA oglądać go. Mały nie może się już doczekać, zresztą nie tylko on. Nawet bluzkę ma już kupioną żeby nie odstawać od innych kibiców. Jak też zeszyt i długopis z logiem Skry. Boziu ja nawet nie pamiętam kiedy byłam na meczu. Szkoda tylko, że chłopaki nie grają o pierwsze miejsce. Wiem tylko tyle, że po zaciętych spotkaniach w ćwierćfinale przegrali z Resovią 3-2. Nigdy nie lubiłam tego klubu. Za dobrzy byli. Po kilku rozmowach z Anitą bo tak miała na imię mama Kubusia stwierdziłam, że nie jest taka zła jak przypuszczałam. Lubię do niej przychodzić poplotkować, a przy okazji Kuba ma się z kim pobawić lub pochwalić co robił w przedszkolu. Każdy na tym skorzysta. Mi czas zleci, a dziecko się ucieszy. Dzisiaj z dziewczynami umówiłam się na generalne porządki. Zbyt dużo czasu minęło, a ja dopiero teraz jestem gotowa na wyrzucenie wszystkich rzeczy związanych z Michałem. Trochę przez te dwa lata się uzbierało. Jeszcze przez niego będę musiała wydawać pieniądze na wywóz śmieci, ale lepiej na to niż na poczcie, która wysłałaby mu te paczki . Przez te kilka dni dotarło do mnie, że nie warto jest się na sobą użalać. Nie był wart tego. Postanowiłam żyć tak jak wcześniej tylko, że bez niego. Byłeś, nic nie znaczyłeś, nara. Powtarzam sobie te słowa na okrągło. Wzięłam się za siebie, chodzę na terapię, pomału otwieram się do ludzi, staje się ufna, jednak to co mnie spotkało niepozostanie dla mnie bez znaczenia. Gdyby nie pomoc najbliższych nie poradziłabym sobie sama. Postanowiłam też, że jutro po obiedzie pójdę przeprosić chłopaka, którego potrąciłam na schodach wybiegając z hukiem z Michałowego mieszkania. Nie powinnam być dla niego taka nieuprzejma. Przecież on niczego nie zrobił, tylko w tym samym czasie jak ja przebywał na klatce schodowej i chciał dojść do swojego mieszkania. Tylko co ja mam mu powiedzieć. Nie myślę o tym nawet. Zobaczymy, pożyjemy. Sprzątanie czas zacząć. Worki przygotowane, tylko czekam na dziewczyny. We trzy nam szybko pójdzie. Nawet Kubuś powiedział, że nam pomoże w podzięce za bilety w jednym z najlepszych sektorów. Nie wie, że pieniądze na bilety dał nam tata. Jednak biedactwo się rozchorowało i dostał ode mnie rozkaz na leżenie w łóżku bo inaczej nie wyzdrowieje na mecz, a ja bez mojego prywatnego ochroniarza nie pójdę i z autografów nici. Jedyna osoba, która mnie słucha. Słyszę dzwonek do drzwi i po otwarciu witam się z dziewczynami. Zabieramy się jak najszybciej do roboty, żeby mieć to z głowy. Wywalamy coraz więcej worków, a ja coraz bardziej jestem zadowolona i szczęśliwa, że to zrobiłam. W końcu lepiej późno niż wcale. Uwinęłyśmy się szybko, a teraz pochłaniamy mrożoną kawę z bitą śmietaną na wierzchu, od której jesteśmy uzależnione przegryzając sernik z brzoskwiniami. Mama chyba wiedziała czego nam trzeba. Oglądamy powtórkę meczu z Lotosem. Szybko, gładko i bez przeszkód uporaliśmy się z rywalem. Później trochę poplotkowaliśmy jak to mieliśmy w zwyczaju, chociaż trochę to mało powiedziane. No co musieliśmy obmówić moją nową sąsiadkę. Mieszka już około miesiąc. Na oko wyglądała na 40 lat, a ponoć miała tylko 33. Pusta, wytapetowana dziewucha. Zapomniałam o solarium, w którym przesiaduje 2/3 doby. Przezwaliśmy ją solara bo tak naprawdę nawet nie wiedzieliśmy jak ma na imię i wcale nas to nie interesowało. Uważała się jako miss świata, chociaż nie wiem co w niej widzi ten jej men. Ani to piękne, ani mądre. Nawet przy ludziach nie umie się zachować. Pustak. Chyba, że tylko chodzi o sex, to ja już nie mam pytań. Było kilka minut po 22 jak dziewczyny zaczęły zbierać się do wyjścia. Monika jutro musi zjawić się w szkole, a Marlena w firmie. Dziękuje jej rodzicom, że zamiast zajmować się finansami firmy siedziała ze mną słuchając mojego szlochania w poduszkę. Oczywiście był tekst, że mam nie płakać, że wszystko będzie dobrze i tym podobne. Czasami ta ich nadopiekuńczość mnie przerażała. Po szybkim prysznicu i odczytaniu wiadomości od dziewczyn, że są już w domu poszłam spać. Tak naprawdę to od kilku dni nie śnią mi się żadne koszmary i mogę zasnąć bez problemu. Już pomału nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam. Rano wstałam wypoczęta, zrobiłam sobie śniadanie, które jak zwykle składało się z jogurtu z płatkami kukurydzianymi. Jedząc mieląc papkę w buzi razy tysiąc kończę swoje wykwintne śniadanie. Ubrałam długie spodnie, dość gruby golfik, kurtkę i udałam się do supermarketu niedaleko naszego domu. Przy okazji spotkałam solare i nie byłam zadowolona z jej obecności w sklepie. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie jak tylko potrafiłam i poszłam do działu z czekoladami i tego typu słodkościami, żeby tylko stracić ją z oczu, a przy okazji kupiłam dużą czekoladę milkę, którą uwielbiałam dla tego chłopaka w ramach przeprosin za moje zachowanie. Głupi to ma szczęście - pomyślałam. Kupując potrzebne rzeczy do przygotowania obiadu, ruszyłam w powrotną stronę. Na obiad sobie zrobię spaghetti carbonara, które wcześniej zjem niż to się wydaje. Uwielbiam je. Po skończeniu obiadu odświeżyłam się, moje długie włosy wyprostowałam, a na siebie założyłam czarne rurki i prześwitującą bluzkę z dekoltem i czarne szpilki. Trochę pomalowałam rzęsy, a usta pociągnęłam błyszczykiem, spakowałam czekoladę i byłam gotowa do wyjścia. Oczywiście jak to ja musiałam kilka razy wejść do domu co chwilę o czymś zapominając.  Ruszyłam w stronę przystanku, wsiadając do autobusu numer 14 i kasując bilet myślałam co mam mu powiedzieć i jak on w ogóle zareaguje na mój widok. Raz kozie śmierć. Wysiadam i dochodzę do bloku. Przez chwilę miałam ochotę stamtąd uciec. Jednak coś mnie paraliżuje. Wchodzę do bloku. Dobrze, że jeszcze pamiętam jaki był kod. Po raz pierwszy mój związek z Michałem się do czegoś przydał. Podeszłam do windy, która dzisiaj działała. Nacisnęłam przycisk numer 5 po czym ruszyła. Szybko dostałam się na piąte piętro. Były tam dwie pary drzwi. Nie wiedziałam, pod którym numerem mieszka więc zapukałam do tych naprzeciwko windy. Otworzyła mi starsza schorowana pani. Spytałam się jej czy na tym piętrze mieszka dość wysoki chłopak. Pokiwała głową twierdząco i pokazała ręką gdzie mam się udać. Podziękowałam i z uśmiechem ruszyłam w kierunku, który pokazała mi ta kobieta. Trzy razy ciężko złapałam powietrze i zadzwoniłam dzwonkiem do jego drzwi. Po kilku sekundach się otworzyły. Nie przypuszczałam, że spotkam go w czerwonych bokserkach i przy okazji ziewającego. Chyba go obudziłam. Moje wyczucie czasu mnie powala. Jednak jak już się powiedziało a to trzeba powiedzieć b. Wyciągnęłam z torebki czekoladę i powiedziałam, że to w ramach przeprosin za to co zrobiłam w styczniu. Jednak on nic nie pamiętał, albo udawał. Zaprosił mnie do mieszkania informując wcześniej, że nie spodziewał się gości i nie posprzątał. Nie zraziło mnie to. Byłam przygotowana na najgorsze. Niebyło, aż tak źle. Czasami ja gorzej miałam w pokoju. Kazał mi się rozgościć, a on w tym czasie ogarnie się do stanu, w którym może się pokazać. Ma na imię Bartek. Rozmawialiśmy dość długo, nawet nie wiedziałam kiedy ten czas szybko minął. Jakbyśmy znali się już długo. Tak jak ja lubi siatkówkę. Nie pytał się co wtedy się stało. Może to i dobrze. Odprowadził mnie do domu po czym wymieniliśmy się numerami telefonów. Obiecał, że jak tylko dojdzie do domu to napisze do mnie żebym się nie zamartwiała. Miałam nadzieję, że nie zapomni. Otworzyłam drzwi od domu wzięłam szybki prysznic i jak najszybciej udałam się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

***

No to jak już obiecałam to jestem. Bezsensowna trójeczka leci. Mam tylko do was prośbę. Jeśli przeczytaliście chociaż jedno słowo to zostawcie jakiś ślad po sobie.
Przez ten zlot jestem tak w tyle, że masakra. Justberrry twoje dzieło było czytane na Hali Energii bo przez to wszystko nawet nie wiedziałam, że to była sobota, ale lepej późno niż wcale. Ponoć jest jakaś nowa reklama z Kurkiem, a ja jej nie widziałam :( Trzy dni prawie bez internetu i się nic nie wie.
Poznałam bardzo fajnych ludzi, z niektórymi napewno będę utrzymywać kontakt. Niektórzy nawet mieszkają niedaleko mnie więc jest szansa na spotkania. Zobaczyć zawodników uczucie bezcenne. Nie potrafię tego wyrazić słowami. Postanowiłam nie hotkować, ale jak ich zobaczyłam to miałam oczy jak pięciozłotówki :) Było cudownie :)
Wiem, że czytacie to badziewie u góry i wcale nie chodzi mi o komentarz odautorski, a ja w tym czasie sobie chrapie :) Postaram się jak najszybciej odrobić zaległości na waszych blogach :) Tych co dzisiaj muszą się zmierzyć ze szkołą podziwiam. Dobrze, że ja akurat skończyłam szkołę :)
Pozdrawiam :)