sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział I

„Mówi, że to był tylko flirt,
a ja naiwna kocham się w nim.”
Sylwia Grzeszczak – Flirt

Szary zimowy dzień. Śnieg jak to w okresie zimy padał tak jakby chmura się oberwała. Nie lubię tej pory roku. Zimno, czapki szaliki i tego typu „ozdoby”, autobusy się spóźniają, a gdy idziesz chodnikiem w każdej chwili może cię ochlapać nadjeżdżający samochód, a tego akurat bardzo nienawidzę tak jak przeziębienia i zatkany nos. Jak co dzień rano przed meczem wyjazdowym Skrzatów przygotowuje się do zasiedzenia w salonie przed 50 calowym telewizorem wraz z pełnym stołem „śmieciowego” jedzenia (czytaj: chipsy, czekolada, żelki, ciastka itp.) czekając na Monikę i Marlenę. Sobota 12 stycznia. Zbliżała się godzina 14.30, a ja nie mogłam już się doczekać meczu Skry z Delectą. Bardziej Delecty ze Skrą. Zawsze co tydzień w weekend tak mam. Od samego rana nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Dosłownie mnie nosiło. Mimo, że w tym sezonie chłopaki nie spisywali się tak dobrze jak w poprzednich, zawsze im kibicowałam. Zostało mi od najmłodszych lat. Nie byłam sezonowcem. Bardzo  chciałam żeby wygrali ten mecz, najlepiej za 3 punkty. Po porażkach z Jastrzębskim Węglem i odpadnięciu z Pucharu Polski to zwycięstwo podbudowało by ich psychicznie. Oni wiedzą, że nie są w takiej formie jak na początku sezonu. Po rozwiązaniu kontraktów z dwoma rezerwowymi zawodnikami na ich miejsce sprowadzono doświadczonego włoskiego rozgrywającego i młodego leworęcznego atakującego. Pierwszy mecz w Pluslidze i od razu MVP. Jak dobrze pamiętam zdobył 12 punktów atakiem i 4 po zagrywce. Z moją pamięcią zawsze było ciężko, a do liczb miałam szczególną zdolność niezapamiętywania ich. Wstydź się wstydź Justyna. Kibic, a nie pamięta. Chłopak naprawdę ma talent. Nie mówię to jako hotka. Chociaż zawsze gdy widzę siatkarza Skry mam oczy jak pięciozłotówki, mieniące się takim światłem, że mogłyby oświetlić co najmniej jedną ulicę. Nie wiem dlaczego tak mam. A więc. Nie zaczyna się zdania od „a więc”. Wyszło na jaw, że na lekcjach Polaka przeważnie spałam, albo rysowałam boisko z sześcioma zawodnikami. Za kilka lat na pewno będzie z niego jeden z najlepszych atakujących Reprezentacji Polski. Kiedyś tak jak on mogłam grać w jednym z najlepszych klubów tylko, że Orlenligi. Też przez jakiś czas w szkole grałam na ataku, jakoś przyjęcie mi nie wychodziło. Miałam do tego dwie lewe ręce, zresztą do dzisiaj tak mam. Wszystko jednak inaczej się potoczyło. Może gdyby nie mój impulsywny charakter. Po tatusiu go odziedziczyłam. Temperament to on zawsze miał. Zawsze od najmłodszych lat lubiłam kłócić się z nauczycielami, a w gimnazjum w szczególności z nauczycielką od w-fu. Nigdy jej nie darzyłam sympatią. Była chamska, cwana i wredna. Potrafiła prowokować i nawet z dobrym skutkiem jej to wychodziło. Z każdego chciała zrobić sportowca. Jednak nie zawsze wszyscy się do tego nadają. Tak naprawdę to po jakimś czasie robiłam jej na złość, przez co musiałam zostać po lekcjach biegając minimum 50 kółek wokół boiska, nie wspominając o brzuszkach czy też damskich pompkach na czas. Lubiła się nade mną pastwić. Tłumaczyłam sobie, że będę miała lepsza kondycję, będę lepiej atakować, nie będę się tak męczyć. Za karę z ataku przestawiła mnie na przyjęcie. Udała jej się zemsta. Nie mogłam już tak dużo atakować bo po moim przyjęciu nawet nie można by było wyprowadzić akcji przyjęcie-rozegranie-atak, a co tu mówić o dobrym zaatakowaniu po bloku w aut, czy w pole. Dziewczyny dwoiły się i troiły zastawiając mnie na przyjęciu, ale to jeszcze gorzej wychodziło. Co chwilę wpadały nam piłki, które nie powinny nigdy wpaść. Wielokrotnie mama była wzywana do szkoły z tego powodu, a mi i tak się to nie znudziło. Moje rozważania (Co by było gdyby?) przerwał dzwonek do drzwi. Krzyknęłam tylko proszę, bo wiedziałam kto za nimi stoi. Zresztą niezbyt chciało mi się ruszyć z wygodnej kanapy. Marlena i Monika pomału weszły do salonu i zobaczywszy uginający się stół od różnego rodzaju „pyszności” wybuchły niepohamowanym śmiechem otwierając swoje torby. Myślałam, że to tylko ja jestem maniaczką śmieciowego jedzenia. Później się dziwię, że mam tu i ówdzie, że się w spodnie nie mieszczę. Wybiła 14.30. Trzymałam w ręku pilot od telewizora pastwiąc się nad klawiszem głośności. Niedługo przez te moje naciskanie będę musiała wydać pieniądze na nowy pilot, ale co mi tam i tak wiem, że się od tego wymigam jak mam to w zwyczaju. Pewnie pół Bełchatowa słyszało mój telewizor. Nie interesowało mnie to. W ciszy zapychając się toną niezdrowego jedzenia i popijając ulubioną podróbką coli patrzyliśmy na mecz. Po pierwszym secie wygranym do 15 wszystko wskazywało na szybką wygraną Bełchatowian. Krzyczeliśmy, biegaliśmy i skakaliśmy jak szalone po salonie. Gorzej było już w drugim secie, nic nam nie wychodziło, a po kontuzji stawu skokowego Winiara w trzecim secie było już pozamiatane. Nie mogliśmy się podnieść. Przegraliśmy 3:1. Z smutkiem w oczach władowałam w siebie co tylko było w zasięgu mojej ręki. Zawsze tak mam, a później narzekam, że jestem gruba i katuje się przeróżnymi dietami z mizernym skutkiem. Po odejściu moich przyjaciółek posprzątałam salon, umyłam naczynia, wywaliłam śmieci i poszłam do pokoju. Wpatrywałam się w śnieżnobiały sufit, na którym wisiał czarno – żółty żyrandol. Pamiętam jak z Moniką go malowaliśmy w Skrzatowe barwy ochlapywując przy okazji nowe panele na podłodze i szorując je przez kilka godzin aż do błysku. O minie mamy nie wspomnę. Myślałam, że nie będę już myślała o meczu. Pomyliłam się. Chyba za bardzo kibicem jestem. Minęło kilka minut. Przebrałam się i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych udając się do chłopaka. Chciałam się mu wypłakać, poczuć się bezpieczna. Nie wiedziałam tylko czy będzie w domu. Zaryzykowałam. Po pół godzinie byłam przed drzwiami jego bełchatowskiego mieszkania, szukałam w torebce breloka z kluczami, aby móc je otworzyć. Wiadomo w torebce dziewczyny jest pełno niepotrzebnych rzeczy zaczynając od trzech szminek, a kończąc na kilkunastu różnych paragonach ze sklepów czasami nawet nie pamiętając, że było się w tym sklepie. Po wyrzuceniu na klatkę schodową całej zawartości torebki odnalazłam je. Nie byłam pewna czy dobrze robię otwierając sobie drzwi, ale Michał wręcz mi kazał przychodzić do jego mieszkania kiedy tylko chce i czuć się jak u siebie. Rzadko ich używałam. Może ze dwa razy od kiedy jesteśmy parą, a tak właściwie od kiedy dał mi klucze. Gdybym go chociaż raz nie posłuchała. Zobaczyłam go w łóżku z inną. Chudą blond lafiryndą. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, co zrobić. Rzuciłam tylko klucze od jego mieszkania i z trzaśnięciem ciemnobrązowych drzwi wybiegłam ile miałam sił w nogach, potrącając na schodach pewnego wysokiego chłopaka, mieszkającego z tego co pamiętam dwa piętra wyżej przy okazji wrzeszcząc na niego jak chodzi, nawet go nie przepraszając za swoje zachowanie. Zapłakana nie wiem jakim cudem w całości dotarłam do domu. Nie zwracając na przebywającą w salonie mamę, ruszyłam w stronę pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie chciałam się z nikim widzieć. Chciałam zostać sama. Skulona w kłębek biłam się z myślami co ja takiego zrobiłam, że musiał sobie wybrać inną. W ręce trzymałam zamoczony od moich łez telefon wybierając w menu zakładkę wiadomości, pisząc smsa do Moniki i Marleny treści: „Proszę przyjdź do mnie. Jak najszybciej. Michał, Michał on mnie kurwa zdradził. L ” Nie czytając od nich smsów, wiedziałam, że za jakiś czas będą u mnie w domu. W tym samym czasie klamka drzwi zaczęła się poruszać jakby ktoś chciał za chwilę dostać się do pokoju. Wręcz ktoś z drugiej strony drzwi się z nią siłował. Przeczuwałam, że tak będzie, że będzie chciał się ze mną spotkać. Wszystko wytłumaczyć. Nie chciałam go widzieć. Krzyczał do drzwi żebym mu otworzyła. Żebyśmy pogadali. Wyjaśnili to sobie. Niemiałam na to ochoty. Pomiędzy jedną, a drugą łzą spływającą po policzku wykrzyczałam mu, że nie chce go widzieć. Ma zniknąć z mojego życia. Skrzywdził mnie, tak cholernie skrzywdził. Jak on w ogóle ma czelność przychodzić do mnie po tym co mi zrobił. Po około 20 minutach dziewczyny przebywały u mnie w pokoju czekając na choćby jedno zdanie wypowiedziane z moich ust. Gdy chciałam coś powiedzieć, nie mogłam wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Wiedziały, że tylko płacz ukoi moje cierpienie. Mogłam się im wypłakać do woli. Płakaliśmy razem we trzy. Monika z Marleną pocieszały mnie jak tylko mogły. Mówiły, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży, że znajdę sobie takiego, który nie zachowa się tak jak Michał. Bardziej nie mówiły tylko ględziły mi nad uchem. Nic już nie będzie tak jak wcześniej. Nie chciałam drugi raz cierpieć i jeszcze do tego przez faceta. Wiem, że na świecie nie ma ideałów, a jak są to nie trafiłam na nich w swoim życiu. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. To co się stało dzisiaj nigdy się nie stało. Przepłakaliśmy całą noc, nasze koszulki wyglądały jakby napotkał nas deszcz, śnieg czy zostaliśmy oblane wodą tak jak się robi w lany poniedziałek. Nie wiem czy te plamy od tuszu do rzęs, pudru lub innych rzeczy, które jak my dziewczyny, kobiety mamy w zwyczaju nakładać na twarz dadzą się jakoś sprać. Vanish i pralka ponoć działają cuda. Tak wyglądało w reklamie chociaż to i tak jest oszustwo. Nad ranem gdy już przez okno zaczęły nawet wpadać pierwsze promienie słoneczne, a na zegarku było już grubo po 6, nie wiem kiedy usnęliśmy przytulone do siebie jak z komedii romantycznych. Jednak długo nie pospałam. Jakoś nie mogłam. Śniło mi się wczorajsze wydarzenia. Przegrany mecz, zdrada. To co się stało na pewno zmieniło moje życie. Już nikomu nie zaufam. Po zrobieniu sobie pysznej malinowej herbaty z dwoma łyżeczkami cukru ubrałam się w kurtkę i ruszyłam w stronę werandy. Wiedziałam, że tylko tam będę mogła wszystko sobie w spokoju przemyśleć. Postanowić sobie co dalej będzie z moim życiem. Wiem tylko tyle, że muszę się pozbierać po tym wszystkim, jednak to nie będzie takie łatwe. Może nie jutro, pojutrze czy za tydzień, ale muszę poukładać sobie życie bez niego. Wywalę wszystkie nasze wspólne zdjęcia, ale pierwsze co zrobię to pójdę do sklepu i kupię sobie nową startówkę. Nie będzie mógł się do mnie dobijać. Nękać mnie smsami, telefonami jak już to robi od kilku godzin. Nawet nie mam zamiaru ich czytać, tylko od razu „trafiają do kosza”. Wyczytywać jego przeprosin, jak mnie kocha, które i tak nie są szczera. Jakby mnie kochał to nie poszedłby z tą blond cizią do łózka. Na jego miejscu schowałabym się pod ziemię, jednak on taki nie jest. Wiem, że on tak łatwo nie odpuści za dobrze go znam. Będzie mnie nachodził. Tacy jak on się nie zmieniają. Wszystko to co będzie mi o nim przypominać. Wiem, że mogę liczyć na przyjaciół, mamę. Nigdy się nie odwrócili w potrzebie. Do taty nawet nie mam po co dzwonić i tak ja zwykle dla niego będzie najważniejsza rodzina. Nowa żona i mój przyrodni brat. Nie mam mu za złe, że znalazł sobie drugą taką naiwną jak mama, którą będzie traktował jak nas. To jest jego życie, a co z nim robi to od kilku lat jest nie moja sprawa. Dla mnie on nie istnieje, a prezenty, które dostaje od niego na urodziny leżą głęboko w szafie czekając, aż w końcu je otworze. Niektóre już nawet ponad 10 lat. Będę musiała się tym zająć, dzięki temu może zapomnę o Michale. Jednak czy to jest możliwe. Zobaczymy.

***
No to jedyneczka. Jakoś wena chyba mnie polubiła i niema zamiaru mnie opuścić, a ja z tego powodu się cieszę :) Ostatni tydzień wakacji ... Współczuję tym co 2 września muszą się stawić w szkole ubrani w galowe stroje. Maturzyści "Matura to bzdura" . Ja zdałam za trzecim razem z czego jestem dumna, to wam się uda za pierwszym :) Do trzech razy sztuka :)
Pozdrawam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz