wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział II


„Powiedz, że,
kiedyś uda się,
uwolnić duszę mą,
z uścisku twoich rąk.”
Patrycja Markowska – Świat się pomylił

Mijały dni, tygodnie, a ja nie mogłam pozbierać się po rozstaniu z Michałem. Bolało. Bardzo bolało. Wszystko mi go przypominało. Miałam już dawno powyrzucać do kosza nasze zdjęcia, wszystko co było z nim związane. Nie mam na to siły. Był dla mnie ważny. Wszystko się zmieniło. Wszystko się zmieniło od tego 12 stycznia. Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Gdybym ja tylko mogła cofnąć czas. Nie chodzę na mecze, nie oglądałam ich w telewizji. Nawet nie wychodzę z pokoju. Załamałam się. Wczoraj mama zaciągnęła mnie wręcz siłą do lekarza. Wiem, że martwi się o mnie, ale czy warto jeśli nic mi nie jest. Zawsze tak było. Córeczka mamusi. Lekarz stwierdził początki depresji, a jeśli nie zacznę się zdrowo odżywiać i jeść chociaż 3 posiłki dziennie mogę dostać anemię. Anemia? Chyba coś mu się pomyliło. Ja tylko jem mniej. Zawsze mówił, że przydałoby mi się schudnąć kilka kilogramów, a jak to robię to marudzi. Lekarzom to nie dogodzisz, zawsze mają jakieś „ale”. Depresja w tak młodym wieku? Dziwiłam się mu. Zapisał tabletki, które powinnam brać dwa razy dnia po jednej tabletce i dał namiary na najlepszych psychologów w Bełchatowie i Łodzi. Ciekawe po co. Nie chciałam chodzić do nich, twierdziłam, że nic mi nie jest i samo przejdzie. Potrzebuje tylko trochę czasu. Tak przeważnie mówią osoby, które chorują na depresje. Jednak uległam mamie i nie słuchając jej marudzenia poprosiłam o umówienie na wizytę. Spróbuje. Trzy dni później tak jak wcześniej obiecałam mamie poszłam do jednego na umówioną wizytę do psychologa. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale chciałam mieć święty spokój. Wypytywał mnie o wszystko. O dzieciństwo, kończąc na teraźniejszości. Opisywanie tego pierwszego dość łatwo mi szło, gorzej było z tym co się zdarzyło w ostatnich dniach. Zacięłam się, nabrałam wodę w usta i nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego sensownego zdania. Żadnego słowa. W ciszy mijały sekundy, a ja tylko powiedziałam, że nie jestem jeszcze gotowa na to. Kolejne minuty nie przynosiły rezultatów. Na tym skończyliśmy naszą wizytę. Jeśli się nie odblokuje to niema szans na szybkie wyleczenie się z depresji. Na drugi dzień usłyszałam dwa znajome mi głosy. To byli rodzice. Wyjątkowo się nie kłócili. Cud. Kiedyś zapisałabym sobie to w moim czerwonym kalendarzu, ale teraz czas dla mnie zatrzymał się na 12 stycznia. Rozmawiali ze sobą spokojnie bez żadnych nerwów. Z rozmowy wynikało, że martwią się o mnie. Mama zapewne powiedziała mu o chorobie i o wszystkim. Z jednej strony byłam zła na nią, a z drugiej po raz pierwszy w swoim życiu poczułam, że tato, tyran, który zmarnował mi dzieciństwo wreszcie zainteresował się mną, zaczął mnie odwiedzać ze swoim czteroletnim synem Kubusiem. Bardzo miłe dziecko, podobne do taty czyli do mnie też. Lubiłam się do niego tulić i czochrać jego przydługie blond włosy. On tego nie lubił. Krzyczał, że mam mu tak nie robić jednak nic nie robiłam sobie z tego. Lubiłam go denerwować. Potrafiłam przesiedzieć z nim cały dzień bawiąc się zabawkami czy grając w różne gry. Przed nim jeszcze bardziej musiałam udawać, że wszystko jest ok. Widać, że się o mnie martwił. Strasznie uczuciowy jest, albo tato mu coś powiedział. Chciał, żebym czasami prosił mnie żebym odbierała go z przedszkola czy nawet przyszła się z nim pobawić, ale nie byłam w stanie. Dziewczyny jak tylko mogły przychodziły do mnie spierając mnie. Wiedziałam, że mają swoje życie. Przed Moniką w maju matura i później zawodowy, nie może sobie pozwolić na siedzenie całe dnie i noce pocieszając mnie. Marlena zaniedbuje przeze mnie swojego faceta, dobrze, że pracuje u swoich rodziców bo dawno by pracę straciła. Namawiały oglądanie filmów, na zakupy, wypad do kina, czy choćby na spacer do parku niedaleko mojego domu. Bezskutecznie. Nie chciałam nigdzie wychodzić. Najlepiej bym się zamknęła w moim pokoju, wychodziła tylko do toalety lub coś zjeść i nie wpuszczała do niego nikogo. Wiem, że swoim zachowaniem ranię innych, ale naprawdę tego nie chcę. Może naprawdę powinnam wziąć się za siebie i powoli zmierzyć się z rzeczywistością. Nie wiem czy to będzie takie proste, ale spróbuje. Kilka dni później nie wiem jakim cudem poszłam na uczelnie. Może tylko dlatego, że miałam zaliczenie. Z Marleną pojechaliśmy samochodem jej rodziców. Nie wiem jakim cudem dali nam ich czarne, czyściutkie BMW. Otwierając drzwi dojrzałam pełno białego puszystego śniegu. Nic się nie zmieniło. Wyglądało tak jak zawsze. Zresztą co by mogło się zmienić przez ponad miesiąc. W końcu to jest zima. Mimo, że poprzednie zaliczenia miałam same 5 i 6, bardzo się bałam tego egzaminu. Może wyjdę na kujonkę lub coś w tym stylu, ale ja naprawdę nie potrzebuję tak dużo się uczyć jak inni. Dużo wynoszę z wykładów, chyba, że przysypiałam na nich. Egzamin był najgorszy ze wszystkich. Mimo, że zakuwałam więcej niż zawsze to nie byłam pewna czy w ogóle zdam ten egzamin. Myślami byłam gdzie indziej. Wiem, że najlepsze osoby z roku będą mogły odbyć praktyki w dziale marketingu PGE Skry Bełchatów. Kiedyś na tym zależało, a teraz jest mi to obojętne. Po wejściu na aulę wszystkie emocje opadły, a gdy dostałam test z 50 pytaniami, czytając je przy niektórych odpowiedziach byłam pewna odpowiedzi, a przy kilku się wahałam. Nie były takie trudne jak przypuszczałam. Po zaznaczeniu przeze mnie chyba prawidłowych odpowiedzi oddalam kartki naszemu wykładowcy. Z niecierpliwością czekałam na Marlenę, a z nią później na wyniki. Wybraliśmy się na kawę i ciacho. Tak zaczęłam jeść trochę więcej niż jabłko czy jedną kanapkę dziennie. Byłam z siebie zadowolona chociaż potrafiłam jeszcze przepłakiwać całe dnie i noce. Nie płakałam już tak dużo jak wcześniej, jednak gdy próbuje zasnąć, przeważnie budzę się z krzykiem. Śni mi się dzieciństwo, Michał, związek, w którym  było nam dobrze, a kończąc na zdradzie. Myślałam kilkakrotnie o samobójstwie, jednak mam za słabą psychikę i nie potrafię to zrobić. Wróciliśmy na uczelnie. Jeszcze nie było wyników. Miałam większy stres niż przed egzaminem. Po chwili wyszedł pan profesor wywieszając na drzwiach listę z wynikami. Popłakałam się i to po raz pierwszy od kilku tygodni ze szczęścia. Jako jedyna z grupy odpowiedziałam na wszystkie pytania bezbłędnie. Wszyscy mi gratulowali. Wraz z jakimś tam Pawłem będę miała praktyki w moim ukochanym klubie. Wiem tylko , że w ciągu tygodnia muszę dostarczyć wszystkie dane potrzebne do spisania umowy. Kiedyś na pewno bym się cieszyła, ale nie teraz. Teraz najważniejsze jest wyleczyć się. Zacznę chodzić na sesje do psychologów. Spróbuję otworzyć się. Będzie trudno, ale spróbuję. Postanowiłam, że jak tylko znajdę czas i zdobędę w sobie siłę wywalę wszystkie rzeczy, które będą przypominały mi Michała. Tak wiem mówiłam już to kilkakrotnie. Będę płakać i będę wrzucać wszystko do worków, a później prosto do śmietnika. Wiem, że dziewczyny mi w tym pomogą. Zawsze mogę na nie liczyć.

***
Komentarz odautorski nikły. Przepraszam, że tak krótko. Postaram się, aby następny był o wiele, wiele dłuższy :) Piątunio, Piątunio przybywaj. Niech tylko pogoda dopisze.
Pozdrawiam :)
EDIT : Przepraszam następny post dopiero przewiduje we wtorek może uda mi się wcześniej, ale nie obiecuje :) Zlotejszyn i wszystko jasne jak słońce :) Spróbuje popstykać fotki, żeby wam pokazać jak yło fajnie :)
P.S. Ekonomista zdany :) Jak to mówi Król Samojebek. Jestem podjarana :) Tak około tygodnia przewiduje :D
Pozdrawiam :)
Do wtorku :)

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział I

„Mówi, że to był tylko flirt,
a ja naiwna kocham się w nim.”
Sylwia Grzeszczak – Flirt

Szary zimowy dzień. Śnieg jak to w okresie zimy padał tak jakby chmura się oberwała. Nie lubię tej pory roku. Zimno, czapki szaliki i tego typu „ozdoby”, autobusy się spóźniają, a gdy idziesz chodnikiem w każdej chwili może cię ochlapać nadjeżdżający samochód, a tego akurat bardzo nienawidzę tak jak przeziębienia i zatkany nos. Jak co dzień rano przed meczem wyjazdowym Skrzatów przygotowuje się do zasiedzenia w salonie przed 50 calowym telewizorem wraz z pełnym stołem „śmieciowego” jedzenia (czytaj: chipsy, czekolada, żelki, ciastka itp.) czekając na Monikę i Marlenę. Sobota 12 stycznia. Zbliżała się godzina 14.30, a ja nie mogłam już się doczekać meczu Skry z Delectą. Bardziej Delecty ze Skrą. Zawsze co tydzień w weekend tak mam. Od samego rana nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Dosłownie mnie nosiło. Mimo, że w tym sezonie chłopaki nie spisywali się tak dobrze jak w poprzednich, zawsze im kibicowałam. Zostało mi od najmłodszych lat. Nie byłam sezonowcem. Bardzo  chciałam żeby wygrali ten mecz, najlepiej za 3 punkty. Po porażkach z Jastrzębskim Węglem i odpadnięciu z Pucharu Polski to zwycięstwo podbudowało by ich psychicznie. Oni wiedzą, że nie są w takiej formie jak na początku sezonu. Po rozwiązaniu kontraktów z dwoma rezerwowymi zawodnikami na ich miejsce sprowadzono doświadczonego włoskiego rozgrywającego i młodego leworęcznego atakującego. Pierwszy mecz w Pluslidze i od razu MVP. Jak dobrze pamiętam zdobył 12 punktów atakiem i 4 po zagrywce. Z moją pamięcią zawsze było ciężko, a do liczb miałam szczególną zdolność niezapamiętywania ich. Wstydź się wstydź Justyna. Kibic, a nie pamięta. Chłopak naprawdę ma talent. Nie mówię to jako hotka. Chociaż zawsze gdy widzę siatkarza Skry mam oczy jak pięciozłotówki, mieniące się takim światłem, że mogłyby oświetlić co najmniej jedną ulicę. Nie wiem dlaczego tak mam. A więc. Nie zaczyna się zdania od „a więc”. Wyszło na jaw, że na lekcjach Polaka przeważnie spałam, albo rysowałam boisko z sześcioma zawodnikami. Za kilka lat na pewno będzie z niego jeden z najlepszych atakujących Reprezentacji Polski. Kiedyś tak jak on mogłam grać w jednym z najlepszych klubów tylko, że Orlenligi. Też przez jakiś czas w szkole grałam na ataku, jakoś przyjęcie mi nie wychodziło. Miałam do tego dwie lewe ręce, zresztą do dzisiaj tak mam. Wszystko jednak inaczej się potoczyło. Może gdyby nie mój impulsywny charakter. Po tatusiu go odziedziczyłam. Temperament to on zawsze miał. Zawsze od najmłodszych lat lubiłam kłócić się z nauczycielami, a w gimnazjum w szczególności z nauczycielką od w-fu. Nigdy jej nie darzyłam sympatią. Była chamska, cwana i wredna. Potrafiła prowokować i nawet z dobrym skutkiem jej to wychodziło. Z każdego chciała zrobić sportowca. Jednak nie zawsze wszyscy się do tego nadają. Tak naprawdę to po jakimś czasie robiłam jej na złość, przez co musiałam zostać po lekcjach biegając minimum 50 kółek wokół boiska, nie wspominając o brzuszkach czy też damskich pompkach na czas. Lubiła się nade mną pastwić. Tłumaczyłam sobie, że będę miała lepsza kondycję, będę lepiej atakować, nie będę się tak męczyć. Za karę z ataku przestawiła mnie na przyjęcie. Udała jej się zemsta. Nie mogłam już tak dużo atakować bo po moim przyjęciu nawet nie można by było wyprowadzić akcji przyjęcie-rozegranie-atak, a co tu mówić o dobrym zaatakowaniu po bloku w aut, czy w pole. Dziewczyny dwoiły się i troiły zastawiając mnie na przyjęciu, ale to jeszcze gorzej wychodziło. Co chwilę wpadały nam piłki, które nie powinny nigdy wpaść. Wielokrotnie mama była wzywana do szkoły z tego powodu, a mi i tak się to nie znudziło. Moje rozważania (Co by było gdyby?) przerwał dzwonek do drzwi. Krzyknęłam tylko proszę, bo wiedziałam kto za nimi stoi. Zresztą niezbyt chciało mi się ruszyć z wygodnej kanapy. Marlena i Monika pomału weszły do salonu i zobaczywszy uginający się stół od różnego rodzaju „pyszności” wybuchły niepohamowanym śmiechem otwierając swoje torby. Myślałam, że to tylko ja jestem maniaczką śmieciowego jedzenia. Później się dziwię, że mam tu i ówdzie, że się w spodnie nie mieszczę. Wybiła 14.30. Trzymałam w ręku pilot od telewizora pastwiąc się nad klawiszem głośności. Niedługo przez te moje naciskanie będę musiała wydać pieniądze na nowy pilot, ale co mi tam i tak wiem, że się od tego wymigam jak mam to w zwyczaju. Pewnie pół Bełchatowa słyszało mój telewizor. Nie interesowało mnie to. W ciszy zapychając się toną niezdrowego jedzenia i popijając ulubioną podróbką coli patrzyliśmy na mecz. Po pierwszym secie wygranym do 15 wszystko wskazywało na szybką wygraną Bełchatowian. Krzyczeliśmy, biegaliśmy i skakaliśmy jak szalone po salonie. Gorzej było już w drugim secie, nic nam nie wychodziło, a po kontuzji stawu skokowego Winiara w trzecim secie było już pozamiatane. Nie mogliśmy się podnieść. Przegraliśmy 3:1. Z smutkiem w oczach władowałam w siebie co tylko było w zasięgu mojej ręki. Zawsze tak mam, a później narzekam, że jestem gruba i katuje się przeróżnymi dietami z mizernym skutkiem. Po odejściu moich przyjaciółek posprzątałam salon, umyłam naczynia, wywaliłam śmieci i poszłam do pokoju. Wpatrywałam się w śnieżnobiały sufit, na którym wisiał czarno – żółty żyrandol. Pamiętam jak z Moniką go malowaliśmy w Skrzatowe barwy ochlapywując przy okazji nowe panele na podłodze i szorując je przez kilka godzin aż do błysku. O minie mamy nie wspomnę. Myślałam, że nie będę już myślała o meczu. Pomyliłam się. Chyba za bardzo kibicem jestem. Minęło kilka minut. Przebrałam się i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych udając się do chłopaka. Chciałam się mu wypłakać, poczuć się bezpieczna. Nie wiedziałam tylko czy będzie w domu. Zaryzykowałam. Po pół godzinie byłam przed drzwiami jego bełchatowskiego mieszkania, szukałam w torebce breloka z kluczami, aby móc je otworzyć. Wiadomo w torebce dziewczyny jest pełno niepotrzebnych rzeczy zaczynając od trzech szminek, a kończąc na kilkunastu różnych paragonach ze sklepów czasami nawet nie pamiętając, że było się w tym sklepie. Po wyrzuceniu na klatkę schodową całej zawartości torebki odnalazłam je. Nie byłam pewna czy dobrze robię otwierając sobie drzwi, ale Michał wręcz mi kazał przychodzić do jego mieszkania kiedy tylko chce i czuć się jak u siebie. Rzadko ich używałam. Może ze dwa razy od kiedy jesteśmy parą, a tak właściwie od kiedy dał mi klucze. Gdybym go chociaż raz nie posłuchała. Zobaczyłam go w łóżku z inną. Chudą blond lafiryndą. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, co zrobić. Rzuciłam tylko klucze od jego mieszkania i z trzaśnięciem ciemnobrązowych drzwi wybiegłam ile miałam sił w nogach, potrącając na schodach pewnego wysokiego chłopaka, mieszkającego z tego co pamiętam dwa piętra wyżej przy okazji wrzeszcząc na niego jak chodzi, nawet go nie przepraszając za swoje zachowanie. Zapłakana nie wiem jakim cudem w całości dotarłam do domu. Nie zwracając na przebywającą w salonie mamę, ruszyłam w stronę pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie chciałam się z nikim widzieć. Chciałam zostać sama. Skulona w kłębek biłam się z myślami co ja takiego zrobiłam, że musiał sobie wybrać inną. W ręce trzymałam zamoczony od moich łez telefon wybierając w menu zakładkę wiadomości, pisząc smsa do Moniki i Marleny treści: „Proszę przyjdź do mnie. Jak najszybciej. Michał, Michał on mnie kurwa zdradził. L ” Nie czytając od nich smsów, wiedziałam, że za jakiś czas będą u mnie w domu. W tym samym czasie klamka drzwi zaczęła się poruszać jakby ktoś chciał za chwilę dostać się do pokoju. Wręcz ktoś z drugiej strony drzwi się z nią siłował. Przeczuwałam, że tak będzie, że będzie chciał się ze mną spotkać. Wszystko wytłumaczyć. Nie chciałam go widzieć. Krzyczał do drzwi żebym mu otworzyła. Żebyśmy pogadali. Wyjaśnili to sobie. Niemiałam na to ochoty. Pomiędzy jedną, a drugą łzą spływającą po policzku wykrzyczałam mu, że nie chce go widzieć. Ma zniknąć z mojego życia. Skrzywdził mnie, tak cholernie skrzywdził. Jak on w ogóle ma czelność przychodzić do mnie po tym co mi zrobił. Po około 20 minutach dziewczyny przebywały u mnie w pokoju czekając na choćby jedno zdanie wypowiedziane z moich ust. Gdy chciałam coś powiedzieć, nie mogłam wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Wiedziały, że tylko płacz ukoi moje cierpienie. Mogłam się im wypłakać do woli. Płakaliśmy razem we trzy. Monika z Marleną pocieszały mnie jak tylko mogły. Mówiły, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży, że znajdę sobie takiego, który nie zachowa się tak jak Michał. Bardziej nie mówiły tylko ględziły mi nad uchem. Nic już nie będzie tak jak wcześniej. Nie chciałam drugi raz cierpieć i jeszcze do tego przez faceta. Wiem, że na świecie nie ma ideałów, a jak są to nie trafiłam na nich w swoim życiu. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. To co się stało dzisiaj nigdy się nie stało. Przepłakaliśmy całą noc, nasze koszulki wyglądały jakby napotkał nas deszcz, śnieg czy zostaliśmy oblane wodą tak jak się robi w lany poniedziałek. Nie wiem czy te plamy od tuszu do rzęs, pudru lub innych rzeczy, które jak my dziewczyny, kobiety mamy w zwyczaju nakładać na twarz dadzą się jakoś sprać. Vanish i pralka ponoć działają cuda. Tak wyglądało w reklamie chociaż to i tak jest oszustwo. Nad ranem gdy już przez okno zaczęły nawet wpadać pierwsze promienie słoneczne, a na zegarku było już grubo po 6, nie wiem kiedy usnęliśmy przytulone do siebie jak z komedii romantycznych. Jednak długo nie pospałam. Jakoś nie mogłam. Śniło mi się wczorajsze wydarzenia. Przegrany mecz, zdrada. To co się stało na pewno zmieniło moje życie. Już nikomu nie zaufam. Po zrobieniu sobie pysznej malinowej herbaty z dwoma łyżeczkami cukru ubrałam się w kurtkę i ruszyłam w stronę werandy. Wiedziałam, że tylko tam będę mogła wszystko sobie w spokoju przemyśleć. Postanowić sobie co dalej będzie z moim życiem. Wiem tylko tyle, że muszę się pozbierać po tym wszystkim, jednak to nie będzie takie łatwe. Może nie jutro, pojutrze czy za tydzień, ale muszę poukładać sobie życie bez niego. Wywalę wszystkie nasze wspólne zdjęcia, ale pierwsze co zrobię to pójdę do sklepu i kupię sobie nową startówkę. Nie będzie mógł się do mnie dobijać. Nękać mnie smsami, telefonami jak już to robi od kilku godzin. Nawet nie mam zamiaru ich czytać, tylko od razu „trafiają do kosza”. Wyczytywać jego przeprosin, jak mnie kocha, które i tak nie są szczera. Jakby mnie kochał to nie poszedłby z tą blond cizią do łózka. Na jego miejscu schowałabym się pod ziemię, jednak on taki nie jest. Wiem, że on tak łatwo nie odpuści za dobrze go znam. Będzie mnie nachodził. Tacy jak on się nie zmieniają. Wszystko to co będzie mi o nim przypominać. Wiem, że mogę liczyć na przyjaciół, mamę. Nigdy się nie odwrócili w potrzebie. Do taty nawet nie mam po co dzwonić i tak ja zwykle dla niego będzie najważniejsza rodzina. Nowa żona i mój przyrodni brat. Nie mam mu za złe, że znalazł sobie drugą taką naiwną jak mama, którą będzie traktował jak nas. To jest jego życie, a co z nim robi to od kilku lat jest nie moja sprawa. Dla mnie on nie istnieje, a prezenty, które dostaje od niego na urodziny leżą głęboko w szafie czekając, aż w końcu je otworze. Niektóre już nawet ponad 10 lat. Będę musiała się tym zająć, dzięki temu może zapomnę o Michale. Jednak czy to jest możliwe. Zobaczymy.

***
No to jedyneczka. Jakoś wena chyba mnie polubiła i niema zamiaru mnie opuścić, a ja z tego powodu się cieszę :) Ostatni tydzień wakacji ... Współczuję tym co 2 września muszą się stawić w szkole ubrani w galowe stroje. Maturzyści "Matura to bzdura" . Ja zdałam za trzecim razem z czego jestem dumna, to wam się uda za pierwszym :) Do trzech razy sztuka :)
Pozdrawam :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Prolog

„To, co nam było, co nam się zdarzyło.
Do ułożenia w głowie mam.
To nic nie znaczyło, bo to nie była miłość.
A wciąż mam nadzieję, i nowy plan.”

Red Lips – To co nam było...

Mimo, że mam prawie dwadzieścia jeden lat w moim życiu nigdy nie było różowo. Tata od dziecięcych lat znęcał się nade mną psychicznie, choć nigdy mnie nie uderzył. Mama udawała, że tego nie widzi. Bała się go. Bała się jego reakcji na przeciwstawienie się mu. Nie musiała nic mówić, jej oczy same to okazywały. Widziałam jak kilka razy ją uderzył, a gdy prosiłam go żeby tego nie robił, ubliżał mi. Dobrze, że nie pił. Awantury w naszym domu praktycznie odbywały się codziennie. Jedynie w szkole czułam się bezpiecznie. Nie musiałam słuchać krzyków dobiegających z sąsiedniego pokoju. Po kilku latach rozwiedli się. Przed sądem udawał najlepszego męża i ojca. W rzeczywistości tak niebyło. Mama już nie mogła z nim wytrzymać. Miała wszystkiego dosyć. Nie dziwię się jej. Uciekliśmy od tyrana, bo tak mogę o nim powiedzieć. Mimo, że był moim ojcem niemiałam do niego żadnego szacunku tak jak on do mnie. Nawet teraz. Marzyłam o wspaniałym, kochającym mężu, gromadce dzieci, małym domku na wsi. Marzyłam o dobrej pracy. Może ja za dużo chciałam. Za dużo marzyłam. Od kilkunastu dni walczę z depresją. Depresja w tak młodym wieku? Tak. Łykam codziennie kilka antydepresantów, ale to i tak nic nie daje. Czekam, aż usłyszę dzwonek do drzwi, biegnę ile mam tylko sił w nogach, a w nich zobaczę go. Tak bardzo mi go brakuje. Z dnia na dzień zamykam się bardziej w sobie. Z pokoju wychodzę tylko, aby coś przekąsić, przebiegnąć kilka kilometrów uliczkami Bełchatowa zatrzymując się na chwilę przy Hali gdzie odbywają się mecze miejscowej drużyny albo do toalety. Kiedyś po zakończeniu mojej dość burzliwej i krótkiej kariery sportowej ze znajomymi kochałam tam przychodzić, oglądać mecze i kibicować naszym. W ULU było mi najlepiej, lubiłam tą atmosferę w trakcie meczu. Mogłabym tam przebywać całe noce i dni. Nie miałam nawet czasu, żeby myśleć o tym co jest i co było. Gdy wygrywali cieszyłam się jak głupia skacząc z radości razem z nimi, a gdy przegrywali to i tak dla mnie byli najlepszą drużyną w pluslidze. Kibicem się jest, a nie się bywa. Teraz już wszystko się zmieniło. Nie wychodzę na mecze, rzadko wychodzę z domu. Nawet nie oglądam ich meczów w telewizji. Żałuje tego bardzo. Przyjaciółki, rodzice, najbliżsi chcą mnie wyciągnąć z tego dołka. Nie udaje im się. Zapisali mnie na wizytę u najlepszych psychologów. Wiem, że wizyty u nich kosztują majątek. Bezskutecznie. Nie mogą mi pomóc. To wszystko siedzi w mojej psychice. Muszę się odblokować. Tylko czy po tym co mnie w życiu spotkało odblokuje się. Bardzo bym tego chciała. Naprawdę. Musze przestać o nim myśleć, wyrzucić wszystkie zdjęcia, na których jesteśmy razem. Wszystko co jest z nim związane. Nie potrafię. Kiedy chcę to zrobić bo wydaje mi się, że jestem na to gotowa, rozklejam się jak bóbr. Płaczę przez to kilka dni i nie mogę dojść do siebie. Chciałabym zrobić z tym porządek. Zapomnieć co było. Chyba nie jestem na to gotowa. Tylko ciekawe kiedy będę. No pytam się kiedy. Już ponad dwa miesiące minęły od naszego rozstania, a ja nie potrafię się pozbierać. Schudłam parę kilogramów, ale to mnie akurat cieszy bo zawsze miałam kilkukilogramową nadwagę. Zawsze z tego powodu w czasach szkolnych byłam dyskryminowana przez rówieśników, nawet tych co wyglądali tak samo jak ja. Po prostu nabijali się ze mnie, wyśmiewali, ale gdy coś potrzebowali to wiedzieli gdzie mieszkam lub gdzie mnie można spotkać po szkole. Myślałam, że to mi pomoże. Myliłam się. Było jeszcze gorzej. Patrzyłam w lustro i niedowierzałam, że przed nim stoję ja. Tak strasznie się zmieniłam. Boże jak ja wyglądam, aż strach się pokazać ludzią. Oczy podkrążone, czerwone od płaczu, blada na twarzy. Myślałam nawet o próbie samobójczej. Nawet złapałam za żyletkę. Jednak nie zrobiłam tego. Szybko wrzuciłam ją do kosza, który stał przy umywalce. Przed oczami miałam twarze zamartwionych rodziców, przyjaciółek, które przychodzą codziennie próbując wyciągnąć mnie na mały shopping. Mały. Ta jasne. Pamiętam jak to się przeważnie kończyło. Obładowane torbami z różnych sieciówek wychodziliśmy z galerii, ledwie co dochodząc do domu. Cieszę się, że są przy mnie, że próbują mnie pocieszyć. Lecz czasami naprawdę przesadzają. Wiem boją się o mnie. Boją się żebym czasem nic do tego mojego głupiego łba nie przyszło. Muszę się w końcu pozbierać. Będzie to strasznie trudne, ale mam dla kogo żyć. Mam ich. Zamknęłam się przed światem, w którym jest mi bardzo dobrze, ale w życiu trzeba będzie coś zmienić. Trzeba go otworzyć.
 
***
No to mamy prolog. Nawet jestem z niego zadowolona. W mojej głowie było dużo pomysłów i do końca nie wiem jak dalej ta historia się potoczy. Spróbuje jeszcze dzisiaj dodać EDIT przy poście bohaterowie, ale nie wiem czy mi się uda bo w końcu dzisiaj jest Piątek. Mój ukochany Piątunio. Jak ja za nim czekałam. Dziękuje za wszystkie wyświetlenia, dodanych do obserwowanych itp.
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam :)


czwartek, 15 sierpnia 2013

Bohaterowie


Justyna Nowak - wysoka blondynka o zielonych oczach, jej życie to jedno pasmo nieszczęść, ma 21 lat, a  nie wie co ma zrobić ze swoim życiem. Lubiła imprezować, chodzić na mecze siatkówki, rozmawiać z Moniką i Marleną całymi godzinami o błahostkach. Razem z Marleną studiuje Marketing i Zarządzanie. Kiedyś grała w siatkówkę tylko od tego czasu dużo się zmieniło. Oprócz tego, że już nie ma 12 – 13 lat. Chce powrócić do sportu tylko boi się czy będzie miała taką samą formę jak wcześniej. Nie ma czasu na miłość bo jej jedyną miłością jest siatkówka.

Monika Piotrowska - przyjaciółka Justyny. Singielka. Ma 20 lat. Tegoroczna maturzystka. Od nowego roku szkolnego studentka Kosmetologii. Znają się od najmłodszych lat. Kiedyś nie przepadały za sobą, ale po kilku latach wszystko sobie wyjaśniły. Tak samo jak Justyna jest fanką siatkówki, a jej ulubionym klubem jest PGE Skra Bełchatów. Nawet w nocy może zadzwonić, a ona za kilka minut jest już u niej. Często wygrywa grając w karty. Kto ma szczęście w kartach, ten niema szczęścia w miłości.

Marlena Kwiatkowska - druga przyjaciółka Justyny. Tak ja Justyna ma 21 lat. Chodziły razem do technikum ekonomicznego, a teraz studiują zaocznie Marketing i Zarządzanie na jednej z Łódzkich uczelni. Zawsze może się wygadać. Lubi siatkówkę trochę mniej niż Justyna i Monika. Nie lubi się z Moniką, ale dla Justyny udaje, że jej nie nienawidzi. Toleruje ją. Ma chłopaka Tomka, o którego co chwilę jest zazdrosna.

Michał Skrzypkowski – dwudziestodwu letni szatyn o niebieskich oczach, były chłopak Justyny. Byli razem ponad rok. Kiedyś mówił, że dla niej zrobi wszystko, że nigdy ją nie zostawił, a co zrobił. Zostawił ją dla innej.

Tomek Wiśniewski – chłopak Marleny. Ma 23 lata. Denerwuje się na nią, że jest o niego zazdrosna. Studiuje na trzecim roku studiów magisterskich Fotografie. Jego prywatnymi modelami do zdjęć są Justyna, Monika i Marika. Uwielbia swoją pracę.

Siatkarze PGE Skry Bełchatów

i inni...